web analytics

«

»

Kryzys wieku starszego

Czy tak będzie wyglądał Cormac wciąż grający w Skyrim w wieku 70 lat?

Nie wiem który już raz spoglądam na listę tytułów, w które planuję zagrać. I im dłużej na nią patrzę tym silniej sobie uświadamiam, że pewnie nie dam rady. Że nie zdążę, że zabraknie mi czasu. Jak zwykle. Lista tytułów sięga już kilkunastu (jeśli nie więcej) pozycji. Są tam gry krótkie, ale też kilka cRPGów, na które będę musiał poświęcić po minimum 40 godzin. Są też takie, które właściwie się nie kończą – strategie, MMO czy Minecraft.

Kiedyś, w czasach studenckich a nawet później, ogarniałem (jak mówi dzisiejsza młodzież) większość ukazujących się gier. Byłem na czasie z wszystkimi nowościami. Dziś pracując i wychowując dziecko nie mam na to najmniejszych szans. Ale to nie problem – już dawno zrozumiałem, że zagrać we wszystko po prostu się nie da. Niestety, ostatnio boleśnie się przekonuję, że tytułów przeze mnie wyselekcjonowanych też jest za dużo! Jedna, 20-30 godzinna gra zabiera mi kilka tygodni! W tym tempie w trzecią część Mass Effect zagram pewnie w przyszłym roku. Paradoksem jest to, że moje żółwie tempo nie wynika z TOTALNEGO BRAKU CZASU, ale raczej z faktu, że kiedy przychodzi wieczór i pojawiają się potencjalne 2 godziny gry, to najzwyczajniej w świecie, po całym dniu innych aktywności, nie mam już na to siły i ochoty! Nie mówiąc o tym, że siadanie do cRPGa na sesję trwającą godzinę nie ma po prostu sensu. Pozostają więc weekendy… które wielokrotnie, wbrew moim planom okazują się czasem wypełnionym innymi aktywnościami rodzinno-zawodowymi.

Obniżenie mojej aktywności w świecie gier sprawia, że coraz częściej łapię się na tym, że do gier długich podchodzę z olbrzymim dystansem – bojąc się znudzenia nimi podczas kilkumiesięcznej zabawy. Coraz częściej więc mój wybór pada na gry trwające maksymalnie 20h lub takie, które pozwalają na szybką, kilkunastominutową sesję (Magic The Gathering, World of Tanks etc.). I tu niespodzianka – ze statystyk XFire mojego profilu wyraźnie wynika, że wciąż na gry poświęcam dużo czasu (w WoT już grubo ponad 300h). Problemem okazuje się więc nie tyle sam brak czasu co olbrzymia nieregularność mojego grania, która nie sprzyja grze w tytuły gdzie fabuła jest istotna. Dużo prościej oderwać się od partii MtG czy nawet WoT niż przerwać w połowie questa przygodę z Wiedźminem. Jeszcze większym problemem jest powrót do takiego świata gry po dwutygodniowej przerwie.

I tu docieramy do sedna sprawy – gracz dorosły, obciążony różnymi życiowymi obowiązkami, jest graczem, u którego granie zdecydowanie traci rolę priorytetową (nawet jeśli wciąż sprawia nam to mnóstwo frajdy). Gra przegrywa w konkurencji ze sprzątaniem, pracą, dziećmi, zakupami czy czasem nawet inną formą bezmyślnego relaksu (jak np. mecz w TV). Staje się rozrywką „z doskoku”, a nie rozrywką ciągłą wypełniającą cały nasz czas. Do tego dochodzą inne rozpraszacze – książki, filmy, seriale. Efekt – pokonanie 100-godzinnego gameplaya urasta do miana growego Everestu, którego zdobycie (co ważne, jeśli nie najważniejsze) przestaje przynosić przyjemność, a staje się żmudną walką z tytułem Żeby Go Już Mieć z Głowy. Osobiście, na sumieniu mam kilka tytułów, które choć bardzo dobre nie doczekały się ukończenia gdyż wcześniej po prostu nastąpiło zmęczenie materiału. Mam też kilka takich, w których nawet nie zacząłem się rozsmakowywać a już odstraszyła mnie od nich perspektywa zbyt długiej rozgrywki. I wbrew pozorom nie są to objawy znudzenia grami komputerowymi ogólnie. Wciąż spędzam przy nich masę czasu. Gram jednak ze świadomością, że nie jestem w stanie poświęcić go w takiej ilości i częstotliwości jak bym chciał; a co za tym idzie niektóre gry pozostają poza moim zasięgiem, bo nawet najlepszy tytuł męczony przez kilka miesięcy potrafi znudzić. A nic nie wnerwia tak, jak świadomość, że wydało się pieniądze na tytuł, którego nawet nie ukończyliśmy!

Co pozostaje takim staruszkom jak ja? Wybierać, wybierać i jeszcze raz – rozsądnie dobierać tytuły, po które sięgamy. I z morderczą konsekwencją je pokonywać. A nade wszystko nie rozpraszać swojego czasu grania na więcej niż dwa tytuły, bo to najprostsza droga do zagłady dorosłego gracza.

Tym samym kończę moje rozważania i wracam do świata LA Noire, który zgłębiam od kilkunastu godzin i obiecałem sobie, że nie tknę innej gry dopóki nie ujrzę napisu The End…