web analytics

«

»

Gramy w Thiefa

Garrett - trudne początki...

Garrett – trudne początki…

To nie będzie recenzja. Razem z Garrettem nie spędziłem jeszcze wystarczająco dużo czasu, aby wydać ostateczną opinię na jego temat. Uznajmy to za luźne impresje, albo pierwsze wrażenia z gry. Wzięliśmy też samego „Miszcza” złodziejskiego fachu na spytki. Co z tego wynikło przeczytacie poniżej.

Czekaliście na Thiefa? Zdaję sobie sprawę, że to dziwny początek dla takiego tekstu, ale ja wcale… Tak, wiem. Jako „stary wyjadacz”, gracz z przysłowiową brodą i tak dalej powinienem wyczekiwać tej premiery z wywieszonym jęzorem. Niestety tak nie było. Pierwszym powodem mojego braku zainteresowania „Złodziejem” był Dishonored. W naszym małym szpitalu istnieje pewien rozłam. Ja, oraz kolega Coppertop uważamy „D” za grę wyjątkową, ale nasz oddziałowy maruda, czyli digital_cormac nie znosi przygód Corvo.

Drugim faktem, który zniechęcał mnie do Thiefa to dość długi i koszmarnie mętny proces produkcji tej gry. Nie zagłębiając się w szczegóły (więcej możecie przeczytać o tym pod TYM adresem) powiem tylko, że Eidos Montreal skutecznie zniechęcił mnie do „rebootu” Złodziejaszka. No, ale tak już moja natura, że w końcu się przemogłem i złożyłem zamówienie na grę – choć przyznam szczerze, że gdyby nie 40 procentowa zniżka, która przysługiwała mi na pecetowy tytuł w jednym ze sklepów internetowych to być może nie cieszyłbym się Thiefem w dniu premiery.

Klamka jednak zapadła i pudełkowa wersja gry trafiła pod mój adres. Od razu została zgarnięta przez naszą szpitalną maskotkę – GRAstropsinkę. Poniżej fotka zwierzaka. Trochę rozmyta, ale to dlatego, że użyła złodziejskiego talentu „blur”.

psinkathief

Okay… przebrnąłem przez instalację, będącą żonglerką trzema płytami DVD. Thief ukradł niemal 24 gigabajty z mojego twardego dysku. Potem jeszcze kod na DLC (dodatkowa misja) i już mogłem się cieszyć grą. No powiedzmy, że mogłem się cieszyć. Thief, jak każda „premierowa” produkcja cierpiała na pewne niedogodności – gra nieco wariowała, a przy pierwszym uruchomieniu epizodu niemiłosiernie „klatkowała”. Nie będę was zanudzał jak sobie poradziłem z tym problemem, ale warto dać nura w odmęty Internetu i zapoznać się forami dyskusyjnymi np. NeoGAF itd. na których z pewnością znajdziecie rozwiązanie problemów z najnowszą produkcją od Eidos’u.

Muszę też dodać, z ogromną konsternacją i niesmakiem, że Thief to chyba najgorzej zoptymalizowana gra działająca na silniku Unreal Engine 3. Dość powiedzieć, że we wbudowanym w programie benchmarku ledwo osiągnąłem średnio 40 klatek animacji na sekundę. Choć trzeba uczciwie przyznać, że od razu zaaplikowałem mojemu komputerowi wyposażonemu w GeForce 660 (a więc nic specjalnego) najwyższe ustawienia – poza SSAO, które potrafi przydusić w tej grze najpotężniejsze pecety.

Dajmy jednak spokój aspektom technicznym i zajmijmy się wrażeniami z samej rozgrywki. Jak mi się grało w Thiefa? Wszyscy jesteśmy tu dorośli, a więc pokuszę się o soczyste porównanie: obcowanie z tą produkcją podobne jest doświadczeniu z oglądaniem „vintage porn”. Pod pewnymi względami podczas zabawy czułem jakbym cofnął się w czasie o dobre, kilka lat. Ma to swoje dobre, ale i złe strony. Tak… to tak jak z filmami dla dorosłych z lat 70. No dobrze, może nie będę rozwijał dalej tego tematu bo przychodzą mi do głowy takie dzikie myśli jak porównanie słabych tekstur ze „Złodzieja” z drżącą ręką kamerzysty kręcącego figle-migle amatorską kamerą. ;)

Skąd takie wrażenia? Już od pierwszych minut zabawy czułem, że Thief to na tle wspomnianego już wcześniej Dishonored gra powiedzmy, że… kameralna, pozbawiona fajerwerków, odrobinę smutna i nudnawa. Być może dlatego Thief nie zyskał sobie przychylności recenzentów? Średnia ocen na metacritic to żałosne 68/100. Thief’a można porównać do szarej myszki. Ten tytuł spodoba się nielicznym – tym, którzy lubią grać powoli, przemykać w cieniu, kraść srebrną zastawę ze stołu i tak dalej. W tej grze sukcesem jest akcja związana ze zdmuchnięciem świecy, przemknięciem między dwoma strażnikami i ukryciem się za winklem. Jeśli w międzyczasie uda Ci się zwinąć sakiewkę wiszącą u pasa przechodzącego uliczką jegomościa to jesteś hardkorem! Tak jest. Thief to nie gra dla fanów Call of Duty. Tu nie ma wybuchów, świszczących pocisków nad głową, epickich psów bojowych atakujących helikoptery… pardon! Psy są – szczekają kiedy Garrett się zbliża! Jednym słowem: chcesz zwinąć paterę, albo świsnąć komuś portmonetkę? W takim razie Thief jest grą dla Ciebie

Dość tego! Teraz mówię ja! Ja, czyli kto? Garrett oczywiście! Jestem z Miasta i znają mnie wszystkie kurewki, paserzy i doliniarze stąd do portu. Przemykam nocami po dachach waszych domówi nawet nie wiecie KTO podsłuchuje wasze sekrety. A musicie wiedzieć, że podsłuchiwanie to podstawa w moim fachu. Ot na przykład całkiem niedawno obserwując dwóch nocnych strażników usłyszałem jak obgadują miejscowego jubilera, który w sejfie ma ponoć nielichą błyskotkę. Jakem Garrett, Mistrzem Złodziei zwany – nie mogłem przegapić takiej okazji. Od razu namierzyłem cel – na parterze sklep i warsztat, a na pięterku mieszkanko jubilera i jego zacnej małżonki.

Thief-4-Garret

Przekradłem się cichaczem po dachu i dostałem do środka od tyłu. Co za szczęście! Jubiler właśnie nad czymś pracował w swoim warsztacie i błyskawicznie jego ciemię spotkało się z moim cacuszkiem – teleskopową, obitą skórą pałką. Jestem bardzo dumny z tej pały. To bardzo eleganckie narzędzie. Krzywdy zbytniej nie czyni, jest ciche i w ogóle. Na czym stanąłem? A tak… więc po pozbawieniu jubilera przytomności zwędziłem ze stołów różne precjoza, ale moją uwagę przykuł liścik w którym znalazłem szyfr do ściennego sejfu. Ludzie nigdy się nie nauczą! Wyczyściłem sejf i ruszyłem na górę. W domostwie było kilku strażników, ale akurat ten, który mógł narobić mi kłopotu pochrapywał na posterunku rozwalony na krześle. Jego głowa również spotkała się moją pałką. W korytarzyku prowadzącym do saloniku na komodzie stała klatka z wrednym ptaszyskiem. Zwierzak mógł sprawiać pewien kłopot, a więc musiałem być bardzo ostrożny i na paluszkach, wstrzymując oddech przemknąłem do pokoju. Tam w fotelu przy kominku siedziała małżonka jubilera. Ją, rzecz oczywista, także potraktowałem pałką przez łeb i zwinąłem cenne precjoza. Wymknąłem się oknem i rozpłynąłem w mrokach nocy…

Także pod względem wizualnym nowy Thief nie robi jakiegoś oszałamiającego wrażenia. Oczywiście daleki jestem od kategorycznych stwierdzeń, które przebijają się z różnych recenzji krążących w sieci, że „T” jest brzydki i w ogóle paskudny. Owszem miejscami jest monotonny, a wszędobylska czerń i granat upstrzona przebłyskami nielicznych cieplejszych kolorów nie jest zbyt atrakcyjna dla oka, ale z ręką na sercu muszę przyznać, że Miasto (miasto w Thiefie nie ma nazwy, to po prostu Miasto) pod względem architektonicznym prezentuje się całkiem zacnie. Powiem więcej – ślęcząc na dachach budynków i czasem patrząc na zasnute chmurami niebo, przebijający się miejscami księżyc i leniwie oplatającą mroczne uliczki mgłę jestem skłonny przyznać, że graficznie „Złodziej” nie jest taki najgorszy.

Jak na razie w grze spędziłem około ośmiu godzin i nie mogę się autorytatywnie wypowiadać o samej fabule. Jestem w sumie na początku i dopiero odkrywam fabularne aspekty Thiefa. Uniwersum gry to po prostu miasto zwane bardzo oryginalnie Miastem. Metropolia ta rządzona jest żelazną ręką przez barona Northcresta. Nasz protagonista ma z nim na pieńku już od samego początku. Dodatkowo podczas długiej (jak się okaże w pewnym momencie rozgrywki) nieobecności Garretta w mieście rozpanoszyła się paskudna zaraza zwana przez mieszkańców Posępnością. Posępność zbiera krwawe żniwo wśród ludności i jest jakoś związana z włodarzem Miasta i samym Garrettem.

Jeszcze dwa słowa o uniwersum Thiefa. Świat w grze stoi u progu rewolucji przemysłowej. W produkcji studia Eidos widać reminiscencje Steampunka, epoki wiktoriańskiej i tak dalej. Odnoszę jednak nieodparte wrażenie, że – tu znowu przywołam przykład tej gry – Dishonored poradziło sobie lepiej z kreacją „świata przedstawionego”. Pamiętacie może ten tekst kolegi polo? Jeszcze przed premierą Thiefa pisał, iż cytuję: Stroje i wnętrza to mieszanka belle epoque, lat 20′, Dishonored i Dickensa. Mężczyźni są wąsaci, dzieci brudne, kobiety zepsute. Wolałbym żeby inspiracją były średniowieczne houppelande i cotte a nie surduty, piekielhauby i flapper look. Ale to mój problem, umiarkowany dość. Niestety muszę doktora polo bardzo zmartwić – do wspomnianego już n-ty raz Dishonored  Thiefowi daleko. Strojów hauppelande nie uświadczymy, ale za to mamy przechodniów w meloniku jakby żywcem porwanych z londyńskiego Strandu. Niestety chwilę potem widzimy „średniowiecznego” strażnika z… kuszą.

O co mi chodzi? Jakby to ubrać w słowa… Może tak –  wykreowane uniwersum w Thiefie jest rażąco niekonsekwentne, sztuczne i z jakichś powodów razi mnie ten dziki miks pseudo-średniowiecza ze wspomnianą wcześniej epoką wiktoriańską maźnięty lekko klimatem  „Steampunka” (cudzysłów zamierzony). Co gorsza podczas zabawy zupełnie nie czuję ducha Fin de siècle, które towarzyszyło mi cały czas podczas grania w przygody Corvo Attano. Oczywiście moja opinia może jeszcze ulec zmianie po przejściu całości, ale bardzo w to wątpię.

Większość drobnych zleceń dostaję od Basso. Ten tłusty bandzior zawsze wie co w trawie piszczy no i daje mi zarobić, a pieniędzy nigdy dość. W końcu trzeba mieć tych kilka gadżetów: wodne strzały, tępe strzały, lina, lepsze wytrychy i tak dalej. Wszystko kosztuje. A co myśleliście, że kradnę też sprzęt? Trzeba mieć swój honor. Nie obrabia się (nie)uczciwych kolegów po fachu zapewniających szemrany towar takim osobnikom jak ja.

Cóż mogę dodać na koniec? Jak na razie Thief wzbudził we mnie mieszane uczucia. Pod względem mechaniki rozgrywki to dla mnie krok w tył w stosunku do Dishonored. Gry, która w wielu aspektach bije Thiefa na głowę. Podczas zabawy w „Złodzieja” bardzo męczy mnie samo Miasto. Monotonne, ciemne, klaustrofobiczne uliczki nie zachęcają do eksploracji, a bardzo częste dogrywanie kolejnych poziomów (stref miasta) może doprowadzić do furii. Nie jestem też do końca pewny, czy fani starych Thiefów będą do końca usatysfakcjonowani tą produkcją. Na koniec oddajmy znowu głos Garrettowi.

Żebracy? Nienawidzę darmozjadów! Czy taki jeden z drugim nie może się wziąć do jakiegoś uczciwego zajęcia? Niech się zajmą doliniarstwem zamiast wyciągać łapy na żebrach. Ostatecznie niech łowią szczury. Tak! Każdego żebraka traktuję odpowiednio – pałą!