web analytics

«

»

Rozgadana jaskinia – The Cave

to znowu ja i moje pokręcone poczucie humoru...

Każdy miłośnik gatunku przygodówek, który nie kojarzy postaci Rona Gilberta, powinien niezwłocznie udać się do najbliższego kąta, aby w pokorze i wstydzie poklęczeć na grochu przez co najmniej 256 godzin. Każdy, bez wyjątku. Tym natomiast, którzy właśnie odbyli wcześniej wspomnianą karę i wracają uniżeni ze łzami na policzkach pragnę przypomnieć, że Ron Gilbert to jedna z najważniejszych postaci jakie pojawiły się kiedykolwiek w świecie point’n’click. To właśnie Ron jest twórcą dwóch pierwszych części kultowego Monkey Island, Indiana Jones and the Last Crusade, czy też wcześniejszych Maniac Maison oraz Zak McCracken – gier które stały się kamieniami węgielnymi gatunku. W zasadzie, to pomijając takie tytuły jak Grim Fandango czy Beneath the Steel Sky, nikomu w historii nie udało się stworzyć gier przygodowych o bardziej wciągającej fabule, czy bazujących na lepszym pomyśle. Podsumowując więc: Ron Gilbert jest dla gatunku adventure tym, czy Jimmy Hendrix był dla Stratocastera.

Dlaczego właśnie teraz wspominam o tej postaci? Ponieważ pomimo faktu, że od dość dawna nie było o nim praktycznie słychać (pomijam tu pomyłki typu Death Spank czy Penny Arcade), pan Gilbert postanowił ponownie uderzyć; a tym razem wszystko wskazuje, że zaatakuje z podwójną siłą, ponieważ od paru lat pracuje z najlepszą ekipą jaką można sobie wyobrazić – Double Fine. Po tym jak zapoznałem się z materiałami o War of the Roses myślałem, że świat nie może być już piękniejszy, a tu co widzę? Ron Gilbert tworzy przygodówkę na spółkę z autorem Grim Fandango. Nagle, niczym po zażyciu pewnej substancji chemicznej, świat zawirował, nogi stały się miękkie, a dookoła pojawiły się tysiące migoczących kolorów… :)

Dobrze, skoro już udało mi się odzyskać trzeźwość umysłu, przejdźmy może do rzeczy. Na samym wstępie chciałem napisać czym będzie najnowsze dzieło wcześniej wspomnianego duetu, lecz chyba lepiej i dosadniej będzie zaznaczyć, czym ono nie będzie. Trzymajcie się teraz mocno wszyscy miłośnicy point’n’clickowego półświatka, bowiem The Cave NIE BĘDZIE przygodówką, przynajmniej nie w staroszkolnym tego słowa znaczeniu. Tak, wiem, to było niczym cios w głowę walącym się, stutonowym mostem. Nie pora jednak na rozdzieranie szat – z materiałów, które do tej pory udostępniono jasno wynika, że panowie projektanci doskonale wiedzą co robią, a przynajmniej ja mam taką nadzieję.

Skoro pierwszą traumę mamy już za sobą, przyjrzyjmy się bliżej najnowszej produkcji Double Fine. Najprościej opisać ją jako połączenie klasycznej przygodówki, The Lost Vikings, Trine i Castlevani. Wychodzi z tego niezły miks, lecz wszystkie znaki na niebie i ziemi wskazują, że w tym szaleństwie jest jednak metoda.

podać ognia?

Na samym początku gry wybieramy sobie trzy postaci z dostępnych siedmiu. W menu mamy więc naukowca, mnicha, rycerza, podróżnika w czasie, wieśniaka, dwie sieroty działające jako jedna postać oraz coś bliżej niezidentyfikowanego, przypominającego robota. Typowa menażeria w stylu Double Fine. Po wybraniu wcześniej wspomnianych bohaterów, udajemy się wraz z nimi na eksplorację sieci podziemnych tuneli, będących częścią tytułowej Jaskini. Nie jest to jednak zwykła grota, jakich spotkaliśmy w przeróżnych grach całą masę. W zasadzie Jaskinia ta jest ósmym bohaterem gry, ponieważ…potrafi mówić. Tak, dobrze przeczytaliście – nasze przygody będziemy przeżywać przechadzając się po gadającej jaskini. Nie jestem nawet w stanie wyobrazić sobie jak ma wyglądać werbalna interakcja naszych protagonistów z gadającymi głazami – taki pomysł mógł powstać jedynie w głowach ludzi pokroju Rona Gilberta i Tima Schafera.

Mechanika i główne założenia gry będą opierać się na sprawdzonych patentach z The Lost Vikings. Przełączając się pomiędzy trzema wcześniej wybranymi postaciami, przemierzamy labirynt podziemnych tuneli, pokonując po drodze rozmaite zagadki logiczne, w których rozwiązaniu pomagać mają nam unikalne zdolności każdego z bohaterów. Rycerz dla przykładu może stać się chwilowo odporny na ogień, inna z postaci może oddychać pod wodą itd. Same zagadki zaś są typowym miksem klasycznych rozwiązań typu „wajcha i przełącznik” oraz bardziej nowoczesnych patentów opartych na fizyce. Dodatkowo każda z postaci może zbierać wszelakie napotkane po drodze przedmioty, aby w odpowiednich miejscach wykorzystać je na typowo „przygodówkową” modłę.

naprawdę zgrana drużyna...

Według zapewnień twórców, grę można ukończyć z dowolną kombinacją bohaterów. W tym jednak miejscu dochodzimy do najciekawszej rzeczy. Okazuje się, że w zależności od tego, jakimi postaciami będziemy sterować, napotkamy inne lokacje w grze. Każda z nich (postaci) ma bowiem przypisane do siebie pewne unikalne miejscówki. Dla rycerza będzie to na przykład średniowieczny zamek (jak widać podziemne, średniowieczne zamki znajdujące się w gadających jaskiniach to standard jeżeli chodzi o wyobraźnię Gilberta i Schafera). Podobnie ma się sprawa z niektórymi zakończeniami – będą one uzależnione od kombinacji bohaterów.

Kolejną ciekawą rzeczą wartą odnotowania jest fakt, że każda z postaci posiada swoje własne cele, do których będzie dążyć w trakcie przygody. Wspomniany wcześniej rycerz chce odzyskać pilnowany przez smoka naszyjnik, aby tym samym przypodobać się swej oblubienicy znajdującej się oczywiście w zamku. Jak kończy się ten epizod? Typowo dla Gilbertowskiego poczucia humoru – dzielny rycerz pozwala pożreć smokowi rzeczoną białogłowę i odwracając tym samym jego uwagę, zabiera naszyjnik dla siebie. Takich właśnie bohaterów lubimy :) Z dostępnych materiałów jasno wynika, że cała zabawa będzie suto okraszona podobnymi absurdalno humorystycznymi wybrykami, do których zaliczyć można jeszcze jaskiniową maszynę produkującą hamburgery, czy też podziemną destylarnię grogu (jak widać duch Guybrusha Treepwooda cały czas nawiedza myśli Rona).

Lost Vikings AD 2012

Z tego co widać na udostępnionych screenach oraz na trailerze, całość wygląda przepięknie. Stylizowana grafika w bajkowych klimatach komponuje się przepięknie, a sami bohaterowie zaprojektowani zostali bardzo charakterystycznie, z dużą dawką poczucia humoru. Nie ma co ukrywać – szykuje się niezła jazda.

Co do czysto technicznych ciekawostek, to warto wspomnieć że gra będzie obsługiwała tryb wieloosobowy, lecz jeżeli dobrze zrozumiałem będzie on działał jedynie pod postacią split screena, co w dzisiejszych czasach wydaje mi się raczej dziwne. Być może jest to pewnego rodzaju niedopowiedzenie, gdyż brak możliwości gry w kooperacji poprzez internet znacząco obniży jej atrakcyjność. Jak będzie to wyglądać w rzeczywistości, przekonamy się pewnie dopiero po premierze.  Gra ma ukazać się w przyszłym roku na Live Arcade, PSN, oraz PC, a jej dystrybutorem będzie SEGA.

Nie wiem jak wy, ale ja osobiście jestem straszliwie zainteresowany co z tego wszystkiego wyniknie. Nie sądzę jednak, aby takie persony jak Gilbert i Schafer zrobiły coś nieprzemyślanego i tym samym pokpiły sprawę. Gra jak na razie zapowiada się arcyciekawie i już w tej chwili nie mogę doczekać się dnia premiery. Było nie było, w dzisiejszych czasach dość rzadko mamy sposobność doświadczać w grach porządnej dawki przygody i humoru jednocześnie. Cóż, pozostaje jedynie mocno trzymać kciuki.

Na sam koniec zapraszam do zapoznania się z pierwszym wypuszczonym trailerem. Życzę wszystkim smacznego.