web analytics

«

»

Trochę klasyki – Beneath A Steel Sky

W ramach kolejnego powrotu do przeszłości przeniesiemy się do roku 1994. W nim to mała angielska firma Revolution stworzyła Beneath A Steel Sky. Gra przygodowa, będąca dla wielu odnośnikiem i wzorcem do naśladowania. Lure Of The Temptress było pierwszym dziełem Anglików, w którym zastosowali własną technologię Virutal Theater. Pozwalało to postaciom prowadzić własne zajęcia, przechadzać się po planszy, i trzeba było się do nich dostosować. LOTT cieszyła się umiarkowanym powodzeniem, ale każdy przecież musi od czegoś rozpocząć.

Przygodę czas zacząć

Zacznijmy od zarysu fabuły. Intro, za które odpowiedzialny jest Dave Gibbons (współtwórca Watchmen), przenosi nas do futurystycznej Australii, gdzie gigantyczne miasta są własnością wszędobylskich korporacji. Co je oddziela, to tak zwana Gap, przerwa między nimi to pustynne rubieża zamieszkiwane przez nomadów odtrącających „wygody” życia w mieście. Wcielamy się w Roberta Fostera, który został przygarnięty przez jedno z plemion zamieszkujących pustkowia. Nie pamięta dokładnie swojej przeszłości, jedynie obraz matki przypomina mu o jego dzieciństwie. Ojciec pozostał dla niego persona incognita. Przepowiednia szamana plemienia mówi o źle ukierunkowanym w stronę Roberta. Pojawia się helikopter Union City z którego wysypują się żołnierze i porywają głównego bohatera. Jego plemię zostaje wymordowane. Helikopter w strefie miejskiej ulega awarii i rozbija się przy jednej z uliczek. Foster razem ze swoim wiernym robotem Joey’im ( a właściwie jego płytą główną) musi teraz krok po kroku poznać tajemnice swojej przeszłości. Krok pierwszy, uciec przed Stephenem Reichem, dowodzącym akcją który również przeżył katastrofę.

Flirtowanie przy reaktorze

Od tej chwili zaczyna się nasza rola. Interfejs jest bardzo przejrzysty i każdy kto grał chociaż w jedną przygodówkę nie będzie miał z nim problemów. Po przeniesieniu kursora w górę ekranu mamy dostęp do wszystkich przedmiotów które zebraliśmy. Lewy przycisk myszy służy nam do zapoznawania się z elementami otoczenia, prawym natomiast zbieramy oraz używamy dostępne nam rzeczy. Pod klawiszem F5 widzimy opcje do zapisywania i wczytywania, dostosowywania prędkości samej gry oraz paru innych zmiennych. Bardzo przejrzyście i elegancko.

Co najbardziej urzeka w BASS to dialogi. Scenarzyści naprawdę pokazali się tutaj z najlepszej strony. Dystopijna, ponura wizja przyszłości w której liczy się postęp i wydajność, a wszystko kontrolują maszyny potrzebuje odrobiny dystansu. Pierwsze skrzypce gra tutaj Joey czyli nasz wierny robot. Mając przy sobie płytę z jego oprogramowaniem zmieniamy jego zewnętrzny wygląd i zachowanie. Okazuje się także nieocenioną pomocą przy bardziej technicznych zagadkach i gdy potrzebujemy między innymi naciskać jednocześnie dwa przyciski na komputerze. Joey ma w zestawie naprawdę wiele kapitalnych komentarzy i nie boi się także dopiec swojemu twórcy. Również niektóre postacie poboczne, jak właściciel fabryki Lamb chodzący w futrze zrobionym z ostatnich 10 niedźwiedzi żyjących na Ziemi zasługują na wyróżnienie. Wszystko okraszone angielskim voice actingiem z wyższej półki. Zagadki są zazwyczaj dobrze zaprojektowane, jedynym dużym problemem może okazać się wirtualna rzeczywistość do której musimy wejść na pewnym etapie rozgrywki. Ci, którym nie jest obce myślenie abstrakcyjne będą zachwyceni, inni będą się tutaj czuć zagubieni i sfrustrowani. Trzeba też być przygotowanym na tak zwany pixel hunting, gdy na przykład musimy włożyć kartę identyfikacyjną do slotu w drzwiach czy znaleźć ten jeden przedmiot na planszy, który jest nam właśnie niezbędny. I ostatni, lecz nie mniej ważny aspekt. Trzeba od czasu do czasu zapisywać grę, gdyż możemy zginąć. Na początku nie jest to tak bardzo odczuwalne, jednak im dalej tym częściej będziemy widzieli ekran śmierci. Graczom przyzwyczajonym do nowszych produkcji może być to nie w smak, ale wystarczy nie wkładać palców tam gdzie nie trzeba i na pewno sobie poradzą.

Wielki Brat patrzy

Oprawa graficzna nadal cieszy oko, zestarzała się nadzwyczaj dobrze. Dominują tutaj industrialne tematy, pełne maszynerii i urządzeń wszelakiej maści. Animacje postaci są płynne, i nie odstają od reszty. Pikselowy artyzm w najwyższym wydaniu. Jeżeli chodzi o udźwiękowienie, to jest ono poprawne. Muzyka nie jest specjalnie wyróżniająca się, ot leci w tle i towarzyszy naszym poczynaniom. Niektóre motywy mogą też denerwować, ale takie są uroki technologii midi. Aktorzy podkładający głosy spisali się na medal, jedynie dziwi przepoczwarzenie się Roberta, który z czasem zmienia swój akcent na bardziej amerykański.

Reasumując, Beneath A Steel Sky to jedna z tych gier które trzeba przejść przynajmniej raz. Nietuzinkowy scenariusz, w dużej mierze dzięki Dave’owi Cumminsowi intryguje i wciąga jak bagno. Twórcy pozostawili wiele otwartych furtek, nie wtłoczyli wielostronicowych opisów dotyczących samego uniwersum. Robiąc to bardziej elegancko i dyskretnie, gra pozostawia uczucie niedosytu. Wyborne dialogi i zagadki, zapisywanie na boku potrzebnych wskazówek, to i wiele więcej daje nam uzależniającą mieszankę. Po obejrzeniu napisów końcowych pozostaje nam tylko czekać na drugą część. Tak, nie przesłyszeliście się, Revolution przy okazji kickstartera nowej odsłony Broken Sword (któremu oczywiście również warto się przyjrzeć) w celu pozyskania większej ilości środków zapowiedziało BASS 2 jako jeden z celów kampanii. Niestety rybka nie połknęła haczyka, ale twórcy nie byli tym zniechęceni i mimo wszystko wrócą do swoich korzeni. Po raz drugi będzie nam dane ujrzeć miasta pod stalowym niebem. Tą krzepiącą wiadomością zachęcam do kliknięcia na link, w którym jest do ściągnięcia za darmo wersja przystosowana dla programu ScummVM. Bez ustawiania niczego w opcjach.