Ktoś dzisiaj powiedział, że gram w gry, w które i tak nikt nie chce grać. Nie mówię, że nie, pozostaje mieć nadzieję, że nikt nie chce w nie grać nie dlatego, że ja w nie gram.
Shadow Era, gra która sprawiła, że stałem się oddanym fanem komputerowych – czy raczej „elektronicznych” – gier karcianych. Wcześniej, jakoś nie ciągnęło mnie do karcianek, zarówno tych digitalizowanych, jak i papierowych. Miałem, co prawda, do czynienia z różnymi komputerowymi hybrydami i „wariacjami na temat”, pokroju Metal Gear Solid: Acid!, czy Etherlords – które były całkiem udanymi grami i wciągnęły mnie na długie godziny – ale gry karciane sensu stricto do mnie nie przemawiały.
Nie zamierzam się kryć z tym, że głównym, o ile nie jedynym powodem, który sprawił, że bardzo oczekiwałem momentu pojawienia się Star Command na preferowanej przeze mnie platformie (Android) było pozorne podobieństwo gry do FTL: Faster Than Light. Chyba każdy, kto zetknął się z FTL przyzna mi rację, że świetnie sprawdziłaby się ona na urządzeniach przenośnych.
W dzisiejszych czasach pojęcia „przygoda” czy też „gra przygodowa” stały się terminami dość mocno niejasnymi. Tytuły takie jak „Monkey Island”, czy „Beneath the Steel Sky”, które w przeszłości same w sobie stanowiły odzwierciedlenie tego pojęcia, odeszły w niepamięć lub stały się produkcjami dla ściśle hermetycznego grona odbiorców. Z czasem ich miejsce zajęły tytuły o nieco …
Po raz kolejny w nasze ręce zostaje oddana możliwość ratowania świata i skopania tyłków paru obcym. Chociaż pierwszy raz dokonamy tego przy pomocy przywódcy ulicznego gangu, obdarzonego super mocami. Brzmi dziwacznie i szalenie? Właśnie w ten sposób można scharakteryzować najnowszą część serii Saints Row.
Szpital żyje swoim rytmem: za dnia rządzą nim Ordynatorzy, dostojnie przechadzając się od jednego świetnie rokującego pacjenta do drugiego. Pokiwają głowami, pożartują, czasem pogrożą palcem, ale przypadki mają tak dobrane, że zawsze wszystko się dobrze kończy. Wieczorem wkraczają pielęgniary. Ich pokrzykiwania niosą się korytarzami kiedy pacyfikują pacjentów, którzy nie zasłużyli na wizytę Ordynatora. Potem rozdają …
Niemcy nie gęsi, swoje wunderwaffe mają (i nie mówię tu o polo :)). I swoje RPG też. Zwie się ono The Dark Eye i na tyle skutecznie opanowało kraj między Renem a Odrą, że ani im w głowach smoki i podziemia. Na podstawie tego systemu w zamierzchłych czasach powstały 3 części Realms of Arkania, parę lat temu seria Drakensang (wraz ze znanym doskonale Grastroskopii Drakensangiem: Online) a w zeszłym roku przygodówka od Daedalic Entertainment. I jak?
W swojej karierze gracza spotkałem się z kilkoma grami, które miały element survivalu. Nie przekonałem się do Minecraft’a, strasznie podobał mi się pomysły Kojimy w Metal Gear Solid 3: Snake Eater, i strasznie zawiódł mnie najnowszy Tomb Raider (be a survivor? Chyba jednak nie…). Don’t Starve przyglądałem się od dłuższego czasu, aby w końcu zakupić ją na Steam. Warto?