web analytics

«

»

…and my axe! – GrastroLegion podbija Torchlight

Stało się. W końcu nasza niesamowita drużyna zawita do bram Torchlight.

Stało się. W końcu nasza niesamowita drużyna zawita do bram Torchlight.

Najlepszą terapią grupową od zawsze było wspólne mordowanie i gwa… ekhm… zawsze było ratowanie niewinnych ludzi od wszechogarniającego zła. Nic dziwnego, że wspólna gra cieszy się w naszych szeregach niesłabnącą popularnością. Może nie zawsze mamy czas czy możliwość żeby – we wspólnym gronie – nasza wirtualna broń poczuła smak krwi. Zawsze jednak mamy ochotę na wspólną zabawę i towarzyszący jej ogrom radości. Czy chcemy zakończyć tę jakże piękną tradycję? Z całą pewnością NIE!

Od dłuższego czasu nasze nieskazitelne zastępy bohaterów oczyszczają napotkane światy z wszelkiego zła. W różnych składach, czasami w osobnych grupach, jednak zawsze wspólnie. Tak było w świecie Drakensanga, tak było na Pandorze, tak było w PoE, tak było Neverwinter, tak nie było w świecie Gwiezdnych Wojen (bez przesady, czasami trzeba być i złym). Tym razem wybór padł na bajkowe krainy Torchlight.

Muszę przyznać, że marketing zrobiony przez Jola przerósł moje najśmielsze oczekiwania. W chwili obecnej możemy mieć problem żeby zmieścić się w rozszerzonej, 8-osobowej grupie. Myślę, że jakoś sobie jednak poradzimy. Nic nie stoi na przeszkodzie, aby w krytycznych momentach podzielić się na dwie mniejsze grupki.

Ktoś mógłby zapytać kto w takim razie ma ochotę na brutalne zwalczanie demonicznych hord? Wyprzedzam pytanie i od razu zamieszczam odpowiedź. Znajdą się tutaj same gwiazdy naszego Bortalu.

Oczywiście swoją pozycję musieliśmy wywalczyć. Starsza część GrastroLegionu na początku nieco się buntowała, ale w końcu musieli ulec przed naszym młodzieńczym blaskiem. O co poszło? Jak zwykle główną przeszkodę stanowi czas. Umawianie się na granie w tak licznym składzie może być nieco bardziej problematyczne. Jednak kto sobie poradzi jak nie my? W końcu jesteśmy elitą!

I tak oto zagramy w iście epickim składzie. Wśród nieustraszony bohaterów są: Jolo – jak zwykle władający magią, człowiek, który zmobilizował wszystkich; Ash – zakrzywiająca czasoprzestrzeń maszyna do expienia; Carnage – nasz naczelny galerianek; Coppertop – nienawidzący fantasy, ale równie bohaterski jak reszta; Digital_Cormac – który tym razem magią władać nie będzie, ale nadal walczący z dystansu; Kaplus – którego tym razem ogarnie szał berserka; Polo_Tuc – nadal nie wiem kim będzie grał, ale na pewno będzie to ktoś z twardym niemieckim akcentem (tylko pamiętaj, że gramy po angielsku); Wujo – twardy i oczytany inżynier, dzięki któremu ogarnął mnie wspomniany szał.

Oczekiwania w tym wypadku są chyba niemałe. W końcu przyjdzie nam się zmierzyć z duchowym następcą Diablo. Prawdziwego Diablo, nie tego czym ostatnio uraczył nas Blizzard. Po swojej samotnej wędrówce przez krainy Torchlight muszę stwierdzić, że na swój tytuł zasługuje. Nie wiem czy jest to kwestia muzyki (a tworzy ją sam Matt Uelmen), czy specyficznego oldschoolowego podejścia do stworzenia tej gry. W każdym razie rażąca niektórych bajkowa grafika nie tylko przestaje po jakimś czasie przeszkadzać, ale nawet zaczyna stanowić podstawę otaczającej nas atmosfery.

No dobra, nie ma co się rozpisywać na temat samej gry. Na pewno nieco więcej pojawi się w „updejcie”, gdy już uda nam się wspólnie zagrać i skończyć przynajmniej pierwszy akt. W każdym razie liczymy na tonę dobrej zabawy i dwie tony dobrego ekwipunku. Są tacy, którzy obawiają się (nie martw się Wujo, jakoś to będzie), że nasze plecaki nie będą wystarczająco pojemne. Ale nie możemy zapomnieć o zwierzakach, które będą nam towarzyszyć. Będziemy je bezlitośnie wysyłać do sklepu i karmić ohydnymi rybami, a one w zamian będą zabijać naszych wrogów. Niektórzy z nas za towarzyszy wybrali tradycyjne psiaki (bo pies to najlepszy przyjaciel człowieka), inni kultowe alpaki, a są nawet tacy, którzy mają headcraba o imieniu Gaben (nie będę mówił kto, ale podpowiem, że podpisuje się słowami Digital i Cormac). Niestety nikt nie odważył się na stworzenie ostatecznego kompana, którym byłaby mistyczna Żona; chociaż ciekawskim powiem, że taki pomysł się pojawił.

Podziękowania dla Coppertopa i Wuja, którzy zmotywowali mnie do napisania tej notki. Macie ode mnie zielone buty.

 

Pojawiła się również krótka lista zasad, które obowiązują wszystkich chętnych do gry z nami. Można ją przeczytać tutaj.

 

Zainteresowanych grą członków GrastroLegionu prosiłbym również o wpisanie w komentarzach wybranych klas. Pomoże to w lepszym dobraniu składu, aby stworzyć siejącą śmierć i grozę drużynę. Dla ułatwienia kilka słów na temat poszczególnych klas:

Embermage – mag siejący spustoszenie. Zależnie od rozwoju może (dosłownie) topić szeregi wroga, spowalniać i unieruchamiać przeciwników, a nawet wydzierać z nich dusze, jednocześnie lecząc drużynę.

Engineer – inżynier, którego wynalazki wpływają na wynik bitwy. Może zarówno skupiać na sobie uwagę wroga, przyjmując na klatę wszystko co mają do zaoferowania, jak i miażdżyć przeciwników swoją siłą ognia. Może również wspierać drużyną za pomocą różnego rodzaju botów.

Berserker – tutaj nie potrzeba wielu słów. Walczący w zwarciu szaleniec, atakujący z ogromną siłą.

Outlander – (nie)typowy łowca. Nastawiony na atak z dystansu, bardzo zwinny i sprytny wojownik. Potrafi zmiękczać swoich przeciwników truciznami, używać magii przeklinając swoich wrogów, a także wykorzystywać swoją zwinność i celność do eliminacji wszystkiego w zasięgu.