web analytics

«

»

Are you ready to Die2Nite?

Region miasta po opanowaniu go przez zombie - pola czerwone oznaczają strefy kontrolowane przez potwory...

Wokół mnie rozciąga się olbrzymie pustkowie – pustynia. Przebywam na niej od wczoraj kiedy to opuściłem mury mojego miasta o wdzięcznej nazwie Village of Fiery Wind. Choć od zawsze powtarzano mi, że miasto jest gwarantem mojego bezpieczeństwa nie miałem wyboru. Atak hordy zombie ostatniej nocy przesądził sprawę. Jestem jednym z trzech ocalałych z tej potwornej rzezi. Sam fakt, że przeżyłem ostatnią noc, sam na pustyni, można uznać za cud. Wiem, że cuda nie zdarzają się zbyt często. Do zmierzchu pozostały 2-3 godziny, do ataku hordy zombie niecałe 7. Czy to będzie mój ostatni wieczór w tym życiu?

Moja historia zaczęła się pięć dni temu kiedy jako jeden z czterdziestu kolonistów osiedliłem się w Village of Fiery Wind – mieście otoczonym przez wrogą pustynię, w której piaskach czyhały potwory. Pustynia za dnia miała nam służyć za źródło różnorakich materiałów – od żelaza i drewna, wykorzystywanego przez nas do umacniania miasta, po różne przydatne i nieprzydatne przedmioty (leki, narzędzia, papierosy, baterie, zepsute magnetofony etc.) Ta sama pustynia każdej nocy zaludniała się potwornymi zombie, które za wszelką cenę chciały wedrzeć się do miasta i urządzić sobie ucztę.

Jedyne co nam pozostało to przetrwać… jak najdłużej. Żeby tego dokonać musieliśmy współpracować na rzecz wspólnoty – razem wznosić umocnienia i pozyskiwać konieczne surowce. Każdy z nas musiał zdecydować czy woli pracować na swoje własne bezpieczeństwo, wzmacniając swoje domostwo, czy poświęcić siły i środki dla dobra wspólnoty, zwiększając szanse przetrwania nas wszystkich.

Zaczęło się fatalnie. Już pierwszej nocy straciliśmy siedmiu ludzi. Wszystko przez głupotę. Zignorowali zagrożenie i zostali na noc poza murami osady. I choć żaden zombie nie sforsował miejskich umocnień, po porannym otwarciu bramy zrozumieliśmy, że z tych, którzy spędzili noc na zewnątrz nikt już nie powróci. Dzień upłynął nam na poszukiwaniach i wznoszeniu kolejnych umocnień. Ja sporo czasu spędziłem starając się pomóc jednemu z naszych wrócić z terenów pustynnych. Opadł z sił i kiedy już pogodził się ze swoim losem (nie miał już żywności ani wody) udało mi się do niego dotrzeć z farmaceutykami, które wzmocniły go pozwalając mu wrócić do domu. Kiedy dzień chylił się ku zachodowi efekt prac był zadowalający. Tylko 3 ofiary, z czego dwie zmarły z powodu infekcji po zjedzeniu zakażonego mięsa. Następnego dnia prace trwały nadal, choć obserwacja z miejskiej wieży wskazywała, że następny atak będzie liczył nawet do 80 zombie. Wobec fortyfikacji mogących powstrzymać jedynie 45 potworów noc zapowiadała się nieciekawie, choć nikt nie spodziewał się tego, co miało nadejść…

Pozostawienie otwartej bramy do miasta nie było mądrym pomysłem... Zombie lubią to!

Poranek ukazał naszym oczom druzgocące skutki nocnego szturmu. Duża liczba potworów przedarła się do miasta i wykończyła kilku, najsłabiej przygotowanych na atak mieszkańców. Nie to było jednak największym problemem. Olbrzymia ilość mieszkańców zmarła z wycieńczenia spowodowanego odwodnieniem. Zostało nas siedmiu, a przewidywany atak kolejnej nocy mógł sięgnąć nawet 100 zombie. Gorączkowa dyskusja jaka wywiązała się od rana zaowocowała decyzją o opuszczeniu miasta przez większość z nas i oddaleniu się od miejsca ataku najdalej jak to tylko możliwe. Tylko dwóch mieszkańców zdecydowało się pozostać w obrębie miasta. Z nieznanych mi do teraz powodów nie zamknęli jednak na noc bramy. Ten błąd kosztował ich najwyższą cenę. Z grodu nie zostało nic. Także ci, którzy spędzili noc na pustyni ponieśli straty. Dwóch z nas zginęło zatłuczonych na śmierć przez wściekłe potwory. I tak docieramy do dzisiejszego dnia. Zostało nas trzech. Każdy spędził dzień na przeszukiwaniu najbliższej okolicy w nadziei znalezienia przydatnych do przetrwania przedmiotów. Mnie udało się znaleźć dwa bukłaki z wodą obok resztek czegoś co jeszcze wczoraj było jednym z mieszkańców Village of Fiery Wind… Zaraz rozpoczynam umacnianie swojej pozycji. Spróbuję znaleźć jakąś jamę, która uchroni mnie przed krwiożerczymi zombie. Już po 18tej, do 23, kiedy zombie zwykły atakować, pozostało niewiele czasu. Muszę się spieszyć…

Graliście kiedyś w grę, która zawsze kończy się przegraną? Grę, w której po prostu nie można wygrać, a waszą rolą jest tylko opóźnienie nadchodzącej klęski? Ja dotychczas też nie. Choć gry kończą się różnie, czasem tragicznie (choć sami przyznacie, że to rzadkie zjawisko) to jednak zawsze towarzyszy temu jakiś promyk nadziei – główny bohater ginie, ale poświęcając się ratuje świat. W grze, o której piszę to po prostu niemożliwe. Świat w którym się znajdujemy jest z góry skazany na porażkę. To tylko kwestia czasu kiedy ona nastąpi. Die2Nite, bo tak brzmi tytuł opisywanej przeze mnie gry, nie jest pozycją z kategorii AAA. To gra przeglądarkowa. Prosta i nieskomplikowana. Twórcy reklamują ją jako: The first free zombie survival game set in a hostile world inhabited by the living dead! I tak właśnie jest. Z jedną tylko niewielką, ale niezwykle istotną uwagą. To nie jest gra o zombie. To gra o ludziach, o ich instynkcie przetrwania i tym jak w sytuacji ekstremalnej się zachowują. Zombie, których osobiście też nie znoszę, są tylko pretekstem do pobudzenia graczy, do postawienia ich w sytuacji skrajnej – walki o życie. Walki, która zmusi ich do rozstrzygania wielu dylematów moralnych – egoistycznie zachować znaleziony przeze mnie przedmiot, który może mi pomóc czy podzielić się nim ze społecznością dla dobra ogółu? Porzucić budowę własnego domu, żeby zmarnować dzienną energię na pomoc jednemu z współmieszkańców, który znalazł się w tarapatach? A może zostawić go na pastwę losu i umocnić drzwi do własnego mieszkania? A może skorzystać z tego, że nasz sąsiad wyruszył na pustynię i w tym czasie przetrzepać jego mieszkanko w poszukiwaniu ciekawych przedmiotów?

Śmierć dopada każdego... to tylko kwestia czasu

Die2Nite, w tym względzie jest nie tylko grą, ale bardzo ciekawym eksperymentem psychologicznym pozwalającym obserwować przeróżne zachowania ludzi. Jedni będą skłonni do współpracy, inni nawet nie będą mieli ochoty odezwać się na forum w celu ustalenia wspólnej strategii dla miasta… Ludzie są naprawdę różni, a Die2Nite doskonale to pokazuje.

Co ważne – gra jest darmowa, choć oczywiście za odpowiednią opłatą możemy zwiększyć swoje możliwości – przede wszystkim wybrać jedną z wielu specjalności, które wyposażają nas w dodatkowe umiejętności ułatwiające przetrwanie w tym jakże niegościnnym świecie. Jednak nawet bez takich opłat możemy się bawić naprawdę wyśmienicie.

Jeśli więc chcecie stanąć naprzeciw hordy zombie i spojrzeć w głąb siebie oraz sprawdzić jak zachowujecie się w sytuacjach ekstremalnych, Die2Nite jest czymś, czego powinniście przynajmniej spróbować.

Wystarczy wejść pod ten adres:

www.Die2Nite.com

Polecam!