Nareszcie pograliśmy nieco w piątą odsłonę Far Cry’a. Czas pokonać paskudnych kultystów, poszczuć ich psem i bojowym niedźwiedziem. Witajcie w Hope County grzesznicy!
Hrabstwo Hope wita agencie (lub agentko), a raczej Szeryfie federalny. Paskudny Ojciec – przywódca kultu – razem ze swoją szurnięta rodzinką opanował fikcyjne hrabstwo Hope w pięknym stanie Montana. Lokalne drogi są zablokowane, telefony na podsłuchu… jednym słowem, nikt nie przyjdzie z odsieczą. Jest tylko niewielki ruch oporu w postaci wkurwionych przez religijnych fanatyków mieszkańcow oraz TY. To wystarczy. Acha! W sukurs przyjdą nam także krwiożercze zwierzaki. Ot choćby pies, czy bojowy misiek. To chyba wystarczająca zachęta aby zainteresować się Far Cry 5?
Grę Ubisoftu mam od dnia premiery, czyli od marca, ale jakoś nie mogłem „zebrać się”, aby wykurzyć z Montany paskudnego Josepha Seeda. Czas jednak wykończyć zwariowanego kaznodzieję. Muszę przyznać, że pierwsza godzina rozgrywki (z ogonkiem) zachęciła mnie do dalszej eksploracji wielkiego, otwartego świata. Poniżej materiał wideo z pierwszej godziny (i pół) rozgrywki. W dodatku gra działa doskonale i chodzi jak masełko. Gram oczywiście w wersję na PC.
No to ja wracam strzelać do religijnych fanatyków. Czego i wam życzę! ;)