Witajcie w pierwszy, listopadowy piątek. Za oknem szaro i ponuro, ale my będziemy grać. To osłodzi nam paskudną aurę. Oczywiście pytamy także Was co będziecie porabiać przez najbliższe kilka dni.
Kilka dni temu wystartowała na Kickstarterze bardzo interesująca gra łącząca w sobie elementy karcianki i strategicznej gry planszowej. Już na pierwszy rzut oka przykuła moje zainteresowanie, bowiem lubię tego typu hybrydy. Głębsza analiza dostępnych materiałów zrobiła na mnie imponujące wrażenie. Gra, dostępna obecnie w wersji zamkniętej bety, już zyskała sobie szerokie grono oddanych fanów i – w obecnej fazie – urządzane są nawet turnieje. Na YouTubie znaleźć można liczne filmy z rozgrywki a gracze bardzo ciepło i z dużym entuzjazmem wypowiadają się o Faërii.
Zanim przejdę do rzeczy i opowiem o wrażeniach płynących z obcowania z najnowszą produkcją spod szyldu Telltale Games, muszę zaznaczyć, że z franczyzą, na której bazuje Wolf Among Us nie miałem wcześniej do czynienia. Owszem, obiło mi się to i owo o uszy – że seria komiksów kultowa w pewnych kręgach, że występują tam postaci znane z baśni, bajek i legend, ale nie są to bohaterowie, o których chętnie opowiedziałbyś małemu dziecku, a i sobie samemu można nieco namieszać w głowie, konfrontując to wszystko ze wspomnieniami z dzieciństwa.
Nareszcie upragniony piątek. Przed nami dwa dni zabawy i zasłużonego odpoczynku. Tylko nie przesadzajcie z imprezowaniem jak to zrobił pewien bardzo znany hydraulik, który zamiast ratować księżniczkę (tak… wiemy, że jest w innym zamku do diaska!) postanowił się… Nie! To już musicie zobaczyć na własne oczy. Południowcy mają jednak słabe głowy.
Shadow Era, gra która sprawiła, że stałem się oddanym fanem komputerowych – czy raczej „elektronicznych” – gier karcianych. Wcześniej, jakoś nie ciągnęło mnie do karcianek, zarówno tych digitalizowanych, jak i papierowych. Miałem, co prawda, do czynienia z różnymi komputerowymi hybrydami i „wariacjami na temat”, pokroju Metal Gear Solid: Acid!, czy Etherlords – które były całkiem udanymi grami i wciągnęły mnie na długie godziny – ale gry karciane sensu stricto do mnie nie przemawiały.
Są rzeczy, których nigdy nie zrozumiem. Jedną z nich jest zamiłowanie do dbania o wygląd samochodu. Mycie, pucowanie, przecieranie, spojrzenie pod kątem, chuchniecie i znów pucowanie. Spojrzenie z odległości trzech kroków. Dopucowanie. A potem czyszczenie rowków w oponach śrubokrętem i zagłębień blacharki rożkiem szmaty. Urywany szloch nad rysą na lakierze.