web analytics

«

»

Godzina z Phoenix Point

Kelner, sałatka krabowa raz!

Lubicie gry z serii XCOM? Jeśli tak to być może polubicie Phoenix Point. Być może…

Witajcie w kolejnej „Godzinie z…” tym razem na tapecie „duchowy następca” bardzo lubianej w (pre)historii gry. Czas na odcinanie kuponów od klasyki, czyli Phoenix Point. Nostalgia za klasyką na ogół kończy się rozczarowaniem – taka była moja pierwsza myśl po kilku godzinach zabawy w najnowsze dzieło chłopaków ze Snapshot Games. Studio pod wodzą brytyjczyka Juliana Gollopa – twórcy oryginalnego UFO: Enemy Unknown postanowiło wrócić do korzeni serii. Czy to się udało? Poniekąd tak… W PP grało mi się bardzo przyjemnie, a że jestem graczem hmm „starej daty” to pamiętam jeszcze pierwszego, wydanego w 1994 roku przez MicroProse UFO i w Phoenix Point czuję „ducha” jedynki. Mimo to gra mnie nie porwała. Jak to zwykle bywa z grami budżetowymi odrzucił mnie brak przerywników animowanych. Te statyczne obrazki opisujące nam fabułę – swoją drogą historyjka opowiedziana w grze zupełnie do mnie nie trafia – śmiertelnie mnie wynudziły. Widać po prostu brak mamony u twórców. Pochwalić za to muszę samą oprawę graficzną. Jest bardzo przyzwoita i nie odbiega od tego co mogliśmy zobaczyć np. w XCOM 2.

Gra pojawiła się na platformie Epic Games Store (ex na 12 miesięcy za które Epic zapłacił nieco ponad dwa miliony dolarów) oraz w usłudze Game Pass od Microsoftu i tam polecam wszystkim sprawdzić tą produkcję, ponieważ cena w EGS, czyli 139 PLN uważam za stanowczo zbyt wygórowaną. Jeżeli jesteście fanami UFO/XCOM’a to można zagrać, ale żadnych fajerwerków nie oczekujcie. Phoenix Point nie porwał mnie ani fabułą, ani rozgrywką. Ot mamy do czynienia z bardzo porządną grą, o której po kilku godzinach zabawy szybko zapomniałem – i dlatego i tej produkcji piszę w „Godzinie z…” zamiast przedstawić ją w jakiejś dłuższej formie na naszym blogu.

Poniżej materiał wideo z rozgrywki.