web analytics

«

»

GrastroLegion na Pandorze

Tak właśnie wyglądamy :)

Tak właśnie wyglądamy :)

Jak wszyscy wiecie w naszym szalonym szpitalu regularnie poddajemy się (zarówno pacjenci jak i personel medyczny) terapiom grupowym. Mają one szczególnie dobroczynny charakter dla naszego zdrowia, głównie psychicznego. Jak w przypadku każdej terapii muszą być jednak skutki uboczne – wzrost niewyspania, zaspania do pracy, skonfliktowanie się z rodziną, która nie może znieść krzyków o 1 w nocy (granie na słuchawkach nie sprzyja odpowiedniej modulacji głosu) etc. Gdzie tym razem zawitaliśmy?

GrastroLegion odwiedzał już w różne wirtualne światy. Zaczęliśmy od Drakensanga, potem było The Old Republic (do którego zamierzamy wrócić), Neverwinter (do którego nie zamierzamy NIGDY wrócić), Path of Exile…

Tym razem nasz GrastroLegion w standardowym już składzie – digital_cormac, carnage, [schnell!! schnell!!] polo_tuc i jolo trafił na Pandorę, czyli do świata Borderlands 2. Pandorę przemierzają też, choć niezależnie, inni GrastroLegioniści – ash_22 i kaplus.

Jako, że powoli zbliżamy się do końca pierwszego przejścia gry czas na małe podsumowanie.

Wybór klas poszedł nam w sumie dość łatwo – carnage wcielił się w karłowatego grubasa z dużymi gnatami, czyli Gunzerkera, cormac odkrywa swój kobiecy pierwiastek będąc syreną, choć nie jestem do końca pewien czy ma na imię Arielka, ja wcieliłem się w postać Zero – snajpera, zabójcy, zaś polo… Właściwie, kto by chciał czytać o tym co robią zdradzieccy Niemcy? Przejdźmy więc dalej.

O ile podział klas w zespole poszedł łatwo wypada opisać jaka NAPRAWDĘ jest nasza drużyna. A trzeba przyznać, że z prawie 80h na koncie bawimy się wyśmienicie, co bez wątpienia jest zasługą rewelacyjnej gry, jak i chyba mogę to już powiedzieć – świetnie zgranego zespołu. Nie jestem tylko pewien czy nasze rodziny podzielają ten entuzjazm kiedy co weekend, albo i częściej zakładamy słuchawki na uszy i desantujemy na Pandorze.

Zanim krótko napiszę o tym jak wygląda nasza gra wypadałoby przytoczyć czytelnikom czysto subiektywną i złośliwą (a jakże) charakterystykę naszych postaci:

– carnage – Gunzerker z powołania. Wydaje się, że jego krótkie nóżki i niewielki wzrost to jego prawdziwe ja. Choć wygląda na twardziela uwielbia się przebierać. Przypuszczamy, że ma tajny deal z Claptrapem i gdzieś w Sanctuary ma zdeponowaną szafę z ubrankami do przebieranek. Zakupoholik. O ile my mamy na koncie jakieś 80h gry, w przypadku carnasia liczba ta jest co najmniej dwukrotnie większa ze względu na czas spędzany w sklepach. Hazardzista – z prawdziwym lękiem zastanawiamy się kiedy zacznie kupczyć własnym ciałem (i gdzie znajdzie takich desperatów) za pieniądze w okolicach Moxxi, żeby móc zagrać na automatach. Potajemnie skontaktowaliśmy się już w tej sprawie z Ellie, która zobowiązała się przyjąć go na swoje złomowisko kiedy carnage rozpocznie swoją terapię antyhazardową… Carnage to dusza naszej drużyny, szczególnie w sytuacjach krytycznych kiedy wspiera nas wiązankami obfitującym w dużo słów na literki K i CH, które sypią się na głowy twórców gier, którzy projektują tak trudne/debilne/poj…/%$@%@ mapy/przeciwników/menu i jeszcze kilka innych rzeczy. A ich dziadek na pewno był żydowskim murzynem filatelistą z Gwatemali. Zapala się w ciągu ułamków sekund (ku wielkiej uciesze reszty załogi) i tak samo szybko się uspokaja. ZABIJA WSZYSTKICH. Nawet tych do których nie strzela. Na jego widok wrogowie zabijają się sami. W akcie desperacji rzucają się pod koła jego samochodu gdyż należy podkreślić, że carnage to „wytrawny” kierowca i entuzjasta wyrzutni rakiet montowanej na samochodzie. Dlatego też zawsze jeździ z Niemcem… Nie wiedzieć dlaczego wyprawy te często kończą się blokowaniem samochodu, skokami w przepaść etc. Choć to pewnie przez plamy oleju rozlane przez Bullymongi. Na pewno. Jedyna osoba, która w 10 minut potrafi wbić 3 levele, zgromadzić trzy szafy złotych przedmiotów i zaliczyć kilka questów. W 10 minut!

Ulubione powiedzenia: „czekajcie jestem w sklepie!”, „granaty, rzucajcie granaty!!”, „widzieliście jak ładnie wyglądam?”, „czekajcie zaraz włączę Gunzerkera!”, „karabin? Gdzie jest karabin, pokażcie mi!”

Specjalne skille: ZABIJA WSZYSTKICH

polo_tuc – zdradziecka, niemiecka… piąta kolumna, która nie zawaha się przed zwabieniem swoich towarzyszy do zgniatarki. Amator złotego deszczu. Kradnie amunicje, a kiedy nie widzimy na pewno wykupuje w sklepach wszystkie najciekawsze przedmioty. Specjalista od skoków, odnajdywania rzeczy NieDoZnalezienia i dostawania się tam gdzie NieDaSięDostać – na pewno, żeby tam coś ukraść. Równie „wytrawny” kierowca jak carnage. Pewnie dlatego, że w Niemczech to tylko czołgami jeżdżą. Często znajduje rzadkie snajperki. Entuzjasta wyrzutni rakiet – zapewne przez słaby wzrok, który uniemożliwia mu precyzyjne celowanie. Przypuszczamy, że to efekt jakichś urazów wyniesionych z walk pod Stalingradem w 1942. Jak na wzorowego przedstawiciela rasy aryjskiej – ma wielki karabin z wyrzutnią rakiet. W ramach hobby napada i plądruje wioski, morduje miniony i „dla pedeków” strzela do niewinnych skagów.

Ulubione powiedzenia: „Hande hoch”, „Schnell! Schnell!”, „Oddajcie mi wszystkie kosztowności!”

Specjalne skille: obsługa zganiatarki, potrafi ukraść amunicję ze sklepu tak żeby inni nie mogli jej kupić, na pewno dużo innych złych rzeczy o których jeszcze nie wiemy

digital_cormac – nasza Syrena i medyk w jednej osobie. Typ stratega, jednak takiego, który szybko wpada w panikę kiedy chaotycznie rozbiegamy się na wszystkie strony. Najczęściej wypowiadane słowa „ej chłopaki, za bardzo się rozbiegamy”, albo „spokojnie, nie tak szybko”. Zawsze chce nam pomóc. W poprzednim wcieleniu był Matką Teresą. Prawdziwy „fan” menu zaprojektowanego przez ludzi z Gearboxa – choć nie zna tylu fajnych słów na literki K i CH co carnage. Zaufany i jedyny kierowca, z którym nie boję się jeździć i w przeciwieństwie do reszty nie ma psychiki 5-latka kiedy dostaje do ręki wyrzutnie rakiet. Fetyszysta SMG, przekonany o ciągłej dyskryminacji na rzecz snajperów. Spec od wŁANczania wszelkich urządzeń. Naczelny operator teleportu.

Ulubione powiedzenia: „No i nie żyję…”, „nie tak szybko”, „rozbiegamy się za bardzo”, „uwielbiam to menu…”, „uwaga wŁANczam”

Specjalne skille: rozwalanie wielkiej rury z eridium samochodem szybciej niż para nieudaczników

jolo – drużynowy snajper. Osoba przejawiająca nieco maniakalne podejście do broni snajperskiej. Owładnięty chęcią jej posiadania i używania. Przez pierwsze 6 leveli reszta drużyny musiała znosić jego jęki, lamenty i pytania „kiedy wreszcie dostanie pierwszą snajperkę”. Ale jednak to Prawdziwy Filar Drużyny, Urodzony Strateg i Dowódca. Gdyby nie on i jego KRYTYKI pozostała trójka zginęłaby zadeptana przez skagi, pychole i bullymongi. Fenomenalny operator rakietnicy zamontowanej na samochodzie (którą zalicza same krytyki rzecz jasna). To on wytycza ścieżkę, którą podąża reszta drużyny – wystarczy przypomnieć kto zakłada sesję i do kogo dołącza reszta drużyny. Ma swoich ludzi od znajdywania poukrywanych znaczków w Sanktuarium. Krążą plotki, że tak naprawdę to On stworzył Pandorę, a teraz się nią tylko bawi. Oficjalny Upominacz Carnasia Żeby Wyszedł ze Sklepu. Czasem wydaje się zagubiony kiedy nie zdąży zająć odpowiedniej pozycji przed rozpoczęciem walki. Wyśmienity znawca historii, fauny i flory Pandory. Godzinami może zabawiać swoich towarzyszy opowiadając im o różnych aspektach historii tej fascynującej planety. Znawca map – główny nawigator w czasie podróży samochodowych z cormackiem.

Ulubione powiedzenia: „KRYTYK!!!!”, „kiedy dostanę snajperkę?” „ja chcę snajperkę!”, „niech to będzie snajperka”, „czy to snajperka?”, „dlaczego to nie snajperka?!”

Specjalne skille: strzela samymi krytykami (nawet jeśli rzuca kamieniami), wcale nie ma przerośniętego EGO…

Tyle jeśli chodzi o nasze postaci. Każdy może wyrobić sobie zdanie na to, kto w tym zespole jest najbardziej odpowiedzialną i niezastąpioną jednostką i dlaczego jestem nią ja.

A jak wygląda nasza gra? Podział zadań w naszym GrastroLegionie jest prosty – ja strzelam krytyki (zawszem nawet rzucając kamieniami), carnage zabija wszystkich (nawet tych do których nie strzela), cormac leczy i panikuje, a polo… jest zdradzieckim Niemcem zabijającym towarzyszy w zgniatarce, kradnącym amunicję i na pewno robiącym jeszcze bardzo dużo innych złych rzeczy :) Choć próbujemy stosować jakąś taktykę często szybko okazuje się, że jest to trudne, bo… ktoś pobiegł za szybko i odpalił milion przeciwników, ktoś się zgubił etc. Ale właśnie dzięki temu nieustannemu chaosowi, który nam towarzyszy gra jest emocjonująca, owocująca co chwilę różnymi śmiesznymi sytuacjami i sprawia nam kupę frajdy. O tym kogo i jak rozwaliliśmy nie będziemy wam opowiadać. Sami musicie zanurzyć się w świat Borderlands 2 i poznać tą naprawdę fajną historię.

Co chyba warte podkreślenia sam tytuł, czyli pospolicie przez nas nazywane Bordery Dwa bronią się na każdym kroku. Jako gra do „co-opa” to po prostu strzał w dziesiątkę. Świetne lokacje, fajne moby, wyśmienity humor, sporo nawiązań do popkultury, masa „znajdziek”, sekretów, no i genialny system generujący przedmioty. Poza fatalnym menu (do którego jednak można się jakoś przyzwyczaić), ta gra praktycznie nie ma słabych stron. Pod warunkiem, że gracie z kimś. Wtedy i tylko wtedy to prawdziwe mistrzostwo świata!

PS. Tu Carnaś! Zgłaszam sprzeciw!! Wcale nie jestem ZŁYM kierowcą w Borderlands 2. To Niemiec z Bres… pardon, kolega polo_tuc jest najbardziej szalonym rajdowcem. Ja po prostu często zapodaję turbo i jadę jak szalony – ALE TO NIE JA ostatnio zrobiłem kick-flipa na p-r-o-s-t-e-j drodze. W przebieranki się bawię bo trzeba mieć „stajla”, a ja w moim meloniku wyglądam po prostu czadowo. Kolega jolo, czyli nasz snajper o krzywych nóżkach zapomniał też dodać, że jestem głównym kamerzystą w B2. Poniżej macie kilka filmów z naszych szalonych wojaży po Pandorze. Co do naszego zachowania :D Faktycznie Borderlands 2 wywołuje u mnie (i nie tylko u mnie) dziką radość, „checheszki” i tak dalej. Bawimy się jak dzieci. Zresztą obejrzyjcie filmiki.

No i jeszcze jedno. Wcale nie mam DWA RAZY więcej godzin na liczniku! Wszyscy mamy w tej chwili ten sam poziom. Owszem zdażyło mi się trochę „pofarmić”, ale niech sobie koledzy przypomną jakie fajne przedmioty im wtedy dałem. Niewdzięcznicy! Jolo nie wspomniał, że podczas nasych sesji w B2 wyżłopaliśmy już hektolitry piwa. W pochłanianiu złotego trunku przoduje… Błękitny Łoś vel. Jolo-snajper. Piwko zagryza czipsami – co też słyszymy. Aaaa i jeszcze jedno :D Czasem Jolo tak krzyczy do mikrofonu, że dostaje burę od żony :D Mamy wtedy niezły ubaw, ale siedzimy cicho. My też czujemy respekt przed panią Jolową! Musimy jednak uczciwie przyznać, że ma ona wiele cierpliwości dla hobby męża. Chociaż w sumie czemu nie? Zamiast łajdaczyć się po knajpach wieczorami… łajdaczy się z nami po Pandorze ;)