web analytics

«

»

Dragon Age Inkwizycja – pierwsze wrażenia

Czekaj smoku dam ci... bełta.

Czekaj smoku dam ci… bełta.

Na nowego Dragon Age’a czekałem z zapartym tchem. Byłem napalony niczym szczerbaty na suchary. Dlaczego? Uwielbiam cRPGi, a w tym roku wydawcy gier mnie nie rozpieszczali. Odliczałem więc dni do premiery. Jaka jest Inkwizycja? Bardzo smoczna… to znaczy smaczna, ale po kolei.

W moim kalendarzyku „gier do zaliczenia” mam dwie wyróżnione pozycje. Pierwsza to trzecia odsłona Wiedźmina, która pojawi się w przyszłym roku (niestety), a druga to właśnie Dragon Age Inkwizycja. Bardzo miło wspominam pierwszą część gry i dodatek do niej. Nieco gorszą opinię – delikatnie mówiąc – mam o części drugiej. Na szczęście panowie z BioWare poszli po rozum do głowy i Inkwizycja powinna przypaść do gustu osobom, które dobrze bawiły się przy jedynce. Jako, że jestem fanem (czytałem nawet obydwie, dość średniawe powieści Davida Gaidera w uniwersum DA) wszystkich gier w których przywdziewa się na łeb misiury, zakuwa w pancerze, przypasa miecze i garbuje się skórę przebrzydłym smokom – słowem fantasy – musiałem w dniu premiery zdobyć swoją kopię gry.

Tu pojawił się pierwszy zgrzyt. Wybrałem bowiem wersję pudełkową zamiast jak na pecetowca przystało kupić wersję cyfrową. Żonglowanie czterema płytami DVD podczas niemiłosiernie długiej instalacji doprowadziła mnie niemal do szewskiej pasji. No, ale pierwsze koty za płoty! Gra zainstalowana, „Orzygin”… pardon Origin działa. Można grać!

Stworzyć siebie

Pierwszym krokiem było stworzenie mojego bohatera… STOP! Tak naprawdę na samym początku zgodnie z sugestiami zalogowałem się na stronie Dragonkeep. Po co? Jak już wspomniałem grałem w dwie pierwsze odsłony Dragon Age, a dzięki wyżej wspomnianej witrynie w moim profilu były dane dotyczące moich wyborów i poczynań w uniwersum gry (ot choćby kto przejął koronę w Fereldenie pod koniec pierwszej części gry). Tak więc świat Inkwizycji dopasował pewne elementy tak, abym czuł się jak w domu ;).

Wreszcie mogłem przejść do konkretów. Stworzyłem mojego przyszłego pogromcę smoków.

Jak widzicie klasyka – człowiek, wojownik i najważniejsze, czyli wąs. Nie ma wąsów, nie ma zabawy! Oczywiście nie sugeruję nikomu takiego wyboru. Zawsze możecie wybrać chuderlawego Elfa… hmm… nawet nie wiem, czy Elfikom w DA rosną wąsy?

O żesz ty Mesjasz!

No to zaczynamy. Nasz wąsaty bohater okazuje się wybrańcem, pomazańcem, mesjaszem i w ogóle. Dlaczego? Ponieważ przeżył wybuch, a na dłoni ma „cuś” (ranę) dzięki której może zamykać szczeliny do Pustki. Bycie wybranym przez Andrastę implikuje serię zdarzeń, które doprowadzają w szybkim czasie do rozłamu w Zakonie, rebelię Templariuszy, zamieszanie wśród Magów itd. Mówiąc krótko już na samym początku mamy niezły ambaras.

Wybaczcie, że piszę tak ogólnikowo, ale nie chcę za bardzo zdradzać fabuły DAI. Zresztą „na liczniku” mam zaledwie jakieś dziesięć godzin grania i odwiedziłem dopiero drugi obszar, a więc jestem na początku rozgrywki.

Kupa zabawy…

A jak się w ogóle gra w nowego Dragon Age? Powoli, bardzo powoli. Taką przynajmniej przyjąłem strategię – delektowanie się grą. Inkwizycja to naprawdę ogromne uniwersum z multum zadań do wykonania. Muszę się przyznać, że w pierwszej lokacji, czyli Zaziemiu questów do wykonania miałem tyle, że zaczęło mnie to irytować i poszedłem sobie w cholerę do mojej warowni. Na szczęście zawsze mogę tam wrócić i „wyczyścić” obszar z zadań.

Jakie to zadania? Różnej maści. Ratujemy siostrę zakonną, zdobywamy zapasy dla uchodźców, potykamy się ze zbuntowanymi Templariuszami i tak dalej. W pamięć zapadło mi jedno zadanie: miałem odszukać kobietę-zwiadowcę, która zawieruszyła się gdzieś w głuszy co zaniepokoiło jej przełożonych. Oczywiście odszukałem łuczniczkę, która akurat była atakowana przez zbuntowanych Templariuszy. Kiedy przyszedłem jej w sukurs i pokonałem wrogów zorientowałem się, że tuż obok leży trup czarodziejki-apostatki. Po krótkim śledztwie okazało się, że nasza „koleżanka” urządziła sobie z uprawiającą magię przyjaciółeczką piknik pod drzewkiem i małe riki-tiki na kocyku.

Co mogłem zrobić w tej sytuacji? Mogłem zgłosić lesbijkę do raportu za te niecne figle-migle z wrogiem, albo zwerbować ją jako agenta Inkwizycji. Co też skwapliwie uczyniłem.

Jak widać zadania w trzecim Dragon Age bywają zróżnicowane.

Technikalia i koniec

Pod względem wizualnym Inkwizycja jest hmm… jakby to ująć… dość kontrowersyjna. Jest kolorowo, a podczas walki towarzyszy nam feeria barw (jeśli mamy w drużynie maga). Lokacje i modele postaci wyglądają całkiem nieźle, ale nie ma się co łudzić – graficznie trzeci Dragon Age nikogo nie rzuci na kolana.

Co ciekawe na moim komputerze wyposażonym w zaledwie GeForce’a 660 wszystkie ustawienia graficzne dałem na Ultra (poza MSAA) i gra chodzi płynnie jak masełko.

Co mogę napisać na koniec? Dopiero zacząłem moją przygodę z Inkwizycją. Nie mam na koncie nawet jednego romansu i nie spotkałem jeszcze wszystkich towarzyszy. Żadne smoczysko nie posmakowało jeszcze mojego miecza. Gram sobie powoli, delektując się każdą chwilą. To miła odmiana od gier, które można przejść w 5-6 godzin. W nowym Dragon Age przez dwie godziny zwiedzałem sobie moją warownię, gadałem z NPC’a i sprawdzałem co ciekawego dostanę u kupca, albo co do zaoferowania ma mistrz kowalski.

Takie gry właśnie lubię. Jeśli wy także to co tu jeszcze robicie? Marsz do sklepów po Dragon Age Inkwizycja. Umilicie sobie oczekiwanie.

Oczekiwanie na co? Na trzeciego Wiedźmina oczywiście!