web analytics

«

»

Szybszy Niż Nuda

A tak wygląda nasz statek...

A tak wygląda nasz statek…

Pożar w przedziale kontroli dronów płonął powoli roznosząc się na sąsiednie, uszkodzona aparatura unieruchomiła drona bojowego atakującego dotychczas statek wroga. Kolejny strzał poważnie uszkodził przedział kontroli osłon. Struktura statku uszkodzona w 50% i jak na domiar złego usłyszałem teleportujący się oddział wroga na pokład mojego statku. Burza jonowa poważnie ograniczała moje zasoby energetyczne zmuszając do trudnych wyborów. Szybka decyzja – odcinamy zasilanie sensorów i silniki. Otwarłem śluzę oraz drzwi do przedziału dronów. Poziom tlenu błyskawicznie zaczął spadać, ogień dogasał nie mając czym się karmić. Teraz tylko zamknąć śluzę i wysłać tam kogoś kto naprawi komputer sterujący dronami – Willy, rockman – z rasy odpornej na ogień, nasz główny mechanik pokładowy – idealny do tego zadania. Sam i John w tym samym czasie ruszyli na spotkanie oddziału abordażowego. Po chwili, walki przeniosły się do przedziału medycznego. W tym czasie ja przełączałem zasilanie na sekcję uzbrojenia żeby jak najszybciej uruchomić uszkodzone lasery i drony, wsparcie Berta – z generującej prąd rasy Zoltan – okazało się nieocenione w tym zadaniu… Chwila oczekiwania na załadowanie lasera i rozstrzygający strzał rozerwał statek rebeliantów. Udało się… płonący, uszkodzony, z wyłączonymi systemami statek wciąż trwał. Byle do najbliższej stacji gdzie uzupełnimy zapasy paliwa, amunicji i dokonamy koniecznych napraw. Połowa drogi za nami, jeszcze cztery sektory do celu…

Bezkres kosmosu

 Faster Than Light to jeden z pierwszych produktów Kickstarterowego szaleństwa jakie ogarnęło branżę gier. Za jego stworzenie odpowiedzialnych jest dwóch byłych już pracowników 2K China – Justin Ma i Mathew Davis, którzy stworzyli Subset Games i w lutym 2012 poprosili społeczność internetową o sfinansowanie ich projektu. Celem było zgromadzenie 10 tyś martwych prezydentów. Dostali 200 tyś i bogowie elektronicznej rozrywki świadkiem, że nie zmarnowali tych pieniędzy.

Bezkres kosmosu...

Bezkres kosmosu…

Ale zacznijmy od początku. Wiecie co to rogalik? I nie chodzi mi o cukierniczą bombę kaloryczną, która sprawi że wasza dieta „od poniedziałku” przesunie się o kolejny tydzień. Rogaliki to gry typu roguelike, czyli produkcje nastawione na eksplorację losowo generowanego świata. Najczęściej tego typu gry strącają nas do zimnych lochów, labiryntów czy innych mało przyjemnych i kompletnie niehigienicznych miejsc gdzie możemy nabawić się kataru, spotkać przyjazno-sceptycznie nastawione osobniki z wielkimi zębami lub po prostu możemy pobrudzić sobie naszą odświętną, niedzielną kolczugę. Dlatego panowie Ma i Davis postanowili zadbać o nasze zdrowie i ubrania i wsadzić nas w… statek kosmiczny! Tak, naszym celem będzie eksploracja kosmosu, a ściślej mówiąc przemierzanie kolejnych sektorów w ucieczce przed depczącą nam po piętach flotą rebeliantów. Kosmiczna pustka nie będzie taka pusta – na naszej drodze spotkamy przedstawicieli różnych ras. Jedni będą do nas nastawieni przyjaźnie, inni nie. Każdą z nich będą cechować też inne zdolności – Engi to świetni inżynierowie, Rockmani to twardziele odporni na ogień (co może okazać się kluczowe w czasie pożarów na statku), rasa Zoltan generuje prąd pozwalając zasilać dodatkowe podzespoły statku, a ludzie… są uniwersalni. A na tym lista się nie kończy!

Jak już się rzekło FTL to rogalik, a więc świat za każdym razem jest generowany losowo. Dlatego też, NIGDY wasza rozgrywka nie będzie wyglądać tak samo. Każda gra to tym samym zupełnie nowe doświadczenie. Inny układ sektorów, inny rozkład planet w sektorach, inne zdarzenia losowe…

No właśnie – zdarzenia losowe – to one definiują naszą przygodę. Na naszej drodze staną podstępni przeciwnicy, handlarze niewolników, statki lub całe stacje kosmiczne proszące o pomoc lub proponujące swoje usługi tudzież wymianę dóbr. Często podejmując decyzję wystawimy naszą misję na wielkie ryzyko. Czasem się to opłaci i w podzięce otrzymamy nowe podzespoły, członka załogi czy inne bonusy, innym razem będzie to jednak ostatni epizod naszej wyprawy. I pisząc ostatni, mam na myśli OSTATNI gdyż w FTL… nie ma save’ów! Pod tym względem, jak i pod względem poziomu trudności (do czego jeszcze wrócę) FTL to oldschool pełną gębą. Ci którzy zaczęli się już krzywić powinni się uspokoić – owszem, śmierć oznacza koniec przygody, ale gwarantuję, że nie jest to frustrujące gdyż cała rozgrywka w FTL jest bardzo szybka – średnia długość sesji nie przekracza 30 minut. Dojście do ostatniego sektora (na easy!!!) i walka z bossem (oczywiście przegrana) zajęła mi około godziny.

Statek

Wróg czy przyjaciel?

Wróg czy przyjaciel?

Choć pozornie eksploracja kosmosu jest treścią tej gry, każdy który spędzi z nią więcej czasu zorientuje się, że tak naprawdę jej kwintesencją jest statek, którym dowodzimy. W grze dostępnych jest kilka maszyn, choć dostęp do nich będziemy otrzymywać stopniowo. Każdy z nich jest wyjątkowy – inaczej zorientowany, wymuszając na nas zupełnie inny sposób zabawy. I tu docieramy do sedna sprawy. Statek został podzielony na kilkanaście podsystemów, które możemy rozwijać – osłony, silnik, system podtrzymywania życia, śluzy, sensory, teleporter, systemy bojowe, drony, kamuflaż, pokład medyczny etc. Każdy z tych systemów wymaga zasilania i odpowiednio ulepszany może zadecydować o powodzeniu naszej misji. Strata czy świadoma rezygnacja z któregoś z nich może mieć kluczowy wpływ na dalsze losy naszej drużyny. Systemy te będą wspierane przez różnego typu ulepszenia dostępne na stacjach i we wrakach wrogich statków – lepsze typy broni, systemy autonaprawy, pozyskiwania odpadów kosmicznych czy ładowania osłon. Nawet kwestia obsługi statku i używania broni nie jest tu taka oczywista. Możemy klasycznie posługiwać się kilkuosobową załogą, ale możemy też zbudować zautomatyzowany statek, na którym rolę załogantów będą pełnić drony. Podobnie sprawa wygląda z bronią – możemy postawić na ciężkie lasery czy rakiety rozbijające osłony i pokład wroga, albo też na drony i działa jonowe paraliżujące okresowo podsystemy przeciwnika. Możemy też zabawić się w piratów i zastosować strategię abordażu teleportując swoich załogantów na pokład wrogiego statku wybijając jego załogę, niszcząc systemy czy wywołując pożary. A może po prostu pozbawimy ich tlenu niszcząc system podtrzymywania życia?

FTL to klasyczny przedstawiciel typu „easy to play, hard to master”. Pozornie prosta (żeby nie powiedzieć prostacka) konstrukcja gry okazuje się mieć drugie i trzecie dno, a dobre zarządzanie załogą i systemami pokładowymi w czasie walki (i ich wcześniejszy rozwój) jak szybko się przekonacie wcale nie jest takie łatwe. Gra pozwala nam również na olbrzymią swobodę i kreatywność w wykorzystaniu systemów naszego statku. Czasem nawet wbrew logice – gaszenie pożarów poprzez wysysanie tlenu z pokładu po otwarciu śluzy – dlaczego nie? A może udusić przeciwnika, albo wybić go na pokładzie medycznym gdzie ciągle będziemy leczeni? Tyle pomysłów na grę ilu graczy.

Sercem naszego statku jest system zasilania energią – to ona ożywia wszystkie podsystemy podtrzymujące przy życiu załogę i pozwalające walczyć. Nie możemy jednak zapomnieć o tak prostych sprawach jak paliwo, amunicja, części zapasowe do dronów. Równie ważne jest odpowiednie zarządzanie załogą. Każdy z jej członków w trakcie trwania naszej przygody będzie się specjalizował w zakresie różnych aktywności – obsługi konkretnych podzespołów, walki, napraw, sterowania. Im więcej czasu spędzi na danej czynności tym będzie w tym lepszy. Nie muszę chyba pisać, że w późniejszym etapie podróży dobrze wyszkolony załogant jest na wagę złota…

Nie dla każdego

A na imię nam milion...

A na imię nam milion…

Jako się rzekło FTL to oldschool pełną gębą – grafika spod znaku wielkich pikseli, muzyczka midi przywołująca skojarzenia z czasów kiedy po niebie latały pterodaktyle, a po gry chodziło się do jaskini na giełdę, brak save’ów (ściślej mówiąc – one są, ale śmierć gracza je kasuje) i przede wszystkim poziom trudności. Muszę przyznać, że dawno nie trafiłem na grę która stawiałaby przede mną tak wysokie wymagania. Przyzwyczajony do gier A.D.2013, które przechodzą się same przeżyłem szok. Na poziomie normalnym  moja przygoda najczęściej kończyła się po pokonaniu 3-5 sektorów (z ośmiu!), po obniżeniu poziomu trudności udało mi się dolecieć do ostatniego, ale walka z bossem pomimo, że mój statek – w moim mniemaniu całkiem silny – wyglądała jak bicie dzieciaka przez wprawionego w bojach kibola-patriotę.

Tym samym zanim sięgniecie po FTL musicie zrobić sobie mini-test, w którym powinniście odpowiedzieć na następujące pytania:

– czy lubię wyzwania?

– czy byłem na giełdzie komputerowej?

– czy grafika w grze jest dla mnie najważniejsza?

– czy wiem co to muzyczka midi?

– czy przechodziłem kiedykolwiek grę podejmując dziesiątki (najczęściej próżnych) prób?

Jeśli udzieliliście co najmniej 3 pozytywnych odpowiedzi nie powinniście być zawiedzeni – to gra, która zapewni wam godziny zabawy.

Słabe strony? – do FTL trzeba siadać ze świadomością, że nie jest to produkcja AAA, która zachwyci was fajerwerkami – to gra prosta, oszczędna w formie i zaprojektowana głównie z nastawieniem na grywalność.

To gra, która da wam masę satysfakcji, a co najważniejsze doskonale sprawdza się jako miły, kilkunastominutowy przerywnik.

Polecam!