Witajcie w drugim odcinku Ekshumacji! Tym razem wstrzeliliśmy się z tematem idealnie. Dziś premiera nowego, „odświeżonego” DOOMa, a my jak na prawdziwych „Retronautów” przystało nagraliśmy odcinek w którym rozmawiamy o pierwszym, jedynym i niepowtarzalnym DOOMie. Tym z 1993 roku. Mamy sporo miłych wspomnień związanych z tym tytułem.
Archowum tagów: retro
Rok 2016 rozpoczynamy nowym cyklem wideo w którym opowiadać będziemy o klasycznych tytułach. Kochamy stare, pokryte już kurzem gry, a że jesteśmy zapalonymi „Retronautami” to uwielbiamy wspominki z dawnych lat i chcemy się nimi podzielić ze światem. Nowy cykl rozpoczynamy rozmową o Chaos Engine od Bitmap Brothers.
Możecie mi wierzyć, lub nie, ale dawno, dawno temu, w erze dominacji ośmiobitowych komputerów osobistych, fani gier z udziałem hord zombie nie byli rozpieszczani. Mimo gościnnego pojawienia się przedstawicieli tego uroczego gatunku nieumarłych w produkcji takiej, jak Ghosts’n Goblins, czy głównej roli w inspirowanym horrorami George’a Romero Zombi z 1986 roku, można powiedzieć, że motyw zombie nie cieszył się popularnością twórców gier komputerowych.
„Diuna” Franka Herberta zajmuje poczesne miejsce na liście najlepszych książek, jakie dane mi było przeczytać. Jest to też książka, która stanowiła dla mnie kamień milowy w kształtującym się guście czytelniczym. Była bowiem pierwszą książką science-fiction, jakie przeczytałem i od tego momentu gatunek ów pochłonął mnie bez reszty. I, ostatecznie, jest jedna z niewielu pozycji literackich, które przeczytałem więcej niż jeden raz (ba, więcej niż dwa razy…) – a nie mam w zwyczaju wracać do czytanych wcześniej powieści.
Niedawane pojawienie się i wymierny sukces ekranizacji jednego przygód z najbardziej kretyńskich super-bohaterów (kretyńskich, w sensie „kurcze, wszystko już było, może tak Człowiek-Mrówka?) poruszył we mnie jakąś nostalgiczną nutę. Niekoniecznie adekwatną – bo filmu jeszcze nie widziałem – ale jakoś tak, słysząc zachwyty nad perypetiami koleżki, który był między innymi zdolny dowodzić armią mrówek, przypomniałem sobie o stareńkiej – relatywnie – gierce ze stajni umiłowanej przeze mnie Sierry.
Pistolety świetlne towarzyszyły konsolom do gier niemalże od zarania historii komputerowej rozrywki. W późnych latach osiemdziesiątych każdy z głównych graczy na rynku miał w swojej ofercie adekwatne urządzenie, umożliwiające „strzelanie” do wirtualnych przeciwników, pojawiających się na ekranie telewizorów. Atari miało swojego XG-1, Sega Light Phasera a Nintendo Zappera.
Historia brytyjskiego studia Imagine Software, któremu mimo ogromnego sukcesu nie dane było przetrwać “siedmiu tłustych lat” powinna na zawsze pozostać przestrogą dla dużych i małych graczy na arenie komputerowej rozrywki. Wczesne lata osiemdziesiąte były początkiem rozkwitu branży. Trudno już wtedy było mówić o przemyśle we współczesnym rozumieniu, jakkolwiek to właśnie firmy takie, jak Imagine Software i – ich główny rywal na rynku brytyjskim – Ocean, stanowiły niejako etap przejściowy pomiędzy “kodowaniem w garażu” a “wielkim przemysłem”.
Nie wybrzmiały jeszcze echa spektakularnej porażki, jaką była premiera gry Batman: Arkham Knight na komputery PC, ale chyba już możemy mówić o zaistniałej sytuacji, jako jednej z największych wpadek w historii gier komputerowych. Wydawanie niedokończonych gier, co prawda, trwa już od bardzo długiego czasu, ale kompromitację Warner Bros. Interactive Entertainment można bez cienia przesady uznać za apogeum tego procederu.