Dziś na szybko odkurzamy rozpoczęty jakiś czas temu mini cykl. Pomysł na ten odcinek pojawił się zaledwie wczoraj, podczas wspominkowej rozmowy pomiędzy pacjentami oddziału geriatrycznego prowadzonej na shoutboxie. Dzisiejszą część chciałbym więc wyjątkowo zadedykować doktorowi Jolo, który ze łzami w oczach i rumieńcami na pośladkach wspominał dzisiejszego bohatera cyklu.
Otwieramy więc drzwi do naszej maszyny czasu, siadamy wygodnie w fotelu i po nastawieniu zegara na rok 1989 walimy pięścią w Wielki Czerwony Przycisk. No to jazda…(proszę nie zapomnieć o wcześniejszym zamknięciu drzwi).
Chyba każdy gracz pamiętający czasy, w których królowała maszyna o dźwięcznej i przywołującej tyle wspomnień nazwie Amiga (oraz jej bardziej skromni bracia) kojarzy postać Niebezpiecznego Rick’a. Pamiętacie? To ten facet w skórzanej kurtce i z nieodłącznym kapeluszem na głowie, wzorowany żywcem na postaci filmowego Indiany Jonesa, przedzierający się przez kilometry pogmatwanych korytarzy podziemnego labiryntu. Na pewno pamiętacie. Rick Dangerous stał się bowiem pewnego rodzaju ikoną tamtych lat, grą której nie sposób zapomnieć i która zawsze będzie kojarzyć się z czasami radości i niczym nie skrępowanej zabawy.
Postać Niebezpiecznego Ricka jak i sama gra, zostały stworzone w roku 1989 przez firmę CORE Design. Dokładnie tą samą, która po wielu latach wydała na świat słynnego Tomb Ridera. Jak widać klimaty eksploracji nieznanych, tajemniczych miejsc zawsze były jej dość bliskie. Jednak jak przystało na tamte czasy, w Rick Dangerous nie uświadczymy nawet krzty trójwymiarowości. To typowy przedstawiciel bardzo popularnych w tamtych latach platformówek 2D, będzie więc mnóstwo strzelania, skakania i unikania przeróżnych pułapek. Znajdą się też oczywiście Bardzo Źli Wrogowie, a co pewien czas przyjdzie wysadzić jakąś ścianę, czy też przełączyć dźwignię – jednym słowem klasyczna, staroszkolna przygoda pełną gębą.
Pomimo podeszłego już wieku (no może troszkę przesadzam) pamiętam jak dziś nasiadówki prowadzone przy Ricku, gdzie wraz z grupą kumpli przemierzaliśmy podziemne korytarze, wyrywając sobie co chwila joystick z rąk. Tak, każdy z nas miał bowiem „po jednym życiu” i wszyscy czekali tylko, aż grającemu powinie się noga i niczym w rosyjskiej ruletce kolejny szczęśliwiec dostanie swoją szansę. Musze tu dodatkowo wspomnieć, że jak przystało na takie nazwisko, Rick Dangerous był naprawdę niebezpieczny. Zawsze na początku nasiadówki obiecywaliśmy sobie, że gramy tylko godzinę (godzinę!! dziś godzina grania to prawie szczyt szczęścia), a kończyło się zawsze tak samo – telefonem do rodziców: „mamo, bo odjechał właśnie ostatni autobus”. Ehhhh, ta maszyna czasu naprawdę by się przydała…
Jak wspominałem w pierwszym odcinku 8 bitowej maszyny czasu, jednym z podstawowych założeń naszego geriatrycznego cyklu jest możliwość zagrania w stare pozycje również i dziś. Wywiązując się więc z lekarskiej przysięgi, zamieszczam pod spodem linki do pobrania tej wspaniałej gierki. Co więcej, znajduje się tam również jej kontynuacja czyli część druga, fanowski spin-off o podtytule Laos Quest, a dla leniwych flashowa wersja części pierwszej. Nie będę się tutaj specjalnie rozwodził – w wolnym czasie warto zagrać we wszystkie. Wszak możliwość sentymentalnego powrotu do Starych Dobrych Czasów, choćby na krótką chwilę, jest przecież bezcenna.
Rick Dangerous
Rick Dangerous 2
Rick Dangerous Laos Quest
Rick Dangerous wersja flash