web analytics

«

»

Gramy w Forspoken – do więzienia w Cipalu marsz!

Zarzekałem się, że NIE zagram w Forspoken. Jak zwykle kłamałem. To świetna gra nad którą można się bez końca pastwić w blogowym wpisie. Nie, z tą „świetnością” to łżę jak pies. No to jedziemy z tym koksem do k**wy nędzy i przekonajmy się!

O żeż ty! W mordę jeża kopany. Co to za chamstwo w zajawkowym tekście powyżej? Co za brak kultury! Proszę jednak szanownych czytelników, aby się za bardzo nie oburzali. Po prostu w pewnych momentach tego artykułu postanowiłem pisać w klimacie, lub jak kto woli ekhem… w stylu jakim hojnie raczy nas gra Forspoken. Ta produkcja nie stroni od wulgaryzmów i hojnie nas nimi obdziela. Wulgaryzmów serwowanych nam w żenującym stylu. Bardzo, bardzo żenującym. Acha o co chodzi z tym „Cipalem” z tytułu? Cierpliwości – będzie poniżej!

Będę szczery do bólu. Chciałem zignorować Forspoken, a śledząc informacje z „Internetów” tylko utwierdzałem się w moim postanowieniu. Niestety jestem słabym człowiekiem i dwa dni po premierze, czyli 26 stycznia „złamałem się” i późnym popołudniem zadzwoniłem do zaprzyjaźnionego z naszym blogiem sklepu NORBiT.pl i rzekłem do słuchawki: „ Norbiii dej Forspoken”. Dzień później, czyli w piąteczek kurier przywiózł mi paczuszkę z grą. Byłem pod wrażeniem jak szybko dostarczono mi ten hicior.

Frey w pełnej krasie…

Zacznijmy od drażliwego tematu, który rozpalił graczy na całym świecie. NIE przeszkadza mi kolor skóry bohaterki tej produkcji. Naprawdę! Forspoken, o czym prawie nikt nie mówi, należy do (pod)gatunku fantasy zwanego Isekai. Nie wiecie czym jest Isekai? Zapraszam pod ten adres. Ja bardzo lubię „I” – szczególnie, kiedy jest totalnym absurdem. Na przykład ostatnimi czasy oglądałem i bardzo dobrze się bawiłem przy Anime zatytułowanym Do You Love Your Mom and Her Two-Hit Multi-Target Attacks? Serial jest tak absurdalny, że czarnoskóra bohaterka Forspoken biegająca w trampkach i podartych jeansach po tajemniczej krainie fantasy nie robi na mnie żadnego wrażenia. No zobaczcie sami! Nadopiekuńcza, bardzo potężna mamusia w fantastycznym uniwersum to jest to! Z innych seriali Isekai bardzo polecam np. Overlord.

Sądziłem zatem, że jestem gotowy na każdy absurd, bzdurę i tak dalej. Niestety myliłem się.

Po pierwszej godzinie rozgrywki w Forspoken wydaje mi się, że ludzie nie rozumieją tej gry. Wystarczy wejść w Creditsy – Forspokena zrobili Japończycy i odnoszę nieodparte wrażenie, że panowie (no w creditsach niemalże sami panowie) z Kraju Kwitnącej Wiśni zakpili sobie z ekhem „kultury woke”, której tak dzielnie ci samurajowie od dawna się opierają.

Ta gra to czysty krindż, cyrk, na granicy absurdu. Oklepane motywy (tropes) wręcz OBRAŹLIWE dla cza… pardon Afroamerykanów po prostu aż biją po oczach i sprawiają, że gracz czuje się po prostu zażenowany. Dalej będzie w podpunktach, które pi razy oko odpowiadają temu czego doświadczamy podczas pierwszych 60 minut zabawy w Forspoken. Dlaczego w podpunktach? Tak będzie łatwiej i wygodniej. Zaczynajmy!

1. Już po pierwszym kwadransie gry nie mogłem się doliczyć ile razy Frey (nad)użyła wulgarnego języka. Odpychające, męczące i idiotyczne. Od razu napiszmy to jasno: dialogi w tej produkcji to prawdziwy koszmar.

2. Jak zacząć przygodę z nastoletnią (no ok ma już prawie 21 lat co jest nieco zaskakujące) bohaterką z wiadomej „mniejszości etnicznej”? OCZYWIŚCIE na sali sądowej, gdzie naszej protagonistce – notorycznej przestępczyni ;) grozi pobyt w pierdlu xD ! Nie muszę chyba dodawać, że Frey stojąca luzacko przed sędzią… pardon SĘDZINĄ nawet nie zdejmuje z łba swojej czapaji i zimowej kurtełki i odzywa się cokolwiek buńczucznie i chamsko. Na szczęście sędzina również miała przodków z Czarnego Lądu więc ma niebiańską cierpliwość do swojej ziomalki o niewyparzonej gębie i puszcza ją wolno (z efektem natychmiastowym!).

3. Frey po wyjściu z gmachu sądu idzie do domu, bo musi nakarmić kota. Niestety przemierzając ulice Nowego Jorku napadywują ją paskudne gangusy pod wodzą panienki Lisy :D Ta iście komediowa scena jest godna ostatniego Saints Row – śmieszne „gangole” są jakby żywcem wyjęte z SR. Straszliwa Lisa, ubrana jak tania prostytuta, która urwała się swojemu alfonsowi (ach to „tygrysie” futro) wyciąga gnata i gnębi naszą protagonistkę. Na szczęście Frey odpala swoją super moc parkouru i zmyka swoim ciemiężycielom. Przeskakując siatkę nie omieszkała pokazać im oczywiście Faka! Cóż za wyrafinowana akcja&narracja!

4. Po powrocie do zasyfionej rudery, którą nasza bohaterka eufemistycznie nazywa „domem” karmi kotka. Z szafy wyciąga pokaźną torbę. Niesłusznie pomyślałem, że ma tam ze dwa kilogramy HEROINY (cóż za obrzydliwe i wręcz rasistowskie założenie z mojej strony, ale to przecież wina japońskich twórców gry!), ale NIEWIELE się pomyliłem. Frey wyciąga z torby zwitki banknotów. Nie muszę chyba dodawać, że to RAAACZEJ forsa nabyta ekhem… nielegalnie. Potem nasza biduleńka kładzie się w brudnym barłogu, psioczy na swój los, trochę pochlipuje i zasypia.

5. Gwałtu rety rudera… pardon mieszkanko Frey się pali. To śmieszna ganguska Lisa i jej pachołki podpalają przybytek panny F. Na szczęście udało się uratować kota, ale wspomniana wyżej torba z hajsiwem poszła z dymem. Do kroćset co za pech! Frey ląduje na ulicy. Nie ma nawet swojej zawadiackiej czapaji, ani zimowej kurtełki, a dodać należy, że mamy w grze 25 grudnia więc w Nju Jorku „piździ i gwiździ”.

6. Frey oddaje kotka pani sędzinie (chlip!) i sobie gdzieś idzie. Następna scena to jak ze Spider-Mana. Nasza bohaterka siedzi gdzieś na dachu. W pierwszej chwili pomyślałem, że chce się rzucić z wysokiego piętra co byłoby całkiem zrozumiałe – dom spalony, kota oddała. Forsa przepadła. Stoi na mrozie w samej koszulinie i podartych jeansach. Po czapulce i kurteczce śladu nie ma (czy już wspomniałem, że w Nju Jorku „piździ i gwiździ”?) ALE NIE! W oknie budynku obok Frey zauważa COŚ dziwnego. Folgując swoim, ani chybi wrodzonym złodziejskim instynktom używa mocy parkouru i hops-hops rusza na szaber! Po chwili tajemniczy przedmiot, czyli bransoleta już są nasze… znaczy się jej! Ale cóż to na prochy wielkiego Martina Luthera Kinga! Skąd ten blask i bling-bling? Tak to określenie pada w przerywniku animowanym. Olaboga co się dzieje? Z kronikarskiego obowiązku dodam tylko, że Frey określa swoje znalezisko jako mankiet, czyli w dzikim języku cuff.

7. Otwiera się portal przez który do obcego świata wpada skonfundowana Frey. Och jak tu pięknie i kulturalnie! A jaka wspaniała i robiąca wrażenie architektura! Niemniej jednak nowe otoczenie nie wpływa na „kulturę języka Frey” i oczywiście zaczyna kląć. Po chwili bluzga jeszcze bardziej bo odzywa się do niej bransoleta, której nie może zdjąć. Bransoleta gada, co zrozumiałe, z brytyjskim akcentem, ale przynajmniej nie klnie. Nagle pojawia się wykurwiście wielkie smoczydło (F. nie omieszkała zakląć siarczyście jak tylko go zobaczyła) . Chwilę potem mamy bełkotliwy dialog między Bransoletą a nadal rzucającą mięsem dziewczyną. Dialog z którego niczego konkretnego się nie dowiemy, ale za to poczujemy irytację.

8. Czas ruszyć na przygodę. Bransoleta wie, że gdzieś tam, hen daleko jest miasteczko więc Frey biegnie per pedes w swoich trampkach! A propos butów – zapomniałem wcześniej wspomnieć, że w tym zasyfionym, spalonym mieszkaniu Frey, jak każdy prawilny mu… pardon, Afroamerykanin, miała półeczkę pełną wypucowanych sneakersów (tropes…tropes…). Okay, ale lećmy dalej

9. Nagle na moście atakuje nas wilko-coś-tam-jeżozwierz jest toto włochate, paskudne i ma zęby od pępka po szyję… ciężko to opisać. Musicie to zobaczyć! Bransoleta ratuje obsraną ze strachu Frey i uwalnia MOC MAGII. Kiedy ze zwierzoła zostało śmierdzące truchło mamy najbardziej żenujący i durny dialog – a konkurencja na tym polu przez ostatnią godzinę była spora!

10. Biegnę, znaczy się Frey Biegnie do miasteczka. Po drodze atakują nas zmutowane jakieś pseudo-miśki-zombie biegające jak paralityk ze wścieklizną. Ufff, dotarłem do pierwszej ludzkiej siedziby! Playstation 5 informuje mnie, że za chwilę kończy się godzinne nagranie w glorious 4K więc na tym etapie postanawiam zakończyć na dziś wojaże w grze Forspoken. Wideo macie poniżej.

Sam nie wiem co mam sądzić. Marne sześćdziesiąt minut to za mało na ocenę gry. Poza tym ze wstydem przyznam się, że raczyłem się podczas zabawy alkoholem, co mogło, choć wcale nie musiało wpłynąć na odbiór tej mojej godzinnej przygody. Czy lekkie zamroczenie napojami wyskokowymi mogło wpłynąć na moje pierwsze wrażenia? Być może.

Nie zmienia to jednak smutnego, brutalnego dla Forspoken faktu. Ta godzina była jak popsuty… nie… kolejny raz użyję „nomenklatury”/parszywego języka naszej protagonistki – ta godzina rozgrywki była jak doszczętnie zjebany rollercoaster, albo odgrywana przez naćpanych studentów scenka z Monty Pythona – niby śmieszna, ale nie do końca i bez finezji oryginału ;).

Oj bąbelek!

Wizualnie gra jest całkiem ok, ale grałem w trybie z RT. Potem sprawdzę jak to wygląda w trybie „Wydajność”. Cała reszta? Nie za bardzo. Dialogi. Mój Boże dialogi… W ubiegłym roku bolały mnie zęby od marnych dialogów w Dying Light 2. Potem pojawiło się coś jeszcze gorszego, czyli wspomniany Saints Row, ale Forspoken ze swoimi dialogami i odzywkami przebija żenadą absolutnie wszystko. Od kilku dni w Internetach trąbią, że „dialogi w F. są żenujące”. Uwierzcie, że tym razem ludzie w Sieci nie przesadzają!

Nasza bohaterka jest niezbyt sympatyczna, klnie jak pijany marynarz i nie wiem jak ja to wytrzymam dłużej… bez alkoholu chyba nie dam rady!

UPDATE

Powyższe podpunkty sumujące pierwszą godzinę rozgrywki w Forspoken pisałem późną nocą i lekko zawiany. Następnego dnia, czyli w sobotę postanowiłem się zrehabilitować i kontynuować grę już na trzeźwo, choć jest to trudne niczym jedna z dwunastu prac Heraklesa. Przede wszystkim nie było już tak zabawnie. Najwidoczniej procenciki dodają nieco funu tej grze. Dzięki świeżej głowie mogłem doświadczyć przygód Frey bez małego znieczulenia.

Ostatnio, co możecie sprawdzić pod koniec pierwszego materiału wideo (to ten na dole w 4K), nasza cudowna protagonistka dotarła do zrujnowanego miasteczka. Chwilę później zerwała się paskudna, magiczna burza i pojawił się wredny smok z którym stoczyliśmy epicką bitwę. Dość powiedzieć, że było srogo, ale nasza bohaterka jakoś wykaraskała się z kłopotów. Wszystko to możecie obejrzeć na materiale wideo numer dwa. Idę na łatwiznę. Wiem, wiem!

W końcu podczas rozgrywki dowiedziałem się nieco o samym świecie Athii i tak dalej. Na koniec trafiłem do ekhem… ostatniego miasta ludzkości o nazwie Cipa… to znaczy się Cipal. Nie dane mi było jednak w skórze Frey zwiedzić tej zacnej metropolii ponieważ biedne dziewczę zostało od razu zakute w dyby i wtrącone do pierdla. Straszny pech. Tylko co to ma być do kroćset? Naprawdę twórcy tej gry chyba sobie kpią w żywe oczy z mniejszości! Dostajemy czarnoskórą bohaterkę i co chwila – i w każdym świecie – jesteśmy targani przed sąd, albo trafiamy do więzienia. To doprawdy jakiś niesmaczny żart! Co dostaniemy w drugiej części tej gry? Dilerkę białym, magicznym proszkiem, albo włamy do karoc i powozów bogatych szlachcianek?

Na szczęście z mrocznych kazamatów zostałem szybko uwolniony przez nadobną niewiastę, która zleciła mi BWZ. Znaczy się Bardzo Ważne Zadanie odzyskania czegoś-gdzieś-tam. Szczegółów nie zdradzę. Niektórzy nie lubią spojlerów. Zanim ruszyłem na wyprawę poszwendałem się trochę po Cipalu. A w Cipalu jest raczej paskudnie. Miasto jest w ruinie, a ludzie są odrobinę smutni i małomówni – NPCe rozsiani dość losowo po uliczkach i placu mają tylko jedną linię dialogową. JEDNĄ. Gdzie ja jestem? W grze z lat 80? To tak na marginesie.

W końcu znudziło mi się truchtanie po Cipalu i ruszyłem w wielki świat. To był dobry moment na to, aby przełączyć opcję graficzną – pamiętajcie gram na Playstation 5 – z trybu RT (Ray Tracing) na Performance. W sumie nie zauważyłem wielkiej różnicy, a sama gra stała się znacznie płynniejsza. To cieszy. W sumie napisałbym coś jeszcze o Cipalu, bo bardzo podoba mi się nazwa miasta, ale już przestanę, bo w gruncie rzeczy najciekawsze w Cipalu to sama nazwa Cipal.

Oj rozpisałem się, a więc trzeba powoli kończyć. Jak na razie mam za sobą nieco ponad trzy godziny rozgrywki. Wizualnie jak już wcześniej wspomniałem jest całkiem dobrze. Otwarty świat wygląda bardziej niż przyzwoicie. Niestety modele postaci (ludzi) są dość szkaradne i wywoływały u mnie salwy śmiechu. Potwory natomiast prezentują się nad wyraz okazale. Wielkie smoczydło jest naprawdę wielkie jak „sam skurwesyn”. Reszta przeciwników też jest niczego sobie. System magii i walka jest niezły – strzelanie magicznymi kamieniami niczym z UZI jest całkiem fajne. Acha wędrując po uliczkach Cipalu nie można używać magii. No dobrze, już dobrze nie napiszę więcej ani słowa o Cipalu!

Żałosne żarciki na bok. To mogła być naprawdę dobra gra. Prawdziwa gratka dla fanów Isekai. Niestety nasza protagonistka jest fatalna. Interakcja – dialogi – między Frey a magiczną bransoletką wołają o pomstę do nieba. Gadki z innymi postaciami zresztą też nie są lepsze. Frey jest niesympatyczna i chamska. Jej stosunek do świata w którym się znalazła i tym samym do mieszkańców krainy Athia można określić jednym zdaniem, które brzmi: mam to w dupie. Bo tak właśnie jest. Frey ma głęboko w czar… o pardon! Ma głęboko w pogardzie wszystko i wszystkich. Co gorsza to podejście zupełnie nie zmienia się z czasem i jest po prostu irytujące. Z takim nastawieniem nasza bohaterka powinna dostać z plaskacza od każdego NPCa z którym rozmawia.

Forspoken to, generalnie mówiąc, najgorzej sklecona pod względem fabularnym gra jaką miałem (nie)przyjemność ogrywać w ostatnich kilku latach. Przygody Frey swoją żałosnością przebijają nawet wspomniany wcześniej „hicior” z ubiegłego roku, czyli Saints Row. To naprawdę nie lada wyczyn.

Oto Cipal… miasto Cipal

No i jest chyba tak jak napisałem na samym początku tego przydługiego tekstu: odnoszę nieodparte wrażenie, że wydana przez Square-Enix produkcja studia Luminous Production (mają na swoim koncie całkiem niezłe Final Fantasy XV) niemiłosiernie kpi z tak zwanej „kultury woke”. STOP! Myliłem się. Niestety, ale zrobiłem z ciekawości drobny „risercz” i przyjrzałem się twórcom gry. Moja zgrabna teza ukuta po szybkim rzucie okiem na creditsy i pierwsze minuty gry legła chyba w gruzach.

Dlaczego? Ponieważ w produkcję Forspoken zaangażowani byli twórcy z Zachodu. W dodatku nie byle jacy. W tworzeniu tego arcydzieła elektronicznej rozrywki brali udział między innymi Amy Henning ( Uncharted 2/3, Legacy of Kain: Soul Reaver) oraz Amy Berg, scenarzystka prosto z Hollywood mająca na swoim koncie takie hity jak np. serial Odpowiednik, Alienista, kilka odcinków serialu Demony Da Vinci i wiele, wiele innych.

Swoje trzy grosze w kreację uniwersum gry dodał również taki tuz jak Gary Whitta znany ot choćby z filmu Księga ocalenia, czy Łotr 1. Gwiezdne wojny – historie. Jakim zatem cudem na litość boską Forspoken pod względem fabularnym prezentuje się tak marnie? W głowie mi się to po prostu nie mieści. Kto skopał scenariusz, dialogi i całą resztę? Ręce opadają.

Te wszystkie „trącące myszką” oklepane motywy i ohydne, krzywdzące stereotypy, których doświadczamy wcielając się w skórę czarnoskórej Frey nie mogę już łatwo zrzucić na hmm… jakby to ładnie określić „odmienność kulturową” japońskich twórców. Skoro mieli w swojej załodze wspomniane przed chwilą osoby. Osoby z tzw. „zachodniego kręgu kulturowego”. Jest to po prostu niemożliwe. To chyba jakaś prowokacja, czy coś?

To wszystko jest dla mnie nie do pojęcia. Coś naprawdę złego musiało się stać podczas cyklu produkcyjnego Forspoken. Tak więc to nie jest jakaś nieudolnie zawoalowana kpina z trendów kulturowych jak mi się naiwnie wydawało kilka akapitów wyżej. To jest – o zgrozo – na serio! Muszę się uspokoić, bo mi skoczyło ciśnienie. Dość tego wzmożenia intelektualnego i oburzonka z mojej strony. Dość powiedzieć, że jest źle.

Po kilku godzinach obcowania z Frey… nie mogę z czystym sumieniem polecić tej gry. Wystrugajcie sobie metrowego kija i obijcie nim bezlitośnie każdego, kto chce wam wcisnąć Forspoken.

Czy ja teraz, po tym wszystkim co napisałem powinienem dać tradycyjnie linka do sklepu NORBiT.pl gdzie za prawie 300 cebulionów kupicie sobie Forspoken? A dam! Najwyżej obijecie mnie grubą lagą! Oto link – kupujcie tak jak alkohol i papierosy – na własną odpowiedzialność. Tyle, że z fajczur i wódeczki, czy innego piwerka będziecie mieć więcej przyjemności niż z tej gry. Jakby co to pamiętajcie, że uczciwie ostrzegałem!