Witajcie w kolejnej odsłonie naszej „Diagnozy”. W tym odcinku doktor Konsolite, Carnage i Randall pochylają się nad Evoland 2. Grze, która z pewnością wywoła uśmiech na twarzach fanów gier z dawno minionej przeszłości. Retro górą!
Każdemu, komu dane było w okresie niewinnego dziecięctwa zmuszony był dzielić swoją przestrzeń osobistą z jednym, bądź większą ilością rodzeństwa, przyszła pewnie do głowy myśl, jak fajnie by było, gdyby… cóż, gdyby ich nie było. Nie, nie, nie! Nawet nie próbujcie zaprzeczać, powołując się na ideały braterskiej, czy siostrzanej miłości, etc. Taka czarna myśl z pewnością pojawiła, co najmniej raz, w Waszych maleńkich główkach.
Możecie mi wierzyć, lub nie, ale dawno, dawno temu, w erze dominacji ośmiobitowych komputerów osobistych, fani gier z udziałem hord zombie nie byli rozpieszczani. Mimo gościnnego pojawienia się przedstawicieli tego uroczego gatunku nieumarłych w produkcji takiej, jak Ghosts’n Goblins, czy głównej roli w inspirowanym horrorami George’a Romero Zombi z 1986 roku, można powiedzieć, że motyw zombie nie cieszył się popularnością twórców gier komputerowych.