web analytics

«

»

Tureckie Call of Duty – gramy w Soldiers of the Universe

Call of Duty...

Call of Duty…

Lubicie dobre gry FPS? Ja lubię! A graliście kiedyś w tureckiego shootera? Nie? No to macie okazję. Czas wcielić się w dzielnego wojownika Akinci i… sprać tyłki terrorystom. Ku chwale Turcji i prezydenta Erdogana!

Nie ma to jak dobra, propagandowa gierka. Taka była moja pierwsza myśl po kilkunastominutowej sesji z Soldiers of the Universe, nowej produkcji od tureckiego studia Rocwise Entertainment. Przyznam szczerze, że nie interesowałem się wcześniej tym tytułem i kiedy dostałem kod na gierkę byłem zaintrygowany.

Na początek zaatakowała mnie introdukcja. Taka na poziomie bo ja wiem… z roku może 2001, a może i wcześniej. Z Pokracznych animacji (poprzetykanych materiałami wideo z ubiegłorocznego, nieudanego puczu w Turcji – ot jak można się przypodobać władzy) dowiemy się, że nasz dzielny bohater o imieniu Hakan pała rządzą zemsty na paskudnych terrorystach, którzy zabili mu „Babę”. Ojca znaczy się. Tatulo, jak się okazuje należał do tajnej, tureckiej organizacji Wojownicy Akindżi, która od czasów Imperium Osmańskiego służy Wielkiemu Narodowi Tureckiemu no i w ogóle światu!

sou1

Hakan zostaje zatem przyjęty do organizacji z tytułem Toygi. Nie wiem, czy oznacza to, że jest w strukturze organizacji zwykłym trepem, sierżantem, a może jakimś pułkownikiem! Nie będę wnikał, ponieważ „Internety” uparcie mówią mi, że „Toyga” to nazwa tradycyjnej zupy miętowo-jogurtowej. Na szczęście tureckiej.

Nieważne. Grunt, że pokraczny wstęp daje nam pretekst do rozwałki. Co ciekawe na polu walki nie będziemy sami. Do naszego dzielnego Hakana dołączy bowiem drużyna w składzie: Hawk, Vulture i Owl. Kolega Jastrząb, Sowa i Sęp w teorii powinni zapewnić nam wsparcie ogniowe, ale w rzeczywistości pałętają się nam tylko pod nogami i strzelają… Allahowi w okno! Bo mówiąc szczerze Soldiers of the Universe jest grą niesamowicie wręcz słabą.

Zacznę jednak od pozytywnych aspektów tej produkcji. Pierwszą są niezłe modele broni. Drugim pozytywem jest humor – kiedy rzucamy granat nasz protagonista krzyczy „BOMBA CIULUM” i jeśli akurat trafimy jakiegoś przeciwnika Hakan śmieje się dziko jak jakiś psychopata. Ok, i to byłoby na tyle z plusów tej produkcji. No dobrze jest jeszcze możliwość wyboru dubbingu. Oczywiście nie polecam zmieniać na angielski bo i po co? Lepiej grać w wersję turecką, albo arabską jak kto woli. Przynajmniej jakaś egzotyka jest ;)

Czas na litanię „błędów i wypaczeń”. Co tu dużo gadać. Materiał wideo, który macie poniżej obnaża wszystko. Oprawa graficzna jest koszmarna. SotU tnie się niemiłosiernie i ma wyraźne problemy z optymalizacją. Animacje są drętwe jakby robił je pijany gimnazjalista. Modele postaci. No sami zobaczcie. Tureccy wojownicy Akindżi mają ramiona grube jak uda! Są tez problemy z dźwiękiem (rwie się niemiłosiernie).

sou2

A tak zwany gameplay, znaczy się rozgrywka? Ten element wypada równie słabo. Mapy to zwykłe „rynny” przypominające ekhem… dizajnem wczesne gry od City Interactive. Ot biegniemy z punktu A, do punktu B i strzelamy. No właśnie do kogo strzelamy? Na ogół nie wiemy. Nasi przeciwnicy są bardzo, bardzo daleko. Mają sokoli wzrok i NIE ma szans, abyśmy do nich dobiegli. Trzeba zatem strzelać do celów baaardzo odległych. Cóż, zero przyjemności z rozgrywki gwarantowane. Nie muszę chyba dodawać, że wrogowie są świetnymi snajperami i w dodatku strzelają tylko do nas. Naszych towarzyszy jakoś zawsze ogień przeciwnika omija. Szlag by to!!

Czy warto kupić Soldiers of the Universe? Oczywiście, że nie. Chyba, że lubicie wyrzucać pieniądze w błoto. W takim przypadku wolna wola. Biegnijcie do sklepu STEAM i wywalcie ponad 50 złociszy.

Tylko pamiętajcie, że za taką forsę moglibyście sobie kupić jakieś trzy, albo i cztery kebaby. Nawet z podwójnym sosem!