web analytics

«

»

Gramy w Fallout 4 – pierwsze wrażenia

Fallout 4, Bethesda Softworks, Bethesda Game Studios

Fallout 4, Bethesda Softworks, Bethesda Game Studios

„Rzeczy się zmieniają, ludzie się zmieniają, fryzury się zmieniają, oprocentowanie kredytów się zmienia…” – jak refleksyjnie zauważyła Hillary z kultowej komedii „Top Secret!”. Zdaniem twórców serii FALLOUT tylko wojna nigdy się nie zmienia. Cóż, wojna może tak, ale na przestrzeni lat gry z tego cyklu przeszły masę przeobrażeń – od sposobu prezentacji po liczne zmiany w sposobie prowadzenia rozgrywki. I choć nie będę nawet próbował pozować na znawcę tematu i fana serii – ani jednym, ani drugim nie jestem, a na dokładkę gry RPG nie są moim gatunkiem „pierwszego wyboru” – to nawet takiemu laikowi, jak ja nietrudno nie zauważyć, jak bardzo się FALLOUT na przestrzeni lat zmieniał i jak daleko od swoich korzeni się oddalił. To, co poniżej przeczytacie, jest po trosze majakiem gościa, który spędził godziny, które każdy normalny człowiek poświęca na sen, na próbie zrozumienia fenomenu, próbującego załapać się „na gapę” na pociąg hype’u, który w ciągu tych kilku(nastu) dni przed premierą FALLOUTA 4 nabrał oszałamiającego pędu. Fanon serii przed przeczytaniem poniższego tekstu, sugeruję przygotowanie wideł, pochodni, smoły i pierza. Nie wykluczam też konieczności użycia osłony twarzy (maska hokejowa, kask motocyklowy?) w celu zabezpieczenia twarzy po silnym uderzeniu weń dłonią.

Tak sobie by życzył niżej podpisany wyglądać, natomiast żonę wolałby zachować obecną, dziękuję uprzejmie ;--)

Tak sobie by życzył niżej podpisany wyglądać, natomiast żonę wolałby zachować obecną, dziękuję uprzejmie ;–)

Pierwsze dwie godziny po uruchomieniu F4 kołatała mi się w głowie radosna myśl – oto Wiedźmin 3 królem wszechświata i grą roku 2015! Obawa przed utratą lauru nie spędzała mi snu z powiek, ale pojawienie się tak mocnego tytułu, jak kolejna odsłona Fallouta, mogła silną pozycją „naszego” Wieśka zachwiać. A sądzę, że na tytuł GOTY W3 zasługuje.Trochę spędzonego z F4 czasu uświadomiło mi dwie rzeczy. Gra pod względem urody (wizualnej) nie godna jest Wiedźminowi rzemyków u butach wiedźmińskiego cechu wilka wiązać. To jest fakt, z którym chyba nikt przy zdrowych zmysłach i wzroku polemizować nie będzie. Dla mnie jednak oprawa graficzna nigdy nie była wyznacznikiem wartości gry. Owszem, jest to przyjemny dla oka dodatek, ale nie on stanowi dla mnie o tym, czy dana pozycja na tytuł w plebiscycie takim czy owakim na grę roku zasługuje. Zresztą, umówmy się – grafika w Fallout 4 nie jest wcale taka zła. Doskonale oddaje specyfikę post-nuklearnej rzeczywistości i – dzięki różnym trikom – potrafi momentami zauroczyć. Nie będą to może twarze napotykanych przez nas postaci, ale otoczenia wygląda przyzwoicie.

W obliczy poważnych problemów rodzinnych, główny bohater zachowuje się jak prawdziwy mężczyzna. Siada i gra w grę.

W obliczu poważnych problemów rodzinnych główny bohater zachowuje się jak prawdziwy mężczyzna. Siada i gra w grę.

Drugą kwestią, która po kilku kolejnych godzinach dotarła do mojej pustej mózgownicy – i którą powitałem z ulgą i poniekąd radością – było to, że Fallout 4 jest od W3 grą zupełnie inną! W tym momencie powinniście w swoich głowach usłyszeć śmiech sit-comowej publiczności. Wybaczcie, ja swoją przygodę z serią F4 skończyłem gdzieś w okolicach 1/3 drugiego Fallouta a poza tym żadnym RPG-owym wyjadaczem nie jestem. Dlatego taka odmiana dziwi i cieszy. Cieszy dlatego, że po ponad 150 godzinach spędzonych w Wiedźminie bałem się znużenia formułą. Obawiałem się konieczności poświęcenia kolejnych 100+ godzin na podobną grę. Pierwszy „strzał z liścia”, po którym usłyszałem w głowie „Acha, więc tutaj tak się będziemy bawić!” było spotkanie wędrownej handlarki. Kulturalnie rozpocząłem rozmowę, próbując wypytać starszą panią – z klasą ćmiącą dulca – o to i owo, i ewentualnie jakiś mały handelek zrobić. Wtem! Spod ziemi wyskoczyły zmutowane krety i nas zaatakowały. Z kretami trzeba ostro – wojna z kretami nigdy się nie zmienia – wyjąłem spluwę i… niechcący damę postrzeliłem. Ta nie bacząc na niebezpieczeństwo czyhające ze strony kretów zaatakowała mnie i – nie mając wyboru – musiałem ją ubić.

Ten przykład dobrze pokazuje, jaką swobodę działania mamy w post-nuklearnym świecie Fallouta 4. Może nie przejąłbym się tym zdarzeniem, gdyby handlarka owa była jakimś generycznym sprzedawcą, ale z nawiązanej konwersacji jasno wynikało, że jest to postać której dorobiono odpowiednio historię i która chciała się jej częścią ze mną podzielić. Kto wie, może w przyszłości czekały by mnie jakieś profity – gdybym jej nie zabił – albo związane z jej osobą zadania. Zresztą – jak się później okazało – nie był to jednostkowy przypadek. Kilka chwil później musiałem stanąć po jednej ze stron konfliktu a skutki decyzji i czynności jakie w związku z tym podjąłem odczułem doraźnie. Zupełnie inaczej niż we Wiedźminie, gdzie na efekty podjętych wyborów trzeba był czekać trochę dłużej. I powiem Wam jeszcze jedno – żeby już odczepić się w końcu od Wiedźmina 3 – widząc efekty moich działań nie miałem tak ambiwalentnych uczuć, jak grając w produkcję CD-Projekt RED. Kiedy zabiłem handlarkę wiedziałem, że popełniłem zło (bez dzielenia włosa na czworo, ni mniejsze, ni większe, ale po prostu „zło”). W drugim przypadku czułem się dobrze, bo postąpiłem uczciwie. Stanąłem po stronie dobrych ludzi. Czy to sprawia, że jedna gra ma przewagę nad drugą? Nie wiem. Odmienność obu w tej materii wydaje się tu jednak nader oczywista.

Z lotu ptaka cała ta nuklearna zagłada nie wygląda wcale tak źle

Z lotu ptaka cała ta nuklearna zagłada nie wygląda wcale tak źle

Dobrze, dajmy już spokój temu Wiedźminowi. FALLOUT 4 jest grą, która podobnych mi „niedzielnych” RPG-owców nie kupi od razu. Powiem jednak – zabijcie mnie fani serii! – że będzie tytułem, jaki przyciągnie do franczyzy osoby, które dotychczas z różnych przyczyn w to uniwersum bały się zatopić. W FALLOUT 4 niewiele jest archaicznych rozwiązań, które mogłyby potencjalnego – w domyśle: młodego – gracza odrzucić. Ciekaw jestem, jak wprowadzone zmiany odbiorą weterani serii (niebawem pewnie wypowie się o F4 dr_Carnage – on Wam prawdę powie!). Dla mnie mechanika gry jest bardzo przystępna, satysfakcjonująca i na tyle inna od tego, co znam z tych nielicznych RPG-ów w które grałem, że sprawia mi ogromną frajdę i satysfakcję. Grałem na poziomie NORMAL i powiem Wam, że napotkałem liczne momenty w których walka była sporym wyzwaniem. „Skilla” nigdy i nigdzie nie miałem, ale uwielbiam, kiedy gry wymagają czegoś więcej niż tępego klikania w przyciski. Tak więc w przypadku F4 bardzo zmuszanie gracza do wysiłku i myślenia doceniam. Cieszę się też, że spory nacisk położono na elementy surwiwalowe – zasobów (na obecnym etapie w każdym razie) jest mało. Amunicji, jak na lekarstwo a znajdowane pożywienie i rzeczy mające poprawić stan naszego zdrowia przeważnie są skażone i z każdą kolejną dawką bardziej trują organizm niż leczą. Powiem krótko – lubię to!

Niestety, nie mogę tego powiedzieć o interfejsie gry. Obsługa PIP-BOY-a jest diablo nieintuicyjna i nawet po kilku godzinach gry miałem duże problemy z przyzwyczajeniem się doń. Trudno orzec to wina nieumiejętnie przypisanych przycisków, gałek i spustów czy tez problem wynika z ilości czynności, które możemy wykonać za pośrednictwem tego „urządzenia”. Mózg przyzwyczaja się do pewnych wzorów i wydaje się, że twórcy F4 stanęli okoniem względem moich przyzwyczajeń. Na podobną bolączkę cierpi też interfejs szybkiego wybierania, czy też zmiany broni „w locie”, który… Cóż, zmiana przypisanych slotom broni zajmuje stanowczo za dużo czasu. Zwłaszcza, że w trakcie walki często robi się naprawdę gorąco. Amunicja wyczerpuje się szybko i często trzeba chwycić za inny oręż a dobicie się do odpowiedniego wymaga czasem kilku niepotrzebnych „klików”. Można to było zrobić dużo, dużo lepiej.

Czekam na umiejętność, która pozwoli mi pozbycie się psa. Myślę, że związany będzie z tym osobny quest ;-)

Czekam na umiejętność, która pozwoli mi pozbycie się psa. Myślę, że związany będzie z tym osobny quest ;-)

Pozytywnie zaskoczyła mnie za to koncepcja rozbudowy i zdobywania nowych baz. Jakże plułem sobie w brodę, że szwendałem się po okolicy rzucając wyzwanie o kilka klas wyższym i dużo lepiej uzbrojonym przeciwnikom, zamiast podążyć przez tych kilka pierwszych misji według woli twórców. Kiedy dostałem solidne bęcki, postanowiłem z podkulonym ogonem wrócić do Sanktuarium by odkryć tryb, w którym spędziłem bite 3 godziny. Demontując, montując, składając i zbierając. Zbudowałem łóżka dla moich dzielnych pobratymców, zacząłem hodować melony by nakarmić towarzyszy post-nuklearnej niedoli. Skonstruowałem pompę wodną i generator prądu. A to dopiero początek. Można budować umocnienia, zabezpieczenia i chyba nawet… domy? Cóż, tkwi w tym trybie spory potencjał i niezła dawka dobrej zabawy. Sam jeszcze nie wiem, co z tego dalej wyniknie. Póki co odbiłem kino samochodowe z łap… moich krecich arcy-wrogów i zbudowałem nadajnik za pośrednictwem którego nawołuję innych ocalałych, by przyłączali się do nas. Cudaśne!

Moje serce zostało całkowicie kupione w momencie, kiedy odkryłem, że za pośrednictwem PIP-BOY-a możemy słuchać „lokalnych” rozgłośni radiowych. DJ nadający z Diamond City jest człowiekiem dręczonym wieloma problemami i nieco histerycznym, ale można mu to wybaczyć z powodu muzyki, jaką nadaje. Są to utwory z lat 60, które łączy jeden temat – koniec świata, apokalipsa, wojna i wybuch bomby. Tej bomby. Zdziwilibyście się, jakiej „liryce” można przypisać ten kontekst. Zastanawiam się, czy wszystkie są utworami z tej epoki, czy też część z nich została stworzona na potrzeby gry, będąc tylko stylizowanymi na muzykę z cudownych lat sześćdziesiątych? Jakby nie było – moment w którym o świcie, wędrując opustoszałymi ulicami post-nuklearnego świata usłyszałem Skeeter Davis śpiewającą „The End Of The World” będzie jednym z tych doświadczeń związanych z graniem, które na długo zapisze się w mojej pamięci.

I wszystko było by pięknie, gdyby pies nie był idiotą… ;–)

PS. Zapomniałem wspomnieć o jednym detalu – przeżyłem szok, kiedy cybernetyczny kamerdyner Codsworth zwrócił do mnie piękną angielszczyzną po… nicku, jaki podałem. Nie wiem, czy taki mały, a cieszący motyw pojawił się wcześniej w grach.

PS2. Tu Carnaś – ja dopiero instaluję czwartego Fallout, ale zrobiłem dla was UNBOXING ;)