web analytics

«

»

8 bitowa maszyna czasu – Blue Force

blueforce1Znowu odpalamy naszą machinę czasu, której sercem jest 8-bitowy komputer z zamierzchłych czasów. Tym razem przeniesiemy się do czasów młodości. Chcieliśmy wtedy przywdziać błękitny uniform i walczyć z przestępczością. Potem pogryzł nas pies i… zwątpiliśmy. Zapraszamy do nostalgicznej podróży!

Witajcie w kolejnym odcinku z cyklu „8 bitowa…”. Wbrew tytułowi wspominamy z nostalgią także tytuły na mocniejsze maszynki. Ostatnio z łezką w oku mówiliśmy o przygodach sympatycznego podrywacza, Larry’ego Laffera. Dziś znowu będzie o grze przygodowej. A więc odpalamy maszynę czasu: 3…2…1! I jesteśmy w roku 1993.

Co to stoi na moim biurku? Toż to mój ukochany pecet. Szalone 16 MHz napędza procesor 386SX. Do tego 1… tak! JEDEN megabajt pamięci operacyjnej RAM i dysk twardy całe 40 MB. Tak, tak… nawet wtedy blaszak już dogorywał, ale jeszcze zanim trafił do Krainy Wiecznych Łowów pozwolił mi zagrać w Blue Force – grę przygodową stworzoną przez Jima Wallsa, ojca słynnej serii Police Quest. Kojarzycie jedną z najsłynniejszych serii gier od Sierry? Tak jest! Blue Force łączy wiele z PQ.

W grze wcielamy się w rolę policjanta-żółtodzioba Jake’a Ryana. Nasz protagonista dopiero co uzyskał policyjne szlify (oczywiście był prymusem w akademii) i rozpoczyna pracę na posterunku w urokliwym, nadmorskim miasteczku Jackson Beach. Ryan to prawdziwy harcerzyk. Mieszka razem z babcią, ale ściga go też mroczna przeszłość w postaci nierozwiązanej sprawy śmierci jego matki i ojca – także policjanta.

Muszę przyznać, że moje wspomnienia związane z tym tytułem nieco się zatarły. Zawsze lubiłem przygodówki od Sierry i niemal bliźniaczy z serią PQ Blue Force bardzo przypadł mi do gustu. Dopiero kilka materiałów wideo z niezawodnego YouTube’a przypomniało mi jak bardzo irytujący był ten tytuł.

Obywatelka w potrzebie...

Obywatelka w potrzebie…

Nie mam problemu z samą fabułą. Ta jest całkiem przyzwoita. W tle mamy aferę przemytniczą, a także wątki związane ze śmiercią rodziców Jake’a. Niestety Blue Force miał kilka poważnych wad. Przede wszystkim przaśne, drętwe dialogi, które doprowadzały do szewskiej pasji. Poza tym bohater ginął z częstotliwością, której nie powstydziłby się Dark Souls. Stoisz sobie na posterunku i chcesz wyczyścić broń? Strzeliłeś sobie w łeb ponieważ NIE sprawdziłeś, czy jest naładowana. Zatrzymujesz pojazd z podejrzanymi osobnikami? Jeden błąd i lądujesz zakrwawiony na krawężniku podziurawiony niczym sito. Spotykamy nawet psa stróżującego, który… rozerwie nas na strzępy jeśli tylko otworzymy bramę. O wysadzeniu się źle rzuconym granatem nawet nie będę wspominał.

Nie będę nawet ukrywał, że swego czasu przechodziłem Blue Force z solucją na kolanach. To były piękne czasy i wtedy te wszystkie wady nie miały znaczenia. Dziś takich gier już się nie robi.

Trzeba jasno powiedzieć, że Blue Force nie stał się wielkim hitem. Nie powalał także pod względem wizualnym. Przez media został potraktowany dość surowo i dziś jest już tytułem, którego prawie nikt nie pamięta. Taki los spotyka tytuły „średniaki”. Biorąc jednak pod uwagę, że stworzył ją twórca Police Quest – serii która zapisała się złotymi zgłoskami w historii elektronicznej rozrywki – należy pamiętać o tej grze.

Blue Force miało też walory edukacyjne – już nie chciałem być gliniarzem. To naprawdę horror, a nie robota dla normalnego człowieka. Nie wierzycie? To obejrzyjcie poniższe wideo.