web analytics

«

»

Inversion – pierwszy kontakt

kolejne zrujnowane miasto...

Wczoraj po raz pierwszy w moje macki wpadł produkt Namco-Bandai pod tytułem Inversion. Szczerze powiedziawszy, nie przypominam sobie, aby o samej grze było kiedykolwiek głośno, a przynajmniej nie o jej pecetowej wersji. Zauważyłem jednak, że ostatnimi czasy, gry które przechodzą „cichaczem” są zazwyczaj dużo ciekawsze niż ich szeroko reklamowani bracia. Miałem więc szczerą nadzieję, że z Inversion będzie podobnie.  Czego więc doświadczyłem podczas mniej więcej dwugodzinnej zabawy z tym tytułem?

Jedno można powiedzieć z całą pewnością. Pierwsze co odczuwamy po odpaleniu tytułu, to dość silny efekt Deja Vu. Tak, Inversion jest niestety (albo stety) grą całkowicie wpasowującą się w schemat „kaczka i kołdra” czyli po ludzku „duck’n’cover”, co siłą rzeczy sprawia, iż w mniejszym lub większym stopniu jest zlepkiem patentów zaczerpniętych ze słynnych Gyrosów. W tym konkretnym przypadku podobieństwa te są, powiedzmy…bardzo silne. Silne do tego stopnia, że podczas zabawy cały czas mamy wrażenie, iż ktoś stara się sprzedać nam przysłowiowy odgrzewany kotlet.

Gdyby zerżnięto samą mechanikę krycia się za osłonami, nie byłoby w tym nic złego – w końcu tutaj nic więcej nie da się w zasadzie wymyślić. Problem w tym, że grając w Inversion, zauważamy okrutne wręcz podobieństwa dosłownie na każdym kroku. Postaci mają podobną aparycję co Marcus i jego ekipa, przeciwnicy to skrzyżowanie Locustów z bandytami z Rage, nawet jeden z karabinów zamiast piły spalinowej, ma w identyczny sposób podwieszony wielgachny bagnet, przypominający nóż do krojenia chabaniny. Nie wiem, jednym może się to podobać, ja jednak nie lubię aż tak wielkich zaczerpnięć, można powiedzieć, wręcz śmierdzących plagiatem.

Sama historia jest również kalką tej, którą znamy z Gearsów, a przynajmniej jest do niej bliźniaczo podobna. Pewna rasa atakuje naszą kochaną planetę i nikt kompletnie nie ma pojęcia skąd tak naprawdę wzięli się najeźdźcy. Jakby tego było mało, nasi wrogowie również wychodzą…spod ziemi. Nie chcę na razie wypowiadać się o jakości fabuły ponieważ dopiero co zacząłem grać, ale gdy widzę że głównym motorem napędzającym poczynania naszego bohatera, jest porwanie jego Ukochanej Córeczki przez Przebrzydłych i Straszliwie Złych Obcych, to powiem szczerze, że troszkę mnie naciąga.

Dobra, może na razie pora skończyć te narzekania; czas napisać coś pozytywnego. Z całą pewnością gra jest ślicznie wykonana i bardzo dynamiczna. Obraz zmasakrowanego miasta w którym toczy się zabawa został naprawdę bardzo dobrze przedstawiony. Wszędzie dookoła pełno rumowisk, płonących wraków, śmieci, brudu i wszechobecnego, unoszącego się w powietrzu kurzu. W oddali widać szkielety wielkich zrujnowanych wieżowców, które to w dodatku potrafią na naszych oczach runąć, wzniecając wielkie obłoki pyłu. Generalnie więc, klimatu zastraszenia i beznadziei rodem z Terminatora nie brakuje. Dynamika rozgrywki jest również niczego sobie. Przeskakiwanie pomiędzy osłonami, puszczanie kolejnych serii w kierunku wroga, uniki oraz rozmaite manewry taktyczne potrafią dostarczyć naprawdę wiele radości. W zasadzie nie można się tu do niczego przyczepić.

Warto jeszcze szybciutko wspomnieć, skąd wziął się taki a nie inny tytuł gry. Otóż najciekawszym patentem w Inversion jest możliwość osłabienia lub zwiększenia siły grawitacji na pewnym obszarze. Jak to wygląda i do czego niby ma służyć? Otóż za pomocą pewnego fikuśnego urządzonka noszonego na plecach, możemy strzelić w wybrany fragment ulicy czy budynku sprawiając, że większość znajdujących się tam przedmiotów zacznie lewitować. Możemy teraz ściągać je do siebie za pomocą, powiedzmy „magnetycznej smyczy” i na przykład ciskać nimi we wrogów. Zresztą zastosowań tego patentu jest o wiele więcej. Dla przykładu, możemy oczyszczać sobie drogę poprzez rumowiska lub strzelić w obszar na którym za zasłonami ukrywają się wrogowie, sprawiając tym samym, iż zaczną oni komicznie lewitować. Co tu więcej dodawać – sezon polowań na kaczki ogłaszam za otwarty :)

To chyba na razie  wszystko. Z tego co dane mi było zobaczyć do tej pory, Inversion zapowiada się całkiem ciekawie. Zobaczymy co będzie dalej. Szczególnie czy przedstawiona w grze historia będzie na tyle chwytliwa, żeby zatrzymać mnie przy monitorze dłużej niż magiczne piętnaście godzin.

Na koniec wideo przedstawiające kilka minut z życia Bojownika o Wolność i Amerykański Styl Życia :)