W końcu nie wytrzymałem nerwowo. Miałem dość udręki z przeklętym Rumblepadem i zrobiłem TO. Co dokładnie? Ostatecznie przeszedłem na ciemną stronę mocy i jestem cholernie zadowolony.
Wiecie chyba, że na naszym małym Bortalu są dwie frakcje? Pierwsza do której należą między innymi doktor Jolo, digital_cormac i Coppertop hołubią pecety, cyfrową dystrybucję ;) i tak dalej. Druga to Ja i Siergiej – nie stronimy od blaszaków, ale lubimy konsole. Co ciekawe to ta „pierwsza” banda w znakomitej większości używa do grania na swoich pecetach gamepadów od Microsoftu. Ja przez lata stroniłem od tego rozwiązania. Granie na komputerze dla mnie oznaczało kombo mysz plus klawiatura i basta.
Niestety od pewnego czasu zacząłem odczuwać dyskomfort. Niektóre produkcje, a w szczególności konsolowe porty wymagały gamepada. No może nie wymagały, ale były hmm… zalecane. Granie w takie produkcje jak na przykład Batman Arkham Asylum na myszy i klawiszach nie było zbyt przyjemne. W końcu przemogłem się i postanowiłem kupić jakiś zacny kontroler. Najlepiej bezprzewodowy. Moją uwagę przykuł Cordless Rumblepad 2 od Logitecha. Nie będę ukrywał, że skusiła mnie cena – 99 pln’ów.
Jak się okazało to był wielki błąd. Mogę na palcach jednej ręki wymienić gry w których Rumblepad 2 sprawował się bez problemów. W ekstremalnych przypadkach gra w ogóle „nie widziała” sprzętu od Logitecha. Kłopoty notorycznie miałem z grami sygnowanymi logo Games for Windows (ciekawe dlaczego ;)). Z ostatnich gier na Rumblepadzie dobrze i bez kłopotów grało mi się w Sleeping Dogs i Assassin’s Creed III. Kiedy jednak kilka dni temu po odpaleniu nowego Tomb Raidera odkryłem, że mogę korzystać tylko z myszy i klawiatury powiedziałem basta!
Postanowiłem przeprosić się z Xboksowym kontrolerem, który od czasu RROD’a mojej biednej konsoli (nie, nie widzę powodów do kupna nowego X’a) kurzy się na półeczce. Tak więc wyszperałem w jednym z internetowych sklepów Microsoft Xbox 360™ Wireless Gaming Receiver for Windows® i złożyłem zamówienie. Niestety mój brak zdecydowania sprawił, że kurier doczłapał do moich drzwi dopiero w poniedziałek, a zatem spędziłem ostatni weekend bez przyjemności obcowania z przygodami młodej panny Croft. Zaciskałem zęby, ale postanowiłem zaczekać.
Czy było warto wydać te 50 złotych plus koszt wysyłki? Jak najbardziej! Wszystkie gry działają idealnie. W końcu zabawa w Devil May Cry nie jest dla mnie udręką. Reszta tytułów także sprawuje się znakomicie – tak jakbym grał na konsoli.
Z pewnością dziwi was mój zachwyt, ale po miesiącach udręki Z Rumblepadem też docenilibyście bezproblemowe działanie konsolowego gamepada. Żałuję, że nie zdecydowałem się na to rozwiązanie lata temu.
Co teraz? Chyba podłączę blaszaka do plazmy w salonie i odpalę Tomb Raidera. Och dzika rozkosz mnie ogarnia na samą myśl.