Nie ma to jak przygodówka w starym, dobrym stylu. Taka z klimatem, ciekawymi zagadkami i niesamowitą, artystyczną wizją. Wszystkie te warunki spełnia dowieziony nam przed premierą na „Izbę przyjęć” Tormentum – Dark Sorrow.
Zacznę ten krótki tekst nieco niefortunnie od truizmu – lubię gry przygodowe! Wychowałem się na nich. Do dziś pamiętam pzygody Larry’ego Laffera. Przeżywałem perypetie w kolejnych odsłonach King’s Quest, a Guybrush z Monkey Island był moim idolem. Tak, tak! Kiedyś gatunek „adventure” królował i rządził na rynku. Naprawdę szkoda, że te wspaniałe czasy minęły bezpowrotnie. No, ale to se ne vrati, pane Havranek.
Dziś gry przygodowe to domena małych deweloperów, a wielkie studia wolą serwować nam kolejne odsłony Call of Duty i innego badziewia. Takie czasy rzec by można. Na szczęście od czasu do czasu można jeszcze trafić na perełkę – ot choćby właśnie na Tormentum.
Czym jest „T”. To stworzona przez niewielkie, rodzime studio OhNoo gra przygodowa „point&click” w której wcielamy się w bezimiennego bohatera uwikłanego w dziwaczne perypetie w mrocznym uniwersum rodem z szalonego snu.
Jakie są moje pierwsze wrażenia? Obcowanie z Tormentum – Dark Sorrow jest jak oglądanie niepokojących obrazów Beksińskiego zmiksowanych z surrealistycznymi wizjami świata Hansa Rudolfa Gigera. Zresztą sami twórcy programu nie kryją też inspiracji takimi grami jak Dark Seed (starsi gracze z pewnością wiedzą o co chodzi – to tak w kontekście twórcy Obcego).
Tormentum zadebiutuje już jutro, czyli 4 marca. Twórcy obiecują 3 światy i 80 lokacji poprzetykanych logicznymi zagadkami. Czy warto zainwestować niecałe 12 dolarów w ten tytuł? Ja po krótkim obcowaniu z „T” muszę powiedzieć, że jak najbardziej. Warto wspierać takie produkcje.
Poniżej znajdziecie dwa materiały wideo, które przybliżą wam nieco Tormentum. Więcej o samej grze dowiecie się z naszej recenzji, którą zamieścimy na naszym blogu już wkrótce (jak pogramy nieco dłużej).