web analytics

«

»

Godzina z The Callisto Protocol

Musisz pamiętać, że w kosmosie nikt nie usłyszy twojego kwilenia o kubeczek pysznego, gorącego kakao!

Witajcie w kolejnym wpisie z cyklu „Godzina z…”. Cyklu w którym na gorąco przelewamy (no przelewam) na ekhem… „papier” nasze pierwsze impresje z gier. Jakkolwiek by było, to pierwsze wrażenie jest przecież najważniejsze. Poza tym nie chce mi się już pisać pełnoprawnych recenzji. Blogowy wpis jest szybszy&łatwiejszy. Tak, tak! Jestem brutalnie szczery, ale taka jest prawda.

No dobrze, ale dość tego wstępu. Czas przyjrzeć się dzisiejszej premierze, czyli The Callisto Protocol. Gra pojawiła się na konsole Xbox Series X/S/One, a także Playstation 5 oraz 4. Nie można zapomnieć także o PC. Z kronikarskiego obowiązku od razu donoszę, że na dzień dzisiejszy (2 grudnia, gorąca premiera gry) wersja na blaszaki boryka się ze sporymi problemami natury technicznej, a sami gracze dają wyraz swojej – słusznej – frustracji w niezbyt pochlebnych recenzjach użytkowników na przykład w serwisie STEAM. Mówiąc wprost: mamy do czynienia z kolejnym już pecetowym wydaniem, które rozsierdziło użytkowników komputerów.

Ja ogrywam The Callisto Protocol w wersji na konsolę Playstation 5 i muszę przyznać, że gra działa zaskakująco dobrze, szczególnie po premierowym patchu, który pojawił się chwilę po północy. Muszę jednak wspomnieć o jednym wydarzeniu, które zmroziło mi krew – podczas jednego z animowanych przerywników, którymi gra jest naszpikowana niczym ciasto rodzynkami moja konsola odmówiła posłuszeństwa! Pierwszy raz piąty pleyak się zawiesił, rozkraczył, krzyknął nie wstanę, tak będę leżał! Jak widać problemy nie ominęły także konsolowego wydania.

Prawdziwy horror!

Okay, ale czym w ogóle jest The Callisto Protocol? Mamy do czynienia z survival-horrorem w klimatach science fiction przywodzącym na myśl takie dzieła kultury popularnej jak filmy: The Thing (Coś), albo Event Horizon (Ukryty wymiar), czy rzecz jasna Obcy. Najłatwiej jednak określić TCP jako „duchowego następcę” serii Dead Space od Visceral Games. Zresztą jeden z twórców DS, czyli Glen Schofield maczał też swoje paluchy w produkcji The Callisto Protocol. Inspiracje, rozwiązania (mechanika rozgrywki itd.) „Dead Spejsa” widać tu zresztą na każdym kroku.

W grze wcielamy się w postać Jacoba Lee, pilota kosmicznego frachtowca. Niestety naszego Jakuba prześladuje pech. Już, już miał się dorobić na tajemniczym transporcie między księżycami Jowisza – Europą, a Kallisto i odejść na zasłużoną emeryturkę kiedy paskudni terroryści pod wodzą wrednej bojowniczki Dani Nakamury dokonują abordażu na nasz statek. Reszta jest historią. Rozbijamy się na niegościnnym, skalistym księżycu Kallisto i z miejsca trafiamy do ciupy prowadzonej przez apodyktycznego Naczelnika i jego sadystycznego pomagiera, kapitana Ferrisa. Więzienie Black Iron Prison. Czarne Żelazne Więzienie (trójczłonowe nazwy są idiotyczne) to nie przelewki. Od razu trafiamy w łapy szalonej doktorki Caitlyn Mahler. Dość powiedzieć, że po zabiegach pani doktor tracimy przytomność, a nasz bohater budzi w celi. Niestety COŚ się wydarzyło. Czarne Żelazne Więzienie zostaje opanowane przez zmutowane paskudy i inne okropności z piekła rodem.

Tak zaczyna się nasza epicka przygoda i prawdziwy horror. Tylko, czy na pewno? Jak wskazuje tytuł naszego wpisu pograłem w The Callisto Protocol godzinkę. NIE! To kłamstwo. To tylko nazwa naszego cyklu. Tak naprawdę „na liczniku” mam ponad dwie godziny zabawy. Jakie są moje pierwsze wrażenia? Pierwszym odczuciem jest to, że nowa gra Glena Schofielda jakby nie do końca radziła sobie z grozą przez duże „G”. Spróbuję to pokrótce wyjaśnić.

BIP?

Nie raz i nie dwa pisałem na naszym blogu, że mam problem z grami-horrorami. Bez wstydu przyznaję, że mimo zaawansowanego wieku (oj stary dziadu jestem) nie radzę sobie z napięciem grając w survival-horrory i inne straszne gry. Silent Hill? Zapomnijcie, to nie dla mnie. Resident Evil, Layers of Fear… koniec tej wyliczanki. Dość powiedzieć, że nie wytrzymuję napięcia i muszę się posiłkować gorącym kakao dla kurażu, aby brnąć dalej ;).

Om nom?

Niestety z tego co zauważyłem po tych dwóch godzinach obcowania z produkcją od chłopaków ze Striking Distance Studios klimatu grozy nie ma za wiele. Sam nie wiem dokładnie do czego miałbym się przyczepić pod tym względem. Co jest nie tak z The Callisto Protocol? Po prostu mając w pamięci Dead Space, szczególnie pierwszą część, nie czułem w TCP tej gęstej atmosfery zaszczucia, która towarzyszyła mi podczas perypetii Isaaca Clarke’a. Zaznaczam jednak, że być może gra mnie czymś jeszcze zaskoczy. Na razie jednak absolutnie nie zasmakowałem atmosfery grozy i tylko miejscami czułem, że tak to określę… dyskomfort psychiczny, który towarzyszy mi, kiedy bawię się w dobrą „grę grozy”. Uczciwie muszę jednak przyznać, że są w grze moment gore. Ot choćby krwawe animacje śmierci naszego protagonisty, albo kiedy cichaczem musimy zaciukać wroga nożem – wtedy jucha leje się strumieniami.

Muszę natomiast bardzo pochwalić oprawę audio-wizualną. Grafika robi naprawdę bardzo pozytywne wrażenie. Twórcy wycisnęli naprawdę sporo z Unreal Engine 4. Modele postaci wyglądają naprawdę zacnie, a projekty poziomów cieszą oko. Także muzyka i niepokojące dźwięki pozytywnie wpływają na atmosferę gry.

Wypucowane!

Podoba mi się też mechanika rozgrywki. Nie będę strzępić języka i po prostu obejrzyjcie sobie wideo poniżej. Uniki, dynamiczna akcja, rąbanka aż miło. To jest to!

Niestety The Callisto Protocol utrwala bardzo negatywny trend. Gra pojawiła się w sprzedaży bez polskiego dubbingu. Tak wiem, wiem! Nie wszyscy lubią pełne polskie wersje językowe i doskonale to rozumiem. Osobiście uważam jednak, że kwestia „pełnej polskiej wersji językowej” zahacza o to jak poważnie o naszym, rodzimym rynku gier myślą zachodni wydawcy z branży elektronicznej rozrywki. Więc tak… dubbing powinien być. Nie ma! Trudno! W sumie to trochę zabawne – w grze mamy np. na ścianach oraz na wyświetlanych monitorach i hologramach polskie napisy, ale głosy są już w obcym języku ;).

Mów po polsku!

Jak oceniam wstępnie The Callisto Protocol? Bardzo pozytywnie. Gra podoba mi się pod względem fabularnym, grafika jest bardzo miła dla oka. Do tego mamy tu całą plejadę hollywoodzkich aktorów, choć nieco pośledniego sortu. O kim mowa? W głównego bohatera wcielił się Josh Duhamel (Transformers). W grze występuje też Karen Fukuhara (The Boys, Legion samobójców) oraz Sam Witwer (Mgła).

Ja wracam do gry. Poniżej możecie sobie obejrzeć pierwszą godzinę rozgrywki w szlachetnej rozdzielczości 4K!

The Callisto Protocol w wersjach na konsole możecie sobie kupić w zaprzyjaźnionym z GRAstroskopią sklepie NORBiT.pl.