web analytics

«

»

Fałszujesz zachlany grajku! Gramy w The Bard’s Tale IV

Oczko się urwało temu Bardu?

Oczko się urwało temu Bardu?

Lubicie klasyczne, zachodnie gry z gatunku cRPG? Jeśli tak to przygody Barda powinny się wam spodobać. Albo i nie! Zresztą czytajcie dalej, jeśli chcecie sprawdzić dlaczego Russel Crowe śpiewa i figluje z karzełkami… Oto The Bard’s Tale IV: Barrows Deep.

Na wstępie, zanim przejdziemy do samej gry, muszę napisać o tym, co bardzo mnie sfrustrowało. Nowe przygody barda zajmują na dysku twardym 50 gigabajtów. Tak… odrobinę dużo. No, ale takie czasy chyba nastały.

Pamiętacie stareńką trylogię Bard’s Tale? Pierwsza odsłona gry pojawiła się w 1985 roku dzięki firmie Interplay (wydawcą był Electronic Arts). Potem dostaliśmy jeszcze dwie części, a lata później wersję zremasterowaną (ostatnio również odświeżyli trylogię, pojawiła się już pierwsza część LINK). W 2004 roku inXile razem z Brianem Fargo, który pracował nad mapami dwóch pierwszych odsłon Bard’s Tale i kierował produkcją części trzeciej postanowili wskrzesić kultową produkcję. Niestety inXile nie posiadało licencji i nie mogli stworzyć pełnoprawnego sequela i choć gra nosiła tytuł Bard’s Tale to ze swoim sędziwym poprzednikiem miał w sumie niewiele wspólnego. Mimo to gra była całkiem przyjemna w odbiorze. Pamiętam, że oceniłem ją całkiem dobrze – moją recenzję tego tytułu możecie przeczytać w serwisie PCLab.pl.

bijemy i walimy!

bijemy i walimy!

Wróćmy jednak do Opowieści Barda. Tak, grałem w oryginalną trylogię, ale nigdy nie byłem wielkim fanem. Wolałem gry roleplaying od SSI, choć oczywiście doceniałem humor i niesztampowość produktu Interplay. Pozwolę sobie zacytować moje własne słowa z recenzji pecetowego BT z 2005 roku (wersja konsolowa postała rok wcześniej). Pisałem tam o trzeciej, oryginalnej części tak: w trzeciej odsłonie przygód Barda, The Bard’s Tale III: Thief of Fate odwiedzimy tak egzotyczne miejsca jak starożytny Rzym oraz… serce nazistowskich Niemiec – Berlin. Tak jest! W erze klasycznych i sztampowych gier roleplaying, masowo produkowanych na licencji Advanced Dungeons&Dragons, nagle pojawił się produkt łamiący wszelkie standardy i konwencje – przynajmniej pod względem fabularnym. Taka właśnie była ta seria – bardzo niekonwencjonalna i pełna humoru. Choć trzeba uczciwie przyznać, że ilością gagów ten „nieoryginalny” Bard’s Tale sprzed 14 lat bije na głowę oryginalną trylogię. W sumie to tylko świetne gagi, humor i wyśmiewanie konwencji było w tej grze czymś wartym zapamiętania.

Wróćmy jednak do czasów obecnych i do The Bard’s Tale IV: Barrows Deep. W tym przypadku mamy do czynienia z pełnoprawnym następcą oryginalnej serii. Aby stworzyć kontynuację stareńkiego hiciora chłopaki z inXile zapukali do Kickstartera i dzięki zbiórce około półtora miliona dolarów możemy dziś cieszyć się przygodami wesołego grajka-pijaczyny.

W czwartej odsłonie gry znowu przenosimy się do uniwersum rodem ze szkockiej mitologii i folkloru. Tak jak napisałem wyżej – czwórka to bezpośrednia kontynuacja trylogii. Barrows Deep dzieje się około stu lat po wydarzeniach znanych z trójki, czyli Thief of Fate.

Nie będę zbytnio zagłębiał się w fabułę, ale od razu rzuca się w oczy, że w mieście Skara Brae dzieje się bardzo źle. Złe moce wypełzły na ulice miasta, a mieszkańcy – podjudzani przez paskudnych klechów i ich zbrojne ramię, Paladynów – zwrócili się przeciwko nie-ludziom. Cóż… Elfikom i krasnoludom zawsze przysłowiowy wiatr w oczy wieje. Od razu dodam, że akcja tego dungeon-crawlera nie rozgrywa się tylko w murach miasta! Są też inne miejscówki.

Na początku jednak musimy zebrać drużynę, a raczej stworzyć swojego herosa. Oczywiście możemy tego nie robić i grać kobietą-bardem, ale ja stworzyłem imć Baltazara, krasnoluda, barda i wielkiego pijanicę, ale uwaga! W The Bard’s Tale IV: Barrows Deep wcale nie musicie grać tytułowym bardem. Po kilku minutach gry udajemy się do Gildii bohaterów i tam, wedle uznania, możemy zmienić płeć, rasę i klasę naszej postaci. Możemy grać człowiekiem, krasnoludem, elfem, albo rasą żywcem wyrwaną ze szkockiego folkloru – Trowem (w polskiej wersji językowej Chochlikiem). Nie chcecie być karczemnym grajkiem? Poza Bardem, można zostać Adeptem magii, Łotrzykiem, albo mocarnym Wojownikiem. Do wyboru, do koloru.

Walka, bo to jest esencją tej gry odbywa się w turach na „siatce” 4×4. Ot klasyka. Klasyka, gdzie trzeba pamiętać o złotej zasadzie. Postaci walczące wręcz stoją z przodu. Magicy i ci z bronią miotaną z tyłu! Proste prawda?

Okay, a jak się gra w te przygody Barda i jak się ten tytuł od inXile prezentuje pod względem audio-wizualnym? Zacznę od oprawy. Jest… dość słaba. Proszę mnie źle nie zrozumieć. Landszafty nie wyglądają źle, ale grafika na nikim nie zrobi wrażenia. Modele postaci np. NPCów wyglądają dość szkaradnie, choć muszę przyznać, że mają swój urok. Natomiast udźwiękowienie i muzyka to prawdziwa uczta dla uszu! Irytuje natomiast system checkpointów zamiast zwykłej możliwości zapisu gry. Naprawdę, ja rozumiem, że to „klasyka”, ale nie pozbawiajmy się zdroworozsądkowego podejścia do gier.

Kolejnym felerem jest optymalizacja. Barrows Deep pomyka na silniku Unreal Engine 4 i działa fatalnie. Optymalizacja gry leży i kwiczy niczym pijany bard w karczmie ;). Czasy ładowań to jakiś skandal. Oczywiście autorzy kajają się i obiecują poprawki, ale na dzień dzisiejszy dobrze nie jest.

Co robisz Russel?

Co robisz Russel?

Czy warto zagrać w The Bard’s Tale IV: Barrows Deep? Mówiąc szczerze… to zależy. Jeżeli lubicie klasyczne, stare, zachodnie cRPGi to nic nie stoi na przeszkodzie, aby wysupłać te 100 złotych z okładem i nabyć ten tytuł w usłudze STEAM, albo GoG. Reszta graczy (w tym młodsi) raczej nie będą zachwyceni. Jak już wcześniej wspomniałem czwórka jest bezpośrednią kontynuacją trylogii co widać choćby podczas rozgrywki! Jednym z pierwszych „bossów” w czwórce jest Mangar. Nie wiecie kim jest Mangar? To główny „zły” z oryginalnego Bard’s Tale. Tylko kto zauważy takie smaczki? Chyba tylko taki stary piernik jak ja.

Bard’s Tale IV: Barrows Deep rozkręca się raczej powoli. Po pierwszej godzinie rozgrywki miałem serdecznie dosyć tej gry. Irytowały mnie między innymi mechanika rozgrywki, wspomniane wcześniej problemy z optymalizacją i inne bugi. Niezmiernie wkurzała mnie rodzima wersja językowa. Mówiąc wprost – wersja PL jest skandaliczna. Nie dość, że część tekstów, a jest ich bardzo dużo w grze, jest nieprzetłumaczona z języka angielskiego to w dodatku to co JEST przełożone nie uniknęło fatalnych „błędów i wypaczeń”. Acha! Oczywiście nie mamy tu dubbingu. Dostaliśmy tylko napisy. Może to i dobrze.

Należy jeszcze wspomnieć, iż posiadacze konsol Xbox One i PS4 będą mogli wyruszyć do Skara Brae dopiero w grudniu. Tylko, czy gracze się skuszą?

PS. czy ten bard z animacji na samym początku gry nie przypomina wam Russela Crowe?