web analytics

«

»

Broforce – gdzie diabeł nie może tam na brata nie ma bata!

Wyobraźcie sobie grę, w której powracają wszyscy Wasi ulubieni herosi z czasów, kiedy jako brzdące… lub większe brzdące… lub pryszczaci nastolatkowie… wlepialiście rozgorączkowany wzrok w ekran Rubina, do którego podłączony był odtwarzacz VHS Toshiba. Wyobraźcie sobie grę, w której powraca Rambo i – jakże by inaczej – John Matrix z klasyka „Commando”. A wraz z nimi, długim szeregiem, Snake Plissken, Robocop, Uniwersalny Żołnierz (pal licho, jak on się tam naprawdę nazywał) i B. A  Baracus. W takiej grze nie mogło by zabraknąć Indiany Jonesa, MacGyvera, Conana i Ellen Ripley. A co, tam puśćmy wodze fantazji na całego – niech w takiej wymarzonej grze pojawią się jeszcze Święci z Bostonu Sędzia DreddTerminatorJohn McClane ze „Szklanej Pułapki” i… i… o!… Ash z Armii Ciemności”. TO BY BYŁA GRA!

Ha! Okazuje się, że taka gra już istnieje i nazywa się „Broforce”!

Broforce 1

Oto nadszedł tytuł, będący swoistym koktajlem Mołotowa, w którym mieszają się dwa najważniejsze nurty rozrywki z przełomu lat 80 i 90 ubiegłego stulecia. Gra, która nie jest duchowym spadkobiercą czegokolwiek – ona po prostu niszczy napalmem wszystkich duchowych spadkobierców tego czy owego, którzy mieli czelność do tej pory się pojawić. Sieje śmierć i pożogę w sektorze, w którym rozindyczyli się ośmiobitowi przesiedleńcy z bezpowrotnie minionej epoki. Tutaj nie ma miejsca dla przegranych – liczy się tylko zabijanie – opcjonalnie: można ratować jeńców. Myślenie warto zostawić na potem, kiedy już opadnie pył i wypalą się zgliszcza. Jedynym wartym rozważenia pytaniem jest – jak ja do cholery to przetrwałem?

Broforce 2

Broforce” oferuje nam totalną jazdę bez trzymanki. Tutaj nie ściąga się palca ze spustu i pozostaje się w ciągłym ruchu, kiedy dookoła wszystko płonie, wybucha, rozpada się na kawałki i ocieka pikselową juchą. Do dyspozycji dostajemy wyżej wymienionych bohaterów (nieważne, że ich imiona, co nieco, różnią się od oryginalnych – my już wiemy o kogo chodzi) a każdy z nich czyni zniszczenie na swój indywidualny sposób, a do tego posiada zdolności specjalne, które pozwalają siać pożogę na jeszcze większą skalę.  Aby odblokować wszystkich dostępnych w aktualnej wersji bohaterów (z każdą kolejną aktualizacją dochodzą nowi herosi, a nawet heroiny) należy ratować jeńców. W momencie, kiedy oswobodzimy bidula z klatki, bohater, którym kierowaliśmy uprzednio, zostaje losowo zastąpiony kolejnym chojrakiem.

Z postaciami jest tak, że jedni mają mniej a inni bardziej interesujący (czytaj: przyjemniejszy) sposób na destrukcję. Każdym z nich trzeba nauczyć się odpowiednio kierować i wykorzystywać ich słabe i mocne strony. Taki Brominator dysponuje potężną siłą ognia miniguna, ale jego odrzut potrafi wpakować postać w niezłe tarapaty. Przed biczem Indianny Bronesa wrogowie uciekają w popłochu, ale pejczykiem zniszczeń nie dokonamy zbyt wielu a i jego zasięg jest ograniczony.  Czasem warto więc pozwolić jeńcom zgnić w niewoli, by móc nacieszyć się naszym ulubionym bohaterem nieco dłużej. Oczywiście, dodać trzeba, że każdy poziom zaczynamy z 1 życiem, a za każdego oswobodzonego więźnia otrzymujemy dodatkowe. Gra, jak widać zmusza czasem do trudnych, moralnych wyborów.

Broforce 3

W obecnej wersji gry mamy do dyspozycji jedną kampanię, której akcja osadzona jest w… no, jakżeby inaczej… w Wietnamie! Przyjdzie nam oczyścić z setek wrogich żołnierzy i maszyn kilka zróżnicowanych lokacji, takich, jak Północny Wietnam, Południowy Wietnam, Miasto Wietnam i kilku innych. Każda misja polega na przebiciu się przez hordy nieprzyjaciół, zamachowców samobójców, zdziczałych psów, pól minowych i mechanicznego ustrojstwa, czyli mechów, czołgów, transporterów opancerzonych i śmigłowców. Ogólnie mówiąc – jest co zabijać i niszczyć. Na samym końcu czeka nas ubicie lokalnego bonza i możemy przechodzić do kolejnej misji, która polega, oględnie mówiąc, na tym samym. Nie zmienia to jednak faktu, że jest to makabrycznie przyjemne i pioruńsko miodne.

Aby uciecha była jeszcze pełniejsza, twórcy umożliwili grę z innymi bracholami za pośrednictwem internetu, lub wespół na jednym komputerze.

Broforce 4

Jeden mam zarzut pod adresem „Broforce” – przez tą grę złamałem żelazną zasadę nienabywania gier w, tak zwanym, „wczesnym dostępie”. Owszem, gra oferuje masę radości i sporo dopracowanej zawartości, jak na wersję alfa, jednakowoż „early access” zaczyna coraz częściej nabierać znaczenia „neverending early access”. Wiele jest takich gier, które w tej fazie permanentnej bety, czy alfy trwają już od kilku lat. Oby „Broforce” nie okazało się jedną z nich. Twórcy, co prawda dodają co rusz coś nowego (w tym nowych/starych „braci”), ale oznaczenia „alpha” w menu gry mocno kłują w oczy.

Grę polecam serdecznie i zachęcam do nabycia – a jeśli zakupu dokonacie, z przyjemnością połączę swe siły z Waszymi i razem dokonamy wielkich czynów by z poczuciem wykonanego obowiązku móc odjechać w kierunku łuny dogasającego napalmu.

P.S. Krótka relacja z pola bitwy – na zachętę – poniżej: