Z całą pewnością są pośród nas „erpegowcy”, którzy pamiętają Divine Divinity – świetnego cRPG stworzonego w 2002 roku przez belgijskie studio Larian. Bardzo ciekawe questy, śliczna grafika i obowiązkowy rzut izometryczny przyczyniły się do powstania gry mogącej konkurować (w moich oczach) nawet z kultowym Baldur’s Gate. Po sukcesie pierwszej części Larian Studios postanowiło iść za ciosem i w dwa lata później wydało kontynuację, czyli Beyond Divinity, która jednak nie była już tak dobra jak jej pierwowzór. Lata mijały, a o belgijskim studiu słuch zaginął. Dopiero sześć lat później zdecydowali się na wydanie kolejnej gry z serii. Tym razem był to już w pełni trójwymiarowy Divinity2:Ego Draconis, który to mnie osobiście nie przypadł specjalnie do gustu. Jak się później okazało, moje upodobania nie odzwierciedlały jednak zapatrywań innych miłośników gatunku, ponieważ do wcześniej wspomnianej gry powstały aż dwa dodatki. Jak widać, jednak się opłacało.
Wczoraj natomiast, świat obiegła wiadomość o upublicznieniu materiałów z kolejnej odsłony serii. Tym razem ma być to prequel pierwszej części, zatytułowany Divinity Orginal Sin. Biorąc pod uwagę spadkową tendencję jakości kolejnych gier studia Larian, nie byłem jednak specjalnie zaintrygowany nowym Divinity. Moje spojrzenie uległo jednak radykalnej zmianie, gdy dowiedziałem się o dwóch ciekawych rzeczach związanych z powstająca grą.
Pierwszą z nich jest powrót do rzutu izometrycznego. Czyżby chłopaki z Larian Studios poszli w końcu po rozum do głowy i zwrócili się w stronę tego, co jest najważniejsze w cRPG i przestali patrzyć na gatunek poprzez pryzmat arkadowej siekanki? Mam szczerą nadzieję, że tak właśnie jest. Kolejną sprawą, która wywołała moje najszczersze zainteresowanie jest decyzja o wprowadzeniu do gry turowego trybu walki. No panowie – to rozumiem! Setting fantasy plus rzut izo, plus turowa walka? Nie wiem jak dla Was, ale dla mnie brzmi to nadzwyczaj apetycznie. Jeżeli dodatkowo uda się odtworzyć klimat z pierwszej części gry, to mamy murowanego pewniaka do kupienia.
W grze będziemy przeżywać przygody wraz z dwójką bohaterów – wskrzeszoną ze zmarłych wojowniczką, oraz gościem, który w przeszłości przeżył bliżej nieokreślone, straszliwe katusze. Ciekawostką jest możliwość gry w kooperacji, gdzie każdy gracz steruje jednym z bohaterów.
Nie będę się tutaj bardziej rozpisywał, ponieważ zamieszczone pod tekstem pierwsze developer diary zostało ładnie przetłumaczone na nasz ojczysty język, co za tym idzie można śmiało dowiedzieć się z niego pozostałych ciekawostek dotyczących produkcji. Gorąco zachęcam do obejrzenia, choćby ze względu na opisany tam system walki, który zapowiada się nadzwyczaj ciekawie.
Niestety, w tej całej beczce miodu znajduje się jednak łyżka dziegciu. Przyglądając się screenom, można zauważyć tu i ówdzie, jakże popularną ostatnimi czasy tendencję. Powiem wprost i z góry proszę o wybaczenie kolokwialnego języka, ale po prostu rzygam infantylnym i przesłodzonym stylem graficznym rodem z firmy Blizzard, który i tutaj niestety, jest po części widoczny. Panowie z Larian z jednej strony zarzekają się, iż Orginal Sin garściami czerpie ze spuścizny pierwszej części, a z drugiej po cichutku starają się wepchnąć nam kolorowe guano. Coś jest tutaj moim zdaniem nie do końca tak, jak być powinno….
Nic, zobaczymy jak sprawy potoczą się dalej. Pomimo tego graficznego potknięcia, nadal mam ochotę na zabawę z kolejnym Divinity. Żywię szczerą nadzieję, że warstwa fabularna i mechanika rozgrywki nadrobią to, co zostało pogrzebane wraz z decyzją o wprowadzeniu landrynkowej grafiki dla miłośników My Little Pony…