Stało się. Postanowiłem zmodernizować mojego blaszaka. Nie obyło się bez perypetii, które w sam raz nadają się na blogowy wpis „o niczym” ;).
Witajcie GRAstroskopowicze to już drugi odcinek „Czas na…”. Część pierwsza pojawiła się w marcu 2015 roku (link TU). W tekście zabrałem was w sentymentalną podróż po mojej historii związanej z graniem na PC. Sentymentalnie opisałem tam pierwsze spotkanie z 3dfx Voodoo i tak dalej. Bodźcem do tych wspominek była wymiana bebechów komputera. Dziś znowu nadszedł dzień odświeżenia komputera. No, to znaczy tak ogólnie to „dzień ten” nadszedł kilkadziesiąt dni temu, ale nie spieszyłem się z tym tekstem. Taki ze mnie leń.
No, ale tak… wymieniłem w komputerze kilka rzeczy, choć obiecywałem sobie, że tego nie zrobię. Core i5 4460 w tandemie z GeForce 1070 sprawował się całkiem nieźle, a poza tym i tak ostatnimi czasy zacząłem zdradzać pecetowe giercowanie na rzecz konsol. God of War, Horizon Zero Dawn, Red Dead Redemption 2*, Bloodborne. Ech blaszaku, schowaj się do budy! No, ale nie tak znowu łatwo zrezygnować z przyzwyczajeń. Tak więc, kiedy tylko okazało się, że mam wolną gotówkę postanowiłem nabyć kilka rzeczy. No i jeszcze jedno: w kwietniu przyszłego roku wychodzi Cyberpunk 2077, a że postanowiłem ograć ten tytuł na komputerze to postanowiłem go sobie troszkę ulepszyć. No cóż… każda wymówka do wywalenia kasy na sprzęcicho jest dobra prawda?
Oczywiście jak to zwykle bywa nie obyło się bez perypetii. Na początek zderzyłem się ze zmianami społeczno-ekonomicznymi, jeśli mogę to tak górnolotnie określić. O co chodzi? O coś dla mnie bardzo, ale to bardzo przykrego. Chodzi o upadek małych i średnich sklepów komputerowych. Cóż poradzić! Taka kolej losu. Rynek zostaje przejęty przez dwa, trzy duże podmioty, a setki (tysiące) sklepików, które jak grzyby po deszczu powstawały na fali rodzącego się kapitalizmu lat 90 odeszły, lub odchodzą w niebyt. Tak stało się również z „moim” sklepikiem, któremu byłem wierny od kilkunastu dobrych lat. Ja znałem ich, oni znali mnie. Zawsze byłem zadowolony z zakupu i obsługi. A jako, że jestem osobą dość leniwą to ZAWSZE w przypadku moich komputerowych zakupów brałem opcję „full service” – składanie kompa, a nawet instalacja Windowsa, bo mnie się nie chciało. Zawsze robili to tip-top włącznie z zacnym ułożeniem kabli w obudowie.
Niestety kilka miesięcy temu wchodząc na witrynę Internetową sklepu uderzyła mnie hiobowa wieść. Firma przestała istnieć. No i co teraz leniwy Carnasiu? Kto ci złoży komputerek? Owszem mogłem to zrobić sam, bo aż takim lebiegą nie jestem. Potrafię sobie wymienić pastę na procesorze, założyć chłodzenie, zmienić kartę graficzną, dołożyć RAM itd., czyli w sumie wszystko… żadna filozofia. Sęk w tym, że nie chciałem tego robić. Od razu uprzedzę sarkających „miłośników Pecetów” – nie, nie czuję żadnej satysfakcji w samodzielnym budowaniu komputera. Jeśli mogę za pieniądze uniknąć godziny, dwóch montażu, to robię to i tyle. Ot po prostu nie mam w sobie ducha majsterkowicza. Oczywiście szanuję tych, którzy to lubią. Każdy ma jakąś pasję.
Tak więc jak już wspomniałem narodził się spory problem, bo nie miałem pewności jak duża sieć sklepów potraktuje takiego marudnego klienta jak ja. Jak wspomniałem wyżej rynek PC w Polsce został opanowany przez trzy duże podmioty (nie będę wymieniał nazw, ale chyba łatwo się domyślicie). Zdecydowałem się na jeden z nich, mimo że w moim mieście były jeszcze mniejsze podmioty/sklepy, ale nigdy u nich nie kupowałem. Jak już pisałem, byłem wiernym jednemu sklepowi (ESC.pl) i nigdzie indziej nie kupowałem.
Nie mając wyboru udałem się do sklepu/oddziału firmy X ;)… STOP. Pozwolę sobie ze szczegółami przedstawić całą procedurę. Dodajmy, że nieco dziwną. A więc tak: jak już wspomniałem chciałem kupić kilka rzeczy, ale nie cały komputer. bo obudowę zostawiłem, a dodatkowo do zakupionych dysków dorzucam te, które już mam, nagrywarkę DVD sobie zostawiłem itd. No i narodził się problem, bo KTOŚ musi mi to złożyć… Sam… no proszę się nie śmiać – zmienię sobie kartę graficzną, założę cooler itd. ALE całych bebechów (CPU/mobo/itd) nie złożę i NIE skonfiguruję. Zapewne byłbym w stanie to zrobić, ale jak wspomniałem wyżej jestem na to zbyt leniwy. Zawsze robił mi to mój sklep, który, jak już wspomniałem kilka miesięcy temu padł jak kawka. A robili wszystko bardzo ładnie – wszystko o co prosiłem z „cable managmentem” włącznie i instalacją Windowsa. Teraz chciałem to samo. No to poszedłem do sklepu dużego (ogólnopolski) i co? No i tak… musieli się skonsultować z główną siedzibą gdzieś w Polsce. Na szczęście nie odmówili. W sumie nawet zdziwiłem się, że opłata za to wszystko (instalacja Win10 i cała reszta) jest dość niska, bo tylko 99pln. Ok… skoro już się w salonie dowiedziałem wszystkiego co chciałem oraz poinformowałem, że PRZYWIOZĘ im mój stary komputer to… WRÓCIŁEM do domu, założyłem konto/profil w ich sklepie Internetowym (bo tak, a nie inaczej… czemu nie wiem!) i złożyłem zamówienie (opcja odbioru w salonie). Nie powiem… części skompletowali bardzo szybko. Tak więc z całym komputerem zawitałem do sklepu. Dalsza procedura była taka: w sklepie przynieśli mi WSZYSTKIE zakupione itemy za które zapłaciłem, oddałem mój stary komputer, któremu narobili ze 20 zdjęć z zewnątrz i wewnątrz ;) spisali numerki starych części (full profeska) i… no i mój komputer stary ORAZ nowe zakupione części, które DZIEŃ wcześniej przyjechały do salonu trafić miały do miasta na DRUGIM KOŃCU kraju, gdzie wszystko miało zostać złożone zgodnie z zamówieniem (w ciągu tygodnia jak mówili). Czujecie już ABSURD? Rozumiem, że nie można mieć serwisu w każdym salonie komputerowym, bo koszty operacyjne byłyby absurdalne. Sęk w tym, że to są te minusy upadku małych sklepików o których już wspominałem. Sęk w tym, iż zupełnie NIE rozumiem dlaczego wszystkie części komputerowe (zasilacz, mobo, CPU, RAM, dyski itd.) MUSIAŁY trafić NAJPIERW do tego salonu i DRUGI RAZ wyjść „w świat” ZAMIAST czekać w serwisie w mieście zwanym Częstochowa! To absurd! Jak krzyczy dziaduś w reklamie T-mobile…
Na powrót komputera z wojaży po kraju czekałem nieco dłużej niż zadeklarowany tydzień. W sumie to trwało to niemal dwa tygodnie. Nie obyło się bez drobnych komplikacji. Najprawdopodobniej podczas transportu wypiął się kabelek zasilania z jednego dysku SSD. W pierwszej chwili sądziłem, że miałem pecha i dysk był „padnięty”. Na szczęście czarny scenariusz się nie sprawdził.
No dobrze, a co zmieniłem w moim PieCyku? Nie chciałem wydać zbyt wiele, ale chciałem też mieć komputer, który poradziłby sobie z nadchodzącym Cyberpunkiem 2077 (zobaczymy, czy nie będę musiał wymienić GPU). Tu drobna dygresja. Nowe bebeszki komputera zamówiłem pod koniec sierpnia, odebrałem w połowie września i patrząc na ceny np. CPU to przez te ponad dwa miesiące w ogóle się nie zmieniły.
Okay, a co kupiłem? Przede wszystkim zasilacz, czyli Seasonic Focus Plus Gold 650W. Do tego CPU. Postanowiłem wziąć rozwód z procesorami Intela i po kilku latach wrócić do obozu „czerwonych”. Po długim buszowaniu w Internecie wybrałem Ryzena 3600 w tandemie z płytą główną ASRock Fatal1ty Gaming K4. Do tego 16 GB pamięci RAM od Cruciala. Postanowiłem też zaszaleć z dyskami. SSDki są teraz tanie jak barszcz więc do obecnie posiadanego Cruciala MX 100 256 GB dołożyłem 1 terabajtowego MX 500 oraz na system operacyjny wziąłem SSD’ka na NVME – Patriot Viper VPN 100 512 GB. Przełożyłem, a raczej kazałem sobie przełożyć do nowego komputera także dwa dyski HDD. W sumie teraz mam w komputerku pięć dysków. Niestety zaczynam żałować, że zdecydowałem się zatrzymać talerzowce – są najgłośniejszym elementem całego systemu. Słyszę nawet, który z nich startuje. Samsung uroczo pyrka, a Toshiba cyka „cyk, cyk, cyk” ;).
Nie zdecydowałem się na zainstalowanie boksowego chłodzenia od AMD i kupiłem nieco budżetowy, ale nadal całkiem dobry SPC Fera 3. Muszę przyznać, że temperatury są całkiem zacne. Pod obciążeniem Ryzen 3600 nie przekracza 67 stopni.
Jak się sprawuje nasz odświeżony PieCyk w giereczkach? Bardzo zacnie. Jak już wspomniałem nie zdecydowałem się na wymianę karty graficznej i nadal siedzi u mnie GF 1070. Mimo to różnica w wydajności jest wyraźna. Poniżej kilka benchmarków gier, czyli I5 4460 kontra Ryzen 3600.
W Rise of the Tomb Raider w ustawieniach maksymalnych wynik ogólny we wbudowanym benchmarku wyniósł na I5 4460 97.88 kl/sec. Na Ryzenie było to już 108,72 kl/sec. Niby niewiele, ale zawsze coś! Sprawdziłem też wydajność w Assassin’s Creed: Odyssey (zapraszamy do naszego tekstu o tej grze). Tutaj nowy procesor dał grze niezłego kopa! Na Intelowskim I5 4460 AC:O prezentował się tak:
Średnie kl/sec – 47
Minimalne kl/sec – 27
Maksymalne kl/sec – 66
Na Ryzenie 3600 wyniki kształtowały się tak:
Śr kl/sec: 76
Min kl/sec: 42
Max kl/sec: 119
Jak widać procesor od AMD dał grze całkiem niezłego kopa. Tu ciekawostka w bardzo wymagającej lokacji (Ateny) na I5 4460 FPS’y spadały do poziomu 34 klatek na sekundę. W porywach miałem maksymalnie 50. Na Ryzenie 3600 w tym samym miejscu gry miałem przedział między 70-80 klatek. Różnica naprawdę spora!
W Far Cry 5 (benchmark wbudowany) na starym procesorze miałem średnio 74 fps/sec. Dzięki Ryzenowi wynik ten podskoczył do 101 klatek! Choć w ustawieniach Ultra było to już „tylko” 93 klatki.
Tak oto kończymy drugą odsłonę „Czas na zmiany…”. Jest to najprawdopodobniej część ostatnia. Dlaczego? Powoli dojrzewam do tego, aby całkowicie zrezygnować z komputera stacjonarnego. Być może kupię jeszcze kartę graficzną, ale tylko jeśli wspomniany na początku Cyberpunk 2077 będzie miał problemy z działaniem (w co bardzo wątpię), ale generalnie po premierze nadchodzącej generacji konsol kupię PS5 i tyle. Moim podstawowym PCtem będzie laptop.
* Ten tekst zacząłem pisać przed premierą RDR2 PC.