web analytics

«

»

Quantum Conundrum – pierwsze wrażenia

pani główna designerka

W weekend miałem niekłamaną przyjemność pograć u znajomego w Quantum Conundrum, grę na którą czekały całe rzesze miłośników zabawy opierającej się na rozwiązywaniu zagadek logicznych al’a Portal. W sumie nie dziwota, że QC swoją mechaniką tak bardzo przypomina wspomniany hicior od Valve – w obu przypadkach, ich głównym designerem jest ta sama osoba, a mianowicie Kim Swift, kobieta z nie lada głową, pełną obracających się trybek, zębatek oraz zapadek. Sama gra została stworzona przez studio Airtight Games i wydana pod szyldem kwadratowych, czyli Square Enix. Tyle mianem wstępu.

Teraz może nieco o samej grze. Zaraz po włączeniu moim oczom ukazała się śliczna, bajkowo stylizowana grafika. To podstawowa różnica pomiędzy QC a Portalem. Cała stylizacja w grze od Valve opierała się bowiem, jakby to najlepiej ująć, na technologii rodem z filmów SF. W Quantum Conundrum również obcujemy z rozmaitymi technologicznymi wynalazkami, lecz cała ta maszyneria jest ujęta w sposób bardzo bajkowy, jakby zaprojektowana została przez szalonego gnoma, właściciela dość dziwacznego poczucia humoru.

Moja przygoda z tym tytułem trwała jak do tej pory ok 2h, w trakcie których przeszedłem 21% gry, co jeżeli chodzi o jej długość, jest wynikiem powiedziałbym dość średnim. Nie ma się jednak czym martwić, do każdego etapu możemy wracać wielokrotnie i „piłować” go tak długo, aż nie zostanie pokonany na 100%, czyli aż nie natrafimy na wszystkie „znajdźki”, nie przejdziemy go w odpowiednim czasie, czy też nie zakończymy go przy użyciu określonej ilości przeniesień do innych wymiarów.

Właśnie. Skoro zahaczyliśmy już nieco o mechanikę, to skupmy się na niej przez chwilę. Podstawowym „ficzerem”, na którym opiera się cała zabawa z QC, to możliwość przenoszenia się pomiędzy trzema rozmaitymi wymiarami. W każdym z nich, napotkane po drodze przedmioty posiadają inną wagę. Mamy więc wymiar „puszysty” w którym nawet pięciuset kilogramowy sejf waży tyle co piórko, wymiar „normalny” gdzie waga przedmiotów jest powiedzmy taka jak na ziemi oraz wymiar „ciężki”, gdzie każda napotkana rzecz wydaje się być wręcz przyspawana do podłogi. Do przechodzenia pomiędzy nimi służy nam specjalna rękawica, robiąca powiedzmy za pilota. We wszystkim tkwi jednak pewien haczyk. Aby przenieść się do danego wymiaru, w pobliżu musi być włączona specjalna maszyna do przeniesień. Bez niej wcześniej wspomniana rękawica niestety nie zadziała. Jakby tego było mało, rękawica daje nam dodatkowo do dyspozycji możliwość zwalniania płynącego czasu, oraz użycia jeszcze jednej funkcjonalności, której niestety do tej pory nie dane mi było poznać. Kombinacji logicznych przy rozwiązywaniu zagadek mamy zatem co niemiara. Miło.

Jak łatwo się domyśleć, cała zabawa w pokonanie danego etapu polega na odpowiednim użyciu znajdujących się w nim przedmiotów, przy wykorzystaniu możliwości rękawicy. Na początku gry zagadki są dość proste, mamy więc możliwość swobodnie zapoznać się z całą mechaniką. Z czasem jednak robią się coraz to bardziej złożone i nie jest już tak łatwo odgadnąć, o co chodziło level designerom podczas ich tworzenia. Ciekawostką jet to, że czasami człowiek próbuje dokonać czegoś karkołomnego przez ponad godzinę, kiedy to nagle okazuje się, że rozwiązanie było tak proste, że aż wstydliwe. Za to własnie kochamy gry logiczne, czyż nie? :)

Podsumowując, moje pierwsze podejście do Quantum Conundrum uważam za całkiem udane. Gra jest urocza, przyjemna dla oka i potrafi cholernie wręcz wciągnąć. Niestety nie jest również pozbawiona pewnych błędów. Po przejściu tych 21% troszkę zaczyna mnie nużyć jednostajny wygląd korytarzy, a narracja lecąca w tle staje się powoli troszkę irytująca. W kość zaczyna też dawać jednostajność przedmiotów, którymi operujemy – sofa, pudło, stolik, skrzynka, sejf, krzesło, lampka i tyle. W każdym pomieszczeniu dokładnie to samo. Nie chcę tu niczego oceniać, nie wiadomo jak będzie dalej. Być może inne skrzydła budynku, który przychodzi nam zwiedzać, są zupełnie inaczej zaprojektowane. Nie wiem – zobaczy się.

Generalnie wydaje mi się, że z grą autorstwa Airtight Games wszystko jest w jak najlepszym porządku, lecz jakby to ująć, przyrodzenia mi niestety nie urwała. Sądzę jednak, że spokojnie można się zastanawiać nad jej zakupem. Te parę godzin było wypełnione naprawdę fajną zabawą.