W dzisiejszych czasach pojęcia „przygoda” czy też „gra przygodowa” stały się terminami dość mocno niejasnymi. Tytuły takie jak „Monkey Island”, czy „Beneath the Steel Sky”, które w przeszłości same w sobie stanowiły odzwierciedlenie tego pojęcia, odeszły w niepamięć lub stały się produkcjami dla ściśle hermetycznego grona odbiorców. Z czasem ich miejsce zajęły tytuły o nieco zmienionej i zarazem dość mocno uproszczonej mechanice, dzięki czemu mogły być kierowane do nieco szerszego grona graczy. Jednak pomimo tych wszystkich zmian, większość współczesnych przygodówek nadal w mniejszym lub większym stopniu opiera się o te same pryncypia, co ich starsi bracia – w dalszym ciągu głównym elementem pozostaje snucie opowieści, a mechanika… Cóż, mechanika w grach przygodowych, moim zdaniem, zawsze stała na drugim planie i służyła jedynie jako pomost pomiędzy wcześniej wspomnianą opowieścią a graczem.
Z dokładnie taką właśnie sytuacją mamy do czynienia w tytule „Brothers: A Tale of Two Sons”, stworzonym przez studio Starbreeze, w którym to opowieść stanowi trzon całej zabawy; do tego stopnia, że zagadki, puzzle, dialogi i cała reszta nieodzownej niegdyś dla gier przygodowych mechaniki, została potraktowana wręcz marginalnie. Czy to dobrze? Przekonajmy się.
O dwóch takich, co niczego nie ukradli.
Głównymi bohaterami opowieści, jest dwójka braci. Młodszy Na’i, to chłopiec w wieku około lat dziewięciu, bardzo ciężko doświadczony przez życie z uwagi na śmierć ukochanej matki, która dość mocno odbiła się na jego młodej psychice. Był on bezpośrednim świadkiem jej utonięcia, w wyniku czego panicznie boi się wody. Starszy brat o imieniu Na’ja, jest chłopcem już kilkunastoletnim i z racji swojego wieku stanowi pewnego rodzaju podporę tego duetu – zarówno fizyczną jak i psychiczną. Możecie się teraz zastanawiać, dlaczego kładę tu nacisk na emocje i psychikę. Otóż zostały one fantastycznie wręcz przedstawione (jak na grę oczywiście), a to za sprawą najlepszej metody jaką do tej pory wymyślono – braku dosłowności.
W „Braciach” bowiem, nie usłyszymy ani jednego zrozumiałego słowa w znanym języku – zarówno bohaterowie, jak i napotkane po drodze postaci porozumiewają się przy użyciu jakiejś-tam-nieznanej-mowy, z której wyłapać możemy jedynie powtarzające się słowa (jak na przykład imiona bohaterów). Dodatkowo każdy dialog uzupełniony jest fantastyczną gestykulacją, która pomaga nam, jako odbiorcy, w zrozumieniu całości. Oczywiście zachowanie i gestykulacja każdego z braci są inne – dostosowane do różniącego ich wieku. Dzięki takiemu właśnie zabiegowi, cała opowieść nabiera niesamowitej, osobistej wręcz głębi, a postacie bohaterów nie wydają się płaskie i dwuwymiarowe.
Niestety sama fabuła nie jest specjalnie wysublimowana. Mamy tu do czynienia z typową „baśniową podróżą”, w której dwójka braci wyrusza przez pełen niebezpieczeństw świat w poszukiwaniu Drzewa Życia, w którym to znaleźć mają lekarstwo dla umierającego ojca. Cóż, historia sama w sobie oklepana jak diabli, należy jednak pamiętać, że służy ona jedynie jako tło dla pokazania zachowań i relacji pomiędzy parą bohaterów, oraz stanowi swoisty fundament do przedstawienia wspaniałego, baśniowego świata.
Znany, nieznany świat.
Rzeczywistość, w której przyjdzie nam przeżywać przygodę wraz z Braćmi, nie jest typową przedstawicielką „cukierkowej fantasy”. Jest światem po części pięknym, po części mrocznym, w zależności od zwiedzanej aktualnie lokacji. Na naszej drodze napotkamy więc zarówno sielankową wioskę, jak i mroczne lasy czy cmentarze żywcem wyjęte z prozy braci Grimm. Nie zabraknie również zrujnowanych zamków, zamarzniętych wiosek, ponurych jaskiń, czy genialnego etapu mieszczącego się na polu bitwy, w którym strumienie spływają krwią zaszlachtowanych Olbrzymów. Każdy kolejny etap to fontanna wspaniałych pomysłów i świeżości, wykonana w niezwykle plastyczny i przekonujący sposób. Tutaj autorom należą się naprawdę gromkie brawa. Praktycznie przez całą grę ani razu nie czułem się znużony powtarzalnością otoczenia, ponieważ prawie każdy element układanki pod tytułem „Bracia” jest unikalny. Tutaj nie ma miejsca na nudę, czy „recycling” elementów z poprzednich etapów. Jeszcze raz wielkie brawa.
Skoro zahaczyliśmy już o niezwykły klimat i plastyczność lokacji, nie sposób nie wspomnieć o warstwie dźwiękowej, która jest nieodłącznym składnikiem (i prawdopodobnie najważniejszym) dobrej całości. Tło muzyczne w „Braciach” jest fenomenalne. Zarówno odgłosy otoczenia, jak i dynamicznie zmieniająca się muzyka w tle, zostały perfekcyjnie dopracowane i dobrane do konkretnej sytuacji. Obok nieznanego języka używanego przez mieszkańców świata, gestykulacji bohaterów, oraz dramaturgii co poniektórych ujęć, stanowi ona jeden najmocniejszych elementów gry.
Mechanika, zagadki i cała reszta niepotrzebnych rzeczy.
No początku tekstu wspomniałem, że w „Brothers: A Tale of Two Sons”, mechanika rozgrywki została potraktowana w sposób iście marginalny. To prawda, lecz jak się okazuje, nawet marginalność może być wykonana w sposób bardzo ciekawy. Zacznijmy od sposobu sterowania naszymi bohaterami. Mogło by się wydawać, że posiadając pod kontrolą dwie postaci, naturalnym sposobem pokonywania napotkanych po drodze przeszkód, jest przełączanie się pomiędzy nimi i wykonywanie rozmaitych czynności, choćby tak, jak było to rozwiązane w wiekowych już „Goblinsach”. Nic bardziej mylnego! W „Braciach” sterujemy bowiem obiema postaciami jednocześnie. Jak zostało to rozwiązane? Otóż każdy z bohaterów ma przypisaną jedną gałkę analogową na padzie, oraz jeden trigger jako klawisz funkcyjny, którym wykonujemy rozmaite akcje. Musze powiedzieć, że jest to rozwiązanie zarówno ciekawe jak i mocno karkołomne. Na samym początku należy bowiem zmusić mózg do jednoczesnego, automatycznego rozpatrywania kierunków dla każdej postaci z osobna, co wcale nie jest łatwe. Zaraz po tym, gdy opanujemy już tą sztukę, zaczyna się prawdziwa zabawa. Wyobraźcie sobie sytuację, gdy obiema postaciami należy podejść w dwa różne miejsca w podobnym czasie, potem jedną z nich kręcić korbą jakiegoś urządzenia (trzymając przycisk funkcyjny kręcimy prawym analogiem), a w tym samym czasie druga postać musi chwycić jadący łańcuch i wykonać jakąś inną czynność :) Cały problem polega na zmuszeniu mózgu do jednoczesnego wykonania i synchronizacji szeregu całkiem odmiennych ruchów dla każdej z rąk, w określonym precyzyjnie czasie. Bardzo fajny patent, którego opanowanie nie jest wcale łatwe i daje mnóstwo radości podczas zabawy.
Przejdźmy teraz do zagadek, puzzli czy jak je tam zwał. Całą rzecz można określić dwoma słowami – nie istnieją. Przynajmniej nie w rozumieniu takim, jakie znamy ze wspomnianych wcześniej „Goblinsów”. Większość logicznych przeszkód na naszej drodze sprowadza się do uruchomienia, czy przełączenia jakiejś maszyny, przy wykorzystaniu patentu z dwoma postaciami. Czasami trzeba też coś przenieść w inne miejsce czy pohuśtać się na linie. Oczywiście dla młodszego gracza są to typowo „przygodówkowe” rozwiązania, jednak porównując je do produkcji spod znaku „Starej Szkoły”, nie stanowią praktycznie żadnego wyzwania umysłowego. „Brothers: A Tale of Two Sons”, skupia się przede wszystkim na relacjach pomiędzy rodzeństwem i na przedstawieniu wspaniałego świata w którym toczy się akcja. Prawdziwego główkowania niestety (albo stety) tu nie uświadczymy.
Przepraszam, a o co chodzi?
No właśnie. Skoro „Bracia” są grą praktycznie pozbawioną zagadek logicznych, dialogów czy puzzli, to na czym polega sama zabawa? Czy w dalszym ciągu można tą produkcję zakwalifikować do grona gier przygodowych? A może ze względu na mechanikę sterowania znajdzie swoje miejsce w panteonie gier zręcznościowych? Naprawdę ciężko powiedzieć. Jeżeli jednak miałbym ją jakoś konkretnie sklasyfikować, to osobiście skłaniałbym się w kierunku tej pierwszej opcji. Jedno jest pewne, „Brothers: A Tale of Two Sons” powstało w głównej mierze z myślą przedstawienia relacji łączących obu braci, oraz pokazania wspaniałego świata i toczącej się w nim epickiej podróży. Jest typową baśniową opowieścią, przeniesioną z papieru na inne, bardziej współczesne medium i w tym właśnie tkwi jego siła – jest zupełnie odmienne niż większość gier, które do tej pory widziałem.
Pożegnań nadszedł czas.
Pora na małe podsumowanie. „Brothers: A Tale of Two Sons” jest w moich oczach grą wręcz urzekającą. Piękny, plastyczny świat w którym rozgrywa się przygoda, okraszony wspaniałą, klimatyczną muzyką, wciągnął mnie nie na żarty. Szczerze mówiąc nie pamiętam kiedy ostatni raz tak dobrze bawiłem się przy grze, której najmocniejszą stroną jest przedstawiona w niej opowieść. Należy również wspomnieć, iż „Bracia” przedstawiają historię dość smutną i może dlatego właśnie tak autentyczną, a samo zakończenie jest jednym z najlepszych, jakie kiedykolwiek widziałem.
Niestety, pomimo tych wszystkich superlatyw „Bracia” nie są grą idealną. Z uwagi na ogrom pracy włożonej w indywidualność każdej lokacji, sama gra jest dość krótka. Można ją skończyć w niecałe pięć godzin. Starszym graczom może również doskwierać brak większej ilości zagadek i złożonych puzzli, czegoś co zmusiłoby ich do bardziej intelektualnej rozrywki.
Pomimo jednak tych kilku drobnych minusów „Brothers: A Tale of Two Sons” jest w moich oczach grą co najmniej wybitną, lekturą obowiązkową dla wszystkich miłośników dobrze przedstawionej historii, nietuzinkowych światów i ciekawych bohaterów.
Na sam koniec główny motyw muzyczny z gry…
…oraz galeria.