web analytics

«

»

Odkopujemy trupa – Spud’s Quest

coś nie za bardzo podobny...

coś nie za bardzo podobny…

Starsi gracze z pewnością pamiętają serię przygód sympatycznego jajka, podróżującego po rozmaitych krainach i rozwiązującego proste zagadki logiczne. W późnych latach osiemdziesiątych i wczesnych dziewięćdziesiątych, bohater o imieniu Dizzy podbijał platformy ośmiobitowe, dając dzieciakom (w tym mnie) wiele frajdy. Bardzo się więc ucieszyłem, gdy swego czasu na popularnym Kickstarterze pojawił się projekt „Dizzy Returns”. Niestety, moja radość trwała dość krótko – projekt nie został ufundowany, a sam Dizzy powędrował z powrotem tam skąd przybył, czyli na cmentarz niechcianych tytułów wyciąganych na siłę z szafy dziadka.

Okazuje się jednak, że nie wszystko stracone. Przed paroma dniami natrafiłem bowiem na projekt Indie pod tytułem Spud’s Quest. Już pierwszy rzut oka wystarczył, aby skojarzyć ten tytuł z nieśmiertelnym Dizzy. Udałem się więc na stronę producenta i z radością zauważyłem, że można pobrać wersję demo, co zresztą natychmiast uczyniłem.

ten niebieski pasek to wodospad…

Zabrałem się więc za grę. Podpiąłem pada (tak Tonieja, dziś prawdziwi pecetowcy grają na padach) i puściłem się w wir rozgrywki. Tu spotkała mnie niespodzianka – po pierwszych kilku minutach podskakiwania, przenoszenia przedmiotów, rozmów z futrzastymi mieszkańcami wioski zacząłem odczuwać coś na kształt znużenia. „To chyba już jednak nie dla mnie” – pomyślałem sobie.  „Za stary jestem i za bardzo zblazowany współczesnymi produkcjami. Dam jednak grze jeszcze z dziesięć minut, zobaczymy co się okaże”. No i okazało się. Ocknąłem się po około godzinie (tak, samo demo jest dość długie) podskakiwania, chodzenia tam i z powrotem, używania przedmiotów, zwiedzania lokacji i wsłuchiwania się w „ośmiobitowy” dźwięk. Jednym słowem gra wciąga jak bagno – autorowi udało się przenieść cały  miód znany z pierwowzoru.

W zasadzie to cała gra począwszy od grafiki, poprzez mechanikę, na stylizowanej ośmiobitowym trendem warstwie dźwiękowej kończąc to stuprocentowy Dizzy. Jedyną różnicą jest główny bohater, który z humanoidalnego jajka przekształcił się w humanoidalną futrzaną kulkę (?). Jest też i żaba. Jaka znowu żaba zapytacie? Otóż naszemu bohaterowi w jego przygodach towarzyszy podskakujący płaz, a dokładniej rzecz ujmując książę zamieniony w żabę przez Złego Czarnoksiężnika.

czyste piękno oldskulowej grafiki…

Sama historia opowiedziana w grze jest dość zakręcona. Nie będę się tu wdawał w szczegóły, ale całość obraca się dookoła przemienionego księcia, zła które chce wypełznąć z mroku zapomnienia, zaczarowanego dworu Króla Artura i tak dalej, i tak dalej… Zabawa potraktowana została jednak w sposób bardzo lekki i przyjemny, jak na serię Dizzy przystało. Dla przykładu podczas przygody spotykamy drwala alkoholika, którego opuściła żona a syn gnije w królewskim lochu, czy też tajemniczą postać o imieniu Bom Tombadill :)

Reasumując Spud’s Quest polecam każdemu, kto lata temu bawił się w przygody podskakującego jajka. Czy jest szansa, aby gra spodobała się innym, młodszym graczom? Biorąc pod uwagę, iż zostali oni w większości „wychowani” na rozmaitych COD’ach, czy innych tam ratatatatujach, to nie sądzę. Może za to przypaść do gustu miłośnikom wszelakich gier przygodowych. Ja w każdym bądź razie polecam.

Demo możemy pobrać spod tego adresu. Pełna wersja kosztuje 8 dolców.

Na koniec trailerek.