Samus Aran powraca po latach. Być może po zbyt wielu latach i jest trochę spóźniona na imprezę. Takie miałem nieodparte wrażenia po pierwszym kontakcie z czwartą odsłoną Metroida na Nintendo Switch 2.
Złomiarz to ma klawe życie. Siedzisz sobie w kanciapie oglądając POLO TV, gdzie akurat leci na cały regulator skoczna pioseneczka „Majteczki w kropeczki”, jesteś cały uwalany smarem i nikogo nie musisz za to przepraszać. Od czasu do czasu idziesz wykopać jakieś złomowe skarby. To jest życie!
Tak jest doktorze Jones! Wałkiem do ciasta go bezlitośnie lej. Szczotką wygrzmoć po plecach i kopystką na odlew popraw. No i z całej siły biczem strzel w ucho. Nie ma to jak praca archeologa!
Małpi Król zawitał na moją konsolę. Wahałem się, czy zagrać, ale popłynąłem z nurtem i milionami Chińczyków, którzy kupili tę grę. Zresztą nie tylko oni są zachwyceni. Oto moje myśli nieuczesane.