web analytics

«

»

Gramy w Unravel – wrażenia z wersji testowej

Unravel, 2016, Coldwood Interactive, Electronic Arts

Unravel, 2016, Coldwood Interactive, Electronic Arts

Powiedzmy sobie to otwarcie już na samym początku – jestem jednym z tych bezdusznych drani, którzy nie płakali na To the Moon. Tak, istnieją tacy ludzie. Umiałem dojrzeć piękno tej opowieści i docenić wybitną ścieżkę dźwiękową, lecz – nie bójmy się tego określenia – prymitywna oprawa graficzna przeszkodziła mi w pełnym zaabsorbowaniu emocjonalnym w dzieło Pana Kana Gao. Z UNRAVEL z całą pewnością nie będę miał takiego problemu. Dzięki „uprzejmości” EA, która łaskawa była udostępnić niedawno usługę Origin Access, miałem olbrzymią przyjemność zagrać w wersję testową tej zacnie się zapowiadającej produkcji. Co prawda, wersja niniejsza pozwala na przejście jedynie dwóch etapów, ale są to lokacje dostatecznie obszerne i na tyle różniące się od siebie, że można wyrobić sobie opinię i jednocześnie nabrać apetytu na więcej.

W Unravel wcielamy się w niejakiego Yarny’ego, który wyewoluował z kłębka włóczki do formy samodzielnie poruszającej się łatki. Trudno orzec, co takiego tchnęło ducha w Yarny’ego – ważne jest, że jego celem jest ocalić od zapomnienia najpiękniejsze wspomnienia pewnej miłej staruszki. Aby to uczynić, wiecznie prująca się laleczka przemierza pełne niebezpieczeństw (i rzeczy, o które można się zaczepić) lokacje, takie jak nadmorska plaża, czy przydomowy ogród u schyłku lata. W każdej z tych lokalizacji wraz z Yarnym odkrywamy kolejne pamiątki – przedmioty, które przynoszą reminiscencje z życia rodziny, samotnej obecnie, starszej pani.

"Szanujmy wspomnienia, smakujmy ich treść, nauczmy się je cenić..."

„Szanujmy wspomnienia, smakujmy ich treść, nauczmy się je cenić…”

Yarny ma nieco ograniczone możliwości. Głównym problemem jest to, że wełniany protagonista ciągle się pruje. Z każdym kolejnym krokiem ubywa jego malutkiego ciałka i bywa, że dociera do miejsca, z którego dalsza podróż jest niemożliwa. Dlatego, by uzupełnić braki i kontynuować włóczęgę, musi odnajdować poukrywane tu i ówdzie kolejne kłębki wełny. Yarny może ponadto – w ograniczonym stopniu – wpływać na różne przedmioty. Może przesuwać różne drobiazgi i korzystać z wełny, jak z lassa albo użyć rozpiętej pomiędzy dwoma punktami włóczki, jako trampoliny, by dostać się w wyżej położone miejsca.

Całość rozgrywki oparta jest o zagadki środowiskowe. Bywa, że zdarzą się trudniejsze puzzle, jakkolwiek na przestrzeni tych dwóch etapów nie natrafiłem na cokolwiek, co powodowałoby frustrację, lub wpływało negatywnie na odbiór gry. Przyznam jednak, że miałem pewne problemy ze sterowaniem. Wynikało to z tego, że mimo, iż gra rozpoznawała podłączony do komputera kontroler, to podpowiedzi ekranowe w samouczku odnosiły się do ustawień przypisanych klawiaturze. Niemiłosiernie zirytował mnie fakt, że postać – nomen-omen – powłóczyła nogami, poruszając się w strasznie wolnym tempie. Szybki rzut oka w menu ustawień uświadomił mi, że w obecnej wersji gry – w konfiguracji przypisanej kontrolerowi – gra wydaje się nie posiadać opcji zmiany tempa poruszania się Yarny’ego – taką możliwość daje jedynie wciśnięcie CTRL na klawiaturze. Cóż, te (jedyne, które mogę zarzucić Unravel) problemy zostaną – mam nadzieję – poprawione w pełnej wersji gry i w finalnej jej formie nic już nie stanie na przeszkodzie, by cieszyć się tą pomysłowo zaprojektowaną i wspaniale zilustrowaną w warstwie audiowizualnej produkcją.

"Powiada robaczek - I dziadek, i babka, I ojciec, i matka jadali wciąż jabłka..."

„Powiada robaczek – I dziadek, i babka, I ojciec, i matka jadali wciąż jabłka…”

Przyznam, że nawet nie spostrzegłem, jak raptem upłynęły mi dwie bite godziny z Unravel. Pomysł na rozgrywkę jest niebanalny a postać Yarny’ego wzbudza wiele pozytywnych uczuć. Gra jest przepiękna pod względem wizualnym. Obie odwiedzone lokacje porażają bogactwem szczegółów (poruszające się w tle zwierzęta, ptaki, owady) i pięknem żywych, ciepłych barw. Plaża ma wspaniały, przepełniający nostalgią, nieco pocztówkowy klimat, ale moim faworytem jest jednak pierwszy etap w ogrodzie. Jesienny sad, pełen artefaktów pamiętających lepsze czasy i spadających z drzew jabłek, tak soczystych, że aż nabiera się ochoty skoczyć do najbliższego „warzywniaka”, słoneczniki rosnące pod oknem domu, ciepłe światło popołudniowego słońca, ech… Odpłynąłem. Całości dopełnia wspaniała, zmieniająca się dynamicznie muzyka, z oddzielnym motywem głównym dla każdej z dwóch lokacji (domyślam się, że w wersji finalnej będzie tak w przypadku każdego etapu). Swoją drogą w pełnej wersji liczę na jakiś poziom zimowy, który – w zestawieniu z tym, co już zobaczyłem – uważam, że koniecznie musi się pojawić i już go widzę oczyma wyobraźni.

Podsumowując – tacy, jak ja malkontenci, których nie do końca urzekło To the Moon, tym razem nie będą mieli powodów do narzekań. Dla mnie jest to w tej chwili zakup obowiązkowy i silny kandydat do miana gry roku w swej kategorii (tej samej, na szczycie której znalazł się u mnie w zeszłym roku Ori and the Blind Forest). Jeśli podobało Wam się Brothers A Tale of Two Sons a w kwestii oryginalnego podejścia do rozgrywki, na przykład Max The Curse of Brotherhood i jeśli wzruszała Was początkowa sekwencja filmu Up (aka „Odlot”) od studia Pixar, to możecie  w ciemno i bez chwili zastanowienia kupować Unravel. Masa wzruszeń i wspaniałych wrażeń estetycznych murowana! A ja, w oczekiwaniu na premierę gry, chyba przejdę sobie jeszcze raz te dwa zachwycające etapy.