Master of Orion Conquer the Stars, bo tak brzmi pełna nazwa tego tytułu nie był, przyznam to szczerze, na moim „radarze” gier. Oczywiście gdzieś mi przemknęło, że MoO powstaje, ale mówiąc delikatnie… nie byłem zbyt zainteresowany tym tytułem. Kiedy jednak gra trafiła na dysk mojego komputera, muszę przyznać, że bardzo miło mnie zaskoczyła.
Ach strategie 4X! Powinienem teraz napisać jakąś ściemę, o tym, jak to tęskniłem za tego typu grami, wyłem do księżyca i rozdzierałem szaty. No niestety nie! Lata temu grałem w pierwszą odsłonę Master of Orion, a był to zamierzchły rok 1993, a ja szalałem na moim „wypasionym” 386 SX. Czy Master of Orion (ten pierwszy) mnie zachwycił? Nie, ale grało mi się całkiem przyjemnie tak samo było z częścią drugą. Trójka? Całkowicie sobie odpuściłem – przyznaję się bez bicia.
No dobrze! Dość tych wspominek starego dziada. Czas zająć się najnowszą odsłoną Master of Orion z dodanym członem (członem ;) ) Conquer the Stars. Od razu zaznaczę, że nowy MoO to wcale niezbyt daleka reminiscencja oryginału. Wspólnych elementów jest tyle, że CtS można wręcz nazwać „rimejkiem” oryginału. I nie mam tu na myśli tylko znajomych ras, ale np. robota reportera i tak dalej.
Zapewne sporym zaskoczeniem dla graczy będzie fakt, że za nowego Master of Orion odpowiada Wargaming. Tak! To ci panowie z Białorusi odpowiedzialni za World of Tanks i ogrywany przeze mnie i kolegę Jola World of Warships. Panowie od czołgów sypnęli kasą, ale całą „brudną robotę” wykonało NGD Studios z Argentyny i trzeba przyznać, że wywiązali się zadanej roboty wręcz wzorowo.
Okay, ale czym jest ta przeklęta „strategia 4X”, o którym wspomniałem powyżej. Skrót pochodzi od zasady „czterech” X – eXplore, eXpand, eXploit i eXterminate). Na tym właśnie, w wielkim skrócie polega zabawa w Master of Orion.
Explore, czyli odkrywamy kolejne planety w systemach gwiezdnych naszej galaktyki. Expand, rozszerzamy nasze włości, kolonie i w ogóle potęgę militarną. Exploit, czyli wyciskamy kolonistów jak cytrynkę ;) No, nie nie! Żartowałem, chodzi oczywiście o surowce naturalne poszczególnych planet. No i Exterminate, czyli kopiemy zady naszym przeciwnikom dzięki technologiczno-militarnej supremacji.
Proste? Niekoniecznie. Na początku sam miałem pewne wątpliwości. Jak już wcześniej wspomniałem dawno nie grałem w tego rodzaju produkcję, a od tych wydanych ostatnimi czasy (np. Stellaris) zupełnie się odbiłem. Tak więc sądziłem, że NIE OGARNĘ tego wszystkiego, bo jak wiecie starość nie radość, a że już stary jestem gracz, to pozostaje mi łupanie w gierki pokroju „Call of Dudi”, jakieś bitwy morskie statków i inne takie tam… niewymagające myślenia gierki. Moje obawy okazały się jednak płonne. Master of Orion Conquer the Stars jest niezwykle przystępną i przyjazną produkcją. Nie ma w niej nic „hardkorowego”. Co może być uznane tak za zaletę, jak i wadę.
Dla mnie to zaleta. Spokojnie rozbudowywałem moje imperium, kolonizowałem nowe planety, rozwijałem technologię, zmuszałem biednych osadników do budowy nowych, potężnych statków bojowych i tak dalej. A potem… potem zaatakowałem kosmiczne miśki (rasa Bulrathi), zablokowałem im przejścia międzysystemowe i wykończyłem tak, że błagali o litość wyjąc z rozpaczy!
Dostępnych ras jest dziesięć plus jedna dodatkowa (inna frakcja ludzi) jeśli posiadamy wersję kolekcjonerską. Mamy tajemniczych Darloków, miśkowatych Bulrathi, kotowatych Mrrshan (chyba dobrze to napisałem) i kilka innych.
Walkę o supremację nad galaktyką możemy oddać w ręce komputera, albo sami pokierować flotą. W tak zwanym „trybie taktycznym” możemy przełączyć kamerę na widok 3D – kosmiczne walki wyglądają naprawdę nieźle!
No właśnie! Wygląd. Od strony wizualnej najnowsza odsłona Master of Orion prezentuje się bardzo zacnie. Mapa galaktyki i planety cieszą oko, a kosmiczne potyczki są dynamiczne (jeśli chcemy być obserwatorami). Naprawdę nie mam się do czego przyczepić.
Warto także wspomnieć, że Wargaming najwyraźniej sypnął kasą naprawdę szczodrze – w końcu śpią na mamonie dzięki WoT – i w MoO usłyszymy całą plejadę gwiazd. Skupcie się na głosie narratora. Coś wam świta w głowie? Ten potężny tembr głosu. Toż to Michael Dorn, czyli Worf z serialu Star Trek TNG. W produkcji od NGD Studios usłyszymy też Marka Hamilla, Roberta Englunda (Freddie!!) i weterana podkładania głosu w grach komputerowych, czyli Nolana Northa.
Jeżeli lubicie strategie 4X Master of Orion będzie dla was całkiem przyjemną rozrywką na długie, jesienne wieczory. Tak, wiem. Gra jest nieco prosta, lub jak kto woli ekhem… przystępna, ale zapewnia godziny dobrej zabawy.
No i te Bulrathi… jak ja uwielbiam dręczyć te kosmiczne miśki.
Gra dostępna jest na komputery PC w naprawdę zacnej cenie.