Kochacie fantasy? Gracie w gry fabularne? Lubicie uniwersum Forgotten Realms? Jeśli tak to NIE grajcie w Dark Alliance. Możecie się rozejść!
To nie miał być tekst z cyklu „Godzina z…” to miała być dłuższa forma. Ot choćby taka jak w przypadku mojego tekstu o The Outer Worlds, albo Asasynie Odyseja (swoją drogą zacząłem grać w końcu w Valhallę). Niestety po jednej sesji z Dark Alliance rozeźliłem się straszliwie. Dłuższego i szczegółowego tekstu nie będzie. Ta gra po prostu na to nie zasługuje! Naprawdę dawno się tak nie zawiodłem.
No, ale czemu się zawiodłeś Carnasiu? Ponieważ jestem fanem Dungeons & Dragons, a w szczególności uniwersum Forgotten Realms – swoją drogą chyba najpopularniejszego w D&D (choć lubię też Greyhawka). Swego czasu pochłaniałem też hurtowo beletrystykę – swoją drogą nie był to książeczki wysokich lotów, ale miały swój urok. Grałem też w GRĘ. Nie mówię tu o tych komputerowych, ale o prawilnym, „papierowym” erpegu. Tak więc na nową odsłonę Dark Alliance czekałem z zaciekawieniem.
Oczywiście nie miałem złudzeń co do gry. Twórcy jasno dali do zrozumienia, że nie będzie to cRPG, a jedynie Action-RPG z mocnym naciskiem na „Ekszyn”. Wspominam jednak miło lekturę Trylogii Doliny Lodowego Wichru więc byłem zaintrygowany.
Fabuła? Rzecz dzieje się po wydarzeniach mających miejsce w pierwszym tomie trylogii, czyli „Kryształowym Relikcie” – po pokonaniu Akara Kessella, samozwańczego Tyrana Doliny Lodowego Wichru i pogrzebaniu pod górą Crenshinibona – czyli tytułowego reliktu na mroźnej północy zapanował pokój… No, nie do końca. Tak, czy siak fabułę mamy zgrabnie streszczoną w Introdukcji. Pojawia się Mroczne Przymierze (Dark Alliance), które pragnie magicznego kryształu dla siebie. My… musimy powstrzymać paskudy.
My, czyli kto? W Dark Alliance wcielamy się w jedną ze znanych z kart powieści postaci. Do wyboru mamy: krasnoluda Bruenora Battlehammera, jego adoptowaną córkę Cattie-brie, barbarzyńcę Wulfgara oraz chyba najsłynniejszego i najpopularniejszego bohatera Faerunu – Drowa Drizzta Do’Urdena. Piąty kompan, czyli Halfling Regis nie załapał się do składu drużyny. Może to i lepiej, bo do walki pasibrzuch się nie nadawał.
No dobrze, ale jak się w to gra? Będę brutalny – bardzo średnio. Mamy swoją bazę (HUB) na jednym ze szczytów Doliny Lodowego Wichru, wybieramy misję, wchodzimy do portalu i trzepiemy tyłki paskudnym stworom. Zdobywamy skarby, magiczne przedmioty, lewelujemy i tak dalej. Materiał wideo z rozgrywki (w kooperacji) macie powyżej, albo poniżej.
Oj rozpisałem się, choć gra na to nie zasługuje. Jak już wspomniałem Dark Alliance jest bardzo, bardzo słabieńki. Rozgrywka jest monotonna i nawet w trybie dla wielu graczy nie daje jakiejś dużej satysfakcji. System walki jest niedopracowany i irytujący. Praca kamery doprowadzała mnie do szewskiej pasji. Bardzo nie podoba mi się też styl graficzny tego tytułu. Czułem jakbym grał w Warhammera, a nie przeniósł się do magicznego Faerûnu . Mogę jedynie pochwalić modele postaci wrogów – Trolle, Verbeegi, czy Lodowi giganci – nasi przeciwnicy są zróżnicowani i prezentują się całkiem nieźle.
Dungeons & Dragons: Dark Alliance zadebiutował 22 czerwca, czyli dwa dni temu. Zagrać w niego mogą posiadacze konsol Playstation 4/5 oraz Xbox, a także Pecetowcy. Gra dostępna jest w usłudze Xbox Game Pass – jest nawet Crossplay (problemowy bardzo) z PC.
Czy polecam Dark Alliance? Przecież jest „za friko” w Game Pass. Powiem szczerze, że NIE. DA to typowy średniak. STOP… ta gra to niemal ODPAD, który powinien zgnić w czeluściach Game Passa. Odpad na którego szkoda naszego/waszego czasu, a jeśli mielibyście wyłożył na ten tytuł swoje ciężko zarobione pieniądze (prawie 200 PLN) w wersji np. n PS5 to zaklinam was: NIE CZYŃCIE TEGO! Ja wiem, że to co napisałem brzmi brutalnie, ale gdyby nie przedrostek „Dungeons & Dragons” oraz kultowe postaci (Drizzt!) to pies z kulawą nogą nie spojrzałby na Dark Alliance. Potencjał był ogromny i został po prostu zmarnowany. To bardzo przykre.
Czas kończyć, bo już i tak za bardzo się rozpisałem.