Trzej Doctoros powracają z kolejną diagnozą. Tym razem będzie kolorowo, pozytywnie i pełno nostalgii, gdyż omawiana gra przypomina Nam młodzieńcze lata, gdy siedziało się przed telewizorem i kibicowało bohaterskiemu przywódcy Autobotów w walce z „tymi złymi” Decepticonami.
Pistolety świetlne towarzyszyły konsolom do gier niemalże od zarania historii komputerowej rozrywki. W późnych latach osiemdziesiątych każdy z głównych graczy na rynku miał w swojej ofercie adekwatne urządzenie, umożliwiające „strzelanie” do wirtualnych przeciwników, pojawiających się na ekranie telewizorów. Atari miało swojego XG-1, Sega Light Phasera a Nintendo Zappera.
Historia brytyjskiego studia Imagine Software, któremu mimo ogromnego sukcesu nie dane było przetrwać “siedmiu tłustych lat” powinna na zawsze pozostać przestrogą dla dużych i małych graczy na arenie komputerowej rozrywki. Wczesne lata osiemdziesiąte były początkiem rozkwitu branży. Trudno już wtedy było mówić o przemyśle we współczesnym rozumieniu, jakkolwiek to właśnie firmy takie, jak Imagine Software i – ich główny rywal na rynku brytyjskim – Ocean, stanowiły niejako etap przejściowy pomiędzy “kodowaniem w garażu” a “wielkim przemysłem”.
Nie wybrzmiały jeszcze echa spektakularnej porażki, jaką była premiera gry Batman: Arkham Knight na komputery PC, ale chyba już możemy mówić o zaistniałej sytuacji, jako jednej z największych wpadek w historii gier komputerowych. Wydawanie niedokończonych gier, co prawda, trwa już od bardzo długiego czasu, ale kompromitację Warner Bros. Interactive Entertainment można bez cienia przesady uznać za apogeum tego procederu.
To miała być trzecia część „Diagnozy…”, ale panowie z Take Two zadzwonili do wujka Gugla i nas haniebnie ocenzurowano. A przecież nawet nikt z nas nie powiedział nic na „k” i „ch”! Tak więc będzie wersja extra-bonusowa. Oglądajcie, a raczej słuchajcie – Zanim Randalla, Konsolite’a i Carnasia wsadzą do pierdla!