web analytics

«

»

Pecetowiec Vs PS3 – round two

jedyne oczywiste zastosowanie...

jedyne oczywiste zastosowanie…

W końcu, po dwóch bardzo ciężkich tygodniach pracy, nadarzyła się chwila wolnego czasu aby usiąść i coś naskrobać. Jak już pisałem wcześniej, parę tygodni temu stałem się szczęśliwym (albo i nie do końca szczęśliwym) posiadaczem konsoli PlayStation 3. Nie muszę tu wspominać, że będąc PCtowcem z krwi i kości , moje spojrzenie na pozycje konsolowe  jak i same konsole jest powiedzmy nieco inne, niż graczy z młodszego pokolenia.

Cóż więc mogę powiedzieć odnośnie mojej nowej zabawki?  Hmmm, jakby to ująć – nie jestem specjalnie zachwycony. Bawiłem się jak dotychczas w Uncharted 1, Resistance fall of Man, Ratchet and Clank oraz Heavy Rain. Z wszystkich tytułów tu wymienionych do gustu najbardziej przypadł mi ten ostatni. Reszta cóż…powiedzmy że jakoś mnie nie porwała.

Uncharted wydawał się na początku całkiem fajny. Historia, choć banalna, została w miarę solidnie skonstruowana, leciwa już teraz grafika nie kuła w oczy, a miłe dla ucha udźwiękowienie całkiem przyjemnie podkreślało co ciekawsze momenty w grze. Polubiłem nawet nieco głównego bohatera, choć bardziej stereotypowej sylwetki wymyślić chyba nie sposób. Przeszedłem więc dwadzieścia rozdziałów (całość to bodajże dwadzieścia dwa) bawiąc się całkiem nieźle. Niestety nie dane mi było cieszyć się grą do samego jej końca. W pewnym momencie poziom trudności wzrósł wręcz absurdalnie, skutecznie zabijając całą przyjemność z zabawy. Co więcej, wyszło na jaw kiepsko wykonane sterowanie postacią, która przy szybszej akcji zaczęła notorycznie kleić się do wszystkich coverów, okazało się też, że kiepsko wypada system celowania z bronią przy oku, a unikami za cholerę nie da się umknąć przeciwnikowi, który tak czy siak powala nas jednym pacnięciem łapy. Osobiście nie rozumiem jak można tak popisowo spaprać kawał solidnej i fajnej gry. Moje zniechęcenie w obecnej chwili jest tak wysokie, że nie wiem czy zabiorę się za części kolejne – powiem szczerze, że jakoś specjalnie mnie nie ciągnie.

Kolejnym krokiem był Resistance fall of Man. Tutaj przygoda trwała może z dwadzieścia minut. Pozycja ta kompletnie mi nie siadła, a to oczywiście za sprawą sterowania. Nie mam zamiaru wylewać tu swoich żali, doskonale zdaję sobie sprawę, że kwestię precyzji sterowania padem w grach FPS da się wyćwiczyć. Chodzi o to, że mnie najzwyczajniej w świecie  nie chce się tego ćwiczyć i tyle. FPS to mysz plus klawiatura i żaden inny system sterowania jeszcze długo nie pobije tego tandemu, a granie przy użyciu gamepada w grę FPP to jak przechodzenie point’n’clickowej przygodówki używając do tego celu kierownicy. Tak więc Resistance poleciał praktycznie od razu na kupkę pod tytułem „kijem nie tykać”.

Kolejnym tytułem po który sięgnąłem był Ratchet and Clank Tools of Destruction. Tutaj sprawa miała się znacznie lepiej. Lekki i przyjemny platformer (w tym nowoczesnym rozumieniu oczywiście) od razu przypadł mi do gustu. Biegałem więc w lewo i prawo, rozłupywałem łby wirtualnym przeciwnikom i zbierałem tony wypadających z nich śrubek. Fajne, przyjemne, odstresowujące, choć na dłuższa metę raczej się nie nadaje. Osobiście wolę wmontować się w coś posiadającego nieco większą głębię, dlatego też nie nie mam zamiaru jej ukończyć.

Zupełnie inaczej sprawa ma się z ostatnią pozycją. Jest nią opluwany swego czasu z każdej możliwej strony Heavy Rain. Nie ma co owijać w bawełnę – gra cholernie mi się spodobała. Uwielbiam pozycje „storytellingowe”, silnie oparte na scenariuszu, gdzie cała reszta, czy to mechanika, czy też sterowanie, są rzeczami w zasadzie marginalnymi. Aktualnie jestem gdzieś w połowie historii (tak sądzę) i wręcz nie mogę się doczekać kiedy znów odpalę konsolę i zanurzę się w ciężkim, mięsistym klimacie, który za każdym razem pochłania mnie bez reszty. Jednym słowem wspaniała gra, której każdy miłośnik przygodówek powinien bezwzględnie doświadczyć.

Cóż, jak na razie to chyba wszystko. Patrząc z perspektywy tych paru tygodni, mój zakup nie wydaje mi się specjalnie trafionym pomysłem. Gdyby nie wspaniały Ciężki Deszcz z całą pewnością nieźle pluł bym sobie w przysłowiową brodę. Niestety, jak widać na załączonym obrazku, ciężko jest zmienić swoje przyzwyczajenia i to zarówno w temacie ulubionych rodzajów gier jak i czegoś tak banalnego jak sterowanie.

Nic to. Zobaczymy co będzie dalej. Prawdopodobnie po skończeniu Heavy Rain zakupię jeszcze Beyond: Two Souls oraz The Last of  Us  (obie gry bardzo mnie interesują),  po czym odsprzedam konsolę dalej. Większość pozycji, które miały mi urwać głowę, nie wyrwały nawet jednej kępki włosów z łysiny. Większość z nich wydaje się jakaś taka…blada. Być może miałem względem nich zbyt wielkie oczekiwania, a być może po prostu…pozycje na PC wydają mi się dużo ciekawsze.