Do końca meczu zostało 3.5 sekundy. Doc bierze czas. Koniczynki przegrywają 2-ma punktami z New York Knicks. Jeśli przegramy uciekną nam w tabeli. Zwycięstwo pozwoli przesunąć się nam na 3-cie miejsce w konferencji wschodniej. Odruchowo silniej ściskam pada w rękach. Syrena. Wychodzimy na boisko. Piłka szybko wchodzi do gry. W tle głosy komentatorów, którzy wspominają mój ostatni występ przeciw Minesocie. Rondo rozgląda się. Przebiegam obok zasłony postawionej przez Garnetta i wychodzę na czystą pozycję na łuku. Moją ulubioną. Zegar pokazuje 2 sekundy do końca meczu. Rondo podaje. Błyskawicznie wychodzę w górę, kryjący mnie zawodnik skacze, ale jest spóźniony – nie ma szans na blok. Wypuszczam piłkę. 1.1 s. do końca. Obrońcy skaczą do zbiórki. Piłka wysokim łukiem szybuje i uderzając w tylną część obręczy wpada do siatki. Do końca meczu 0.4 s. Boston wygrywa jednym punktem! Krzyczę z radości siedząc przed monitorem. To był wielki mecz! Leonard DeJolo wybrany Jordan Player of the Game!
Sezon NBA w pełni. Wszyscy fani koszykówki z zapartym tchem obserwują zmagania LeBrona, Rondo, Kobe’a, Gortata i wielu innych. Kto z nas nie marzył by być gwiazdą najlepszej koszykarskiej ligi świata? Czy jako dzieciak nie chcieliście być tacy jak MJ? Ja chciałem i choć dzieciakiem już nie jestem wciąż o tym marzę. Na parkiet NBA nigdy nie wyjdę, ale moje marzenie zrealizować mogę. W NBA 2k13!
Draft
Na wstępie zaznaczę, że tekst ten nie jest recenzją NBA 2k13 jako całości, ale tylko i wyłącznie trybu kariery, który okazał się dla mnie odkryciem sezonu.
Choć trzeba przyznać, że NBA 2k to wyśmienita seria najczęściej moja gra ograniczała się tylko do rozegrania sezonu i szybkich gier. Nie zgłębiałem innych cech tego tytułu. W tym roku postanowiłem spróbować innej ścieżki i… zostałem olśniony!
Po stworzeniu zawodnika, określeniu jego wyglądu (czarny z wieeeeelkim afro) i podstawowych cech oraz pozycji na której chcę grać (SG) wylądowałem na parkiecie. Okazało się, że mam się pokazać. I od razu poczułem się inaczej niż w normalnym trybie meczu. Nie grałem z piłką, nie kryłem gracza z piłką. Sterowałem Leonardem. Walczyłem o pozycje, kryłem zawodników, robiłem zasłony kolegom licząc na jedno, dwa dobre podania i wyjście na pozycję rzutową. Każde z moich zachowań było skrupulatnie oceniane (o czym więcej napiszę za chwilę). Jak się później okazało moja dobra postawa w tym meczu zwróciła uwagę menadżerów kilku zespołów. Chwilę potem siedziałem już na stołku przed GM Orlando, Houston i Boston Celtics odpowiadając na pytania. Potem nadszedł draft, który obserwowałem autentycznie z zapartym tchem. Kto mnie wybierze? Z którego miejsca? Chwila emocji i… 1 runda, 22 wybór. Mój ukochany Boston Celtics!!!! Nie mogłem uwierzyć, gdybym miał na to wpływ sam bym nie wybrał inaczej! Miałem stać się kumplem z drużyny Rondo, Pierce’a i Kevina Garnetta!?
Walka o minuty
Pierwszy mecz. Otwarcie sezonu z Miami Heat. Wchodzę na parkiet i już wiem, że nie będzie łatwo. Mój zawodnik to nowicjusz. Słabo skacze i biega, niewiele wie o defensywie, celnych podaniach czy przepychaniu się pod obręczą. Jest specjalistą od rzutów z dystansu, ale żeby je oddać musi dostać podanie i umiejętnie urwać się obrońcy. Szybko okazuje się, że nie jest to takie łatwe. To typ 3-punktowca, który atakuje z obwodu, ale pod obręczą bardzo często okazuje się bezradny. Mecz nabiera tempa, a ja widzę jak marnuję kolejne szanse. Co gorsza, mam pilnować Wade’a, który co chwila urywa mi się w obronie i punktuje. Patrzę na ocenę mojej gry, która leci w dół. Mecz zaczynamy z oceną C. Każdy element naszej gry jest oceniany. Celny rzut, dobra rotacja piłki w drużynie, dobry moment rzutu, celne podanie, umiejętna zasłona, krycie zawodnika, szybka kontra czy zbiórka. Absolutnie KAŻDY element. Jeśli nie wypełniamy zadań zgodnie z zaleceniami ocena leci w dół (C-, D+, D, D-, etc.). Jeśli jednak dobrze współpracujemy z zespołem ocena idzie w górę (C+, B-, B, B+, etc.). Co ważne, nie musimy rzucić dużej ilości punktów, żeby skończyć z dobrą oceną. Tu zdecydowanie większą rolę ogrywa dobra współpraca z kolegami na parkiecie. Żeby zachęcić nas do większego wysiłku nasze dobre zagrania są chwalone krótkimi komentarzami trenera. Jeśli schrzanimy możemy się spodziewać bury, nawet jeśli mamy na koncie ponad 30 punktów… To jak spodoba się nasza gra trenerowi ma kluczowe znaczenie w przydziale minut w następnym meczu. Mecz z Miami przegraliśmy, a ja skończyłem go z oceną C- czy nawet gorzej – nie pamiętam. Całe spotkanie zostaje podsumowane przyznaniem tzw. skill point (SP). Dostajemy je za ocenę naszej gry zespołowej (wspomniane wyżej literki), naszą postawę indywidualną, wypełnianie zadań (np. nie miej żadnej straty przez całą kwartę, albo nie pozwól rzucić punktów konkretnemu graczowi), spektakularne zagrania, tytuł gracza meczu, no i oczywiście za to czy drużyna wygrała czy też nie. W przypadku meczy o kluczowym znaczeniu w sezonie cała suma punktów mnożona jest x2. Otrzymane punkty posłużą nam do rozwoju naszego zawodnika – o czym za chwilę.
Nastroje w drużynie były nienajlepsze. Na konferencji prasowej musiałem komentować naszą porażkę. Moja wypowiedź nie zaskarbiła sobie przychylności fanów, ale poprawiła „chemię” z pozostałymi członkami zespołu. Winę wziąłem na siebie choć mogłem wszystko zwalić na kolegów. Nic fajnego. A potem… internet wylał na mnie wiadro pomyj. Tak tak, gra symuluje narzędzia społecznościowe. Każdy z występów jest komentowany na twitterze przez anonimowych użytkowników jak i znane postaci świata koszykówki i mediów. Oczywiście na początku kariery nie ma co liczyć, żeby któryś z wielkich zwrócił na nas uwagę. I choć wydaje się to śmieszne, niektóre docinki rozgoryczonych fanów naprawdę mnie podenerwowały!
Trening czyni mistrza
Przed kolejnym meczem postanowiłem potrenować. Na szczęście mamy możliwość wzięcia udziału w wolny treningu – grając z kolegami, rzucając lub trenując poszczególne typy zagrań w ofensywie i defensywie (tzw. drills). Te ostatnie dobrze wykonane owocują przyznaniem kolejnych SP. Co z nimi robić? I tu docieramy do meritum rozwoju naszego młodzika. Każdy z graczy jest opisany poprzez olbrzymią ilość atrybutów podzielonych na ofensywne, defensywne, fizyczne i psychiczne. Co tu znajdziemy? Umiejętność rzutów z różnych dystansów, wsady, layupy, zachowanie w ofensywie, defensywie, przechwyty, zbiórki, siłę, szybkość, zwinność, wybicie, umiejętność utrzymania dobrej passy rzutowej czy też szybkiego otrząśnięcia się po serii pudeł. Ilość atrybutów jest naprawdę oszałamiająca. Ci, którzy pomyśleli właśnie, że stworzenie drugiego Michaela Jordana w tej sytuacji to banał potwornie się mylą. Za naprawdę baaaardzo dobry mecz udało mi się maksymalnie dostać nieco ponad 200 SP (przemnożone x2 bo był to kluczowy mecz pod koniec sezonu, czyli nieco ponad 400). Najczęściej kończę mecz z wynikiem ok. 100 SP, choć na początku sezonu częściej były to wyniki 20-40 SP. Zdarzało mi się kończyć mecze z wynikiem ujemnym!! Poszczególne atrybuty (zależnie od ich znaczenia dla pozycji, na której gramy) mają wartość od 0 do 80-99. O ile podniesienie skoczności z 23 do 24 punktów kosztuje ok. 20 SP, o tyle podniesienie mojej zwinności z 81 do 82 kosztuje mnie jakieś 500 SP! A atrybutów jest caaaaaała masa. Dobrym sposobem na podniesienie o kilka punktów kilku atrybutów jednocześnie jest udział w campie z jedną z legend NBA. Mamy więc camp z Jordanem, Magic Johnsonem, Stocktonem, Rodmanem, Larry Birdem i kilkoma innymi. Każdy z nich szkoli nas w innych typach zagrań – podnosząc tym samym inne parametry. Jest jednak haczyk. A nawet dwa. Udział w campie jest płatny (z Jordanem kosztuje aż 600SP!), a w trakcie sezonu możemy wziąć udział zaledwie w dwóch takich obozach treningowych. Niewiele, prawda?
Naszych ciężko zdobytych SP nie wydamy jednak tylko na atrybuty. Poza nimi są jeszcze umiejętności specjalne. Każdy z graczy może się specjalizować w różnych dziedzinach – możemy być świetnym przechwytywaczem, zbieraczem, specjalistą od rzutów z rogu boiska, albo człowiekiem od zadań specjalnych, który w ostatnich sekundach meczu ma pewniejszą rękę niż reszta. Można być filarem defensywy, którego obecność na parkiecie podnosi współczynnik defensywy kolegom z drużyny czy genialnym playmakerem. Specjalności jest całkiem sporo i trzeba je dobierać naprawdę z głową dostosowując do pozycji na której gramy i zadań jakie mamy w drużynie. Każda z umiejętności ma kilka poziomów. I teraz uwaga – kupno 1 poziomu specjalności kosztuje najczęściej 1k SP, kolejne poziomy to wydatek rzędu 3k, 5k, a nawet 10k SP!!! Rozumiecie już dlaczego zrobienie MJa nie będzie takie proste? Wytrenowanie zawodnika o naprawdę porządnych parametrach zajmie nam przy dobrej grze co najmniej kilka(naście?) sezonów!
Nie oznacza to jednak, że początek gry jest nudny. Absolutnie nie. Walczymy o minuty. Pierwsze 10 meczy grałem po 4-6 minut w 20 minutowym meczu (gram kwarty po 5 min), potem kiedy już nauczyłem się współpracować z drużyną zrobiło się lepiej. Oceny poszły w górę (średnia C+), a Doc Rivers dawał mi coraz więcej minut. Gdzieś w okolicach 20-25 meczu sezonu wszedłem do pierwszej piątki! Cóż to była za radość! Kluczem do sukcesu jest dobra gra bez piłki, która procentuje zarówno lepszymi ocenami za grę drużynową jak i najczęściej lepszym występem indywidualnym. Dobra defensywa owocuje zbiórkami i przechwytami, a umiejętność zgubienia pilnującego w ataku to dobra pozycja do rzutu.
Nuda? Ależ skąd…!
Pewnie zadajecie sobie pytanie czy taka gra może się znudzić. Sam bardzo się tego bałem zaczynając grę w tym trybie. I ku memu zaskoczeniu zupełnie tak nie jest! Gra stawia przed nami kolejne wyzwania. Właśnie zbliżam się do końca mojego pierwszego sezonu. Mam już na koncie tytuły Rookie of the Month, Player of the Week, wszedłem do pierwszej piątki sezonu pierwszoroczniaków i zaliczyłem dwa mecze po 36 pkt! Gram już po 17-18 min w meczu, stanowiąc filar mojej drużyny. Właśnie zaczynam playoffy. Czy jest łatwo? Nie. W ostatnich meczach coraz częściej zauważam, że w ataku jestem podwajany, a spora ilość rzuconych punktów nie przystaje do słabych statystyk w innych kategoriach. W defensywie wciąż wiele muszę się nauczyć. Przydałoby się popracować nad podaniami, które bardzo często psuję. Coraz lepiej jest z przechwytami, w które inwestuję wszystkie moje SP. Jak widać sporo jeszcze przede mną. Kamieni milowych na ścieżce mojej kariery do odhaczenia jeszcze cała masa. Wciąż nie umiem wsadzić piłki do kosza, choć moja skuteczność za 3 pkt w sezonie oscyluje w granicach 50% przy naprawdę olbrzymiej liczbie oddanych rzutów!!! Przede mną walka o pierwszy pierścień. Za rok kończy mi się kontrakt z Bostonem. Co dalej? Nie wiem. Chciałbym zostać w mojej ukochanej drużynie, ale kto wie, może dostanę lepszą ofertę z innego zespołu? (płacą w SP).
Wybór trybu kariery sprawił, że odkryłem NBA 2K na nowo.
NBA 2K – warto?
Wszystkim, którzy lubią koszykówkę, a jeszcze nie grali w ten tytuł powiem tylko jedno – MARSZ DO SKLEPU! Świetna, rozbudowana gra z bardzo dobrą grafiką, diabelnie rozbudowaną mechaniką gry (na parkiecie naprawdę można zrobić cuda, choć trzeba mieć zręczność małpy i obowiązkowo pada żeby niektóre sztuczki wykonać), synchronizacją z netem (na bieżąco aktualizowane składy, wyniki meczów z nocy etc.) Nie ma, nie było i chyba nie będzie lepszej serii. A najlepszym argumentem na jej wysoki poziom niech będzie fakt, że EA zrezygnowało z wydania swojego NBA Live w tym roku żeby nie ośmieszyć się przy konfrontacji z (arcy)dziełem 2K.
A więc piłki w dłoń i na parkiet!
I wanna be, I wanna be like Mike…