Witajcie w kolejnej odsłonie Obchodu! Dziś będzie trochę nietypowo. Nie tylko, tradycyjnie, zapytamy Was w co zamierzacie zagrać, ale przybliżymy wam pewną rodzimą produkcję, którą nie boję się nazwać absolutnym skandalem, który nie powinien w ogóle trafić na dyski twarde naszych pecetów.
No to mamy weekend. Za oknem ciemno i wieje. Znaczy, że można w komfortowych warunkach odpalić nasze ukochane pecety, lub konsole. W ubiegłym tygodniu żaliłem się trochę, iż nie radzę sobie zbyt dobrze w Dark Souls. Niestety mój „skill” przez ostatnie dni wzrósł tylko trochę i na razie po prostu się poddałem. Wersja konsolowa trafiła na półkę, ale dorwałem pecetowego DS’a. Kto wie? Może pójdzie mi lepiej (naiwny jestem wiem…). Dziś natomiast miałem przyjemność obcowania z najnowszą, rodzimą produkcją. O jaką grę chodzi? Oczywiście o Uprising44.
Kojarzycie Uprising44 od DMD Enterprise? To gra, której perypetie śledzą polscy fani elektronicznej rozrywki od dobrych kilku miesięcy. Tytuł opowiadający historię Powstania warszawskiego nie miał jakoś szczęścia. Miał to być RTS, a potem bodajże pierwszoosobowa strzelanina. Ostatecznie dostaliśmy grę TPP. W naszym pięknym kraju Uprising44 wzięła pod swoje skrzydła Cenega, a potem pod koniec sierpnia grę miał dystrybuować LEM. Obydwie firmy wycofały się rakiem – tajemnicą poliszynela jest fakt, że na niezbyt entuzjastyczne podejście wydawców do tego tytułu miała wpływ „jakość” tej produkcji. W tym przypadku cudzysłów jest jak najbardziej zamierzony.
Ostatecznie, na dzień dzisiejszy w Uprising44, który dorobił się podtytułu The Silent Shadows trafił tylko do cyfrowej dystrybucji i można go nabyć ot choćby na Gamersgate za marne 11 ojro i 99 eurocentów. Wydaje się wam, że to atrakcyjna oferta? Po kilku godzinach spędzonych z Uprising44: The Silent Shadows muszę stwierdzić, że absolutnie… NIE.
Od razu zaznaczam nie kupiłem tego – nazwijmy rzecz po imieniu – badziewia. Z grą obcowałem u mojego kolegi, fana militariów i fascynata historii II wojny światowej. Nie muszę chyba pisać, że znajomy był bardzo napalony na ten tytuł. W końcu jest to pierwsza próba zmierzenia się gry komputerowej z trudnym tematem Powstania. Czy panowie z DMD Enterprise podołali zadaniu? Niestety nie!
Ba! Jest nawet gorzej. Twórcy tej SKANDALICZNIE beznadziejnej gry polegli na każdym z frontów. Nie dość, że The Silent Shadows wygląda jak gra sprzed co najmniej dekady to w dodatku zawodzi pod względem narracyjnym. Powstanie warszawskie to jedna z najtragiczniejszych kart naszej historii, a mimo to grając w Uprising44 co chwilę parskałem śmiechem, albo czułem się zażenowany. Przed moimi oczami rysował się nie dramat umierającej stolicy, ale żenujący kabarecik naszpikowany humorem godnym nagrody Wielkiego Suchara.
W Uprising44: The Silent Shadows wcielamy się w jednego z legendarnych Cichociemnych, czyli żołnierza Polskich Sił Zbrojnych, który zostaje zrzucony na tereny okupowanej przez Niemców Polski. Tego wszystkiego dowiadujemy się z całkiem niezłej introdukcji. Niestety potem jest tylko gorzej.
Naszego bohatera, czyli Jimmy’ego(!) poznajemy w chwili, gdy ogłuszony podnosi się z ziemi w jakiejś bliżej niezidentyfikowanej kamienicy. Chwytamy za broń, poprawiamy kaszkiet i ruszamy na paskudnych niemiaszków. Po kilku nudnych starciach udaje nam się wydostać „na miasto”. Spotykamy tam hmm… naszego przełożonego, innego Cichociemnego. Ubranego w szary garniak majora o jakże uroczej ksywie „Smooth Smithie” czy jakoś tak. Na naszego drodze pojawi się także urocza sanitariuszka do której przystawia się nasz towarzysz John (Jasiek). Do tej menażerii dołączy jeszcze inna barwna postać – snajper, zamaskowany koleś w masce i pelerynce komicznie udający BARDZO-MROCZNEGO-TWARDZIELA.
No dobrze! Dosyć tego opisu. Jak już wcześniej pisałem. Uprising44 to naprawdę żenujący kabarecik. Tak pod względem fabularnym jak i niestety technicznym. Wizualnie The Silent Shadows przypomina gry sprzed co najmniej dekady. Niestety (tak! Niestety!!) gra naszpikowana jest animowanymi przerywnikami, które w bezwzględny sposób obnażają niedoróbki graficzne tytułu od DMD. Trudno nie parsknąć śmiechem widząc naszego szefa, czyli Smooth Smith’iego (no shit!) wymachującego kulasami. Animacja postaci jet potworna. Tak w przerywnikach jak i podczas samej gry. Nasz bohater chowa się za przeszkodami kucając w sposób, który jednoznacznie sugeruje, że zatrzymał się tam za potrzebą i to za tą ekhem… poważniejszą. Natomiast animacji biegu naszej postaci nie jestem w stanie nawet opisać – to tak jakby połączyć drgawki paralityka z chodem Terminatora T-800 i to wszystko w przyspieszonym tempie.
Samej mechanice rozgrywki najbliżej jest do takiego Gears of War. Ot chowamy się za murkami, pudłami, skrzyniami itd. Strzelamy zza zasłony i tak dalej. Oczywiście nie bierzcie sobie za bardzo do serca tego porównania z dziełem Epic Games. Bo to tak jakby porównywać syrenkę z wypasionym merolem.
Mówiąc bez owijania w bawełnę. Uprising44: The Silent Shadows to jeden wielki skandal, który nigdy nie powinien ujrzeć światła dziennego. Co ciekawe (jak na razie) gra nie doczekała się pełnej, polskiej wersji językowej, a tylko żenującą angielską lokalizację. Oczywiście powstańcy czasem rzucą jakimś tekstem w naszym języku, ale wtedy no cóż… robi się jeszcze bardziej tragicznie.
Co gorsza Uprising44 wpisuje się w typowy dla gier wideo o II wojnie światowej trend. O czym mowa? Otóż… Powstańcy nie walczą z Niemcami. Powstańcy walczą z… NAZISTAMI. Kiedy pierwszy raz dzielna sanitariuszka krzyknęła do mnie, że cytuję: atakują nas naziści to miałem ochotę rzucić klawiaturą w monitor, a kiedy wychodząc na ulice Warszawy ujrzałem na jednym z budynków flagę na której NIE widniał hakenkreuz tylko niezidentyfikowane „coś” moja cierpliwość się wyczerpała i siarczyście sobie zakląłem.
Ja rozumiem, że panowie z DMD chcą ten swój badziew sprzedać jak najszerszej widowni i umieszczenie, mówiąc ogólnie „nazistowskiej symboliki” sprawiłoby, że U44 nie mógłby być dystrybuowany na kilku lukratywnych rynkach Starego Kontynentu, ale na litość boską! DLACZEGO rodzimi twórcy gier muszą wpisywać się trend, który od pewnego czasu w masowej (pop)kulturze przybrał formę epidemii zamieniającej Niemców w bliżej niezidentyfikowanych „nazistów”? Tego zrozumieć po prostu nie jestem w stanie. Czy za jakieś dwie, trzy dekady w podręcznikach historii przeczytam na wstępie, że II wojnę światową wywołali Naziści, którzy omotali biedny naród germański? Tak się powolutku rozmywa odpowiedzialność. Tak tworzy się półprawdy i doprowadza do relatywizacji historii.
Mój Boże… brzmię jak jakiś szalony prawicowy publicysta! Dobra dosyć tego. Dość powiedzieć, że Uprising44: The Silent Shadows to absolutna kompromitacja. Gra, która w skandaliczny sposób pokazuję jeden z najtragiczniejszych epizodów naszej historii. U44 jest obraźliwym paszkwilem, który powinien sczeznąć w odmętach naszej niepamięci. Już nawet nie będę dobijał twórców mizerykordią i nie napiszę, że w hmmm… angielskiej nomenklaturze Cichociemnych nie tłumaczy się jako „Silent Shadows”. Och na Boga! Litości…
Tak właśnie spędziłem piątkowe popołudnie. Na kilka godzin wcieliłem się w Cichociemnego kretyna w kaszkietówce, który wykonując polecenia „Smooth Smith’iego” na każdym kroku sprawiał, że chciałem zwymiotować, a nie grać dalej.
Najgorsze jest jednak to, że ten syf, badziew i totalna kompromitacja jest dla zachodniego odbiorcy najbardziej atrakcyjną, a może raczej najłatwiej przyswajalną wiedzą o prawdziwym Powstaniu warszawskim.
I to jest właśnie ZGROZA!
Dobrze, że teraz będę mógł sobie odpocząć od Uprising44. A wy? Jakie macie plany na weekend? Tylko nie mówcie, że będziecie grać w jakąś drugowojenną strzelankę?
PS. Jedyna w miarę dobra rzecz w U44 to muzyka.