web analytics

«

»

8 bitowa maszyna czasu – Gauntlet

gauntletnewMaszyna czasu na start! Tym razem przenosimy się do głębokiego PRL’u gdzie królował zapach cudownych zapiekanek z pieczarkami i napój firmowy. Acha! Rządziło też Atari i taka jedna gra, która śniła mi się po nocach. Oto Gauntlet. W starej i nowej odsłonie!

Od czego wypada zacząć? Zapewne od przybliżenia suchych faktów. Gauntlet* powstał w roku pańskim 1985. Na początku przygody Elfa, Wojownika, Walkirii i Maga dostępne były wyłącznie na automatach wrzutowych. Potem jednak ruszyła lawina – gra pojawiła się na niemal wszystkich, ówczesnych platformach sprzętowych – od ZX Spectrum, poprzez Amstrada CPC, a na Atari ST i MSX’ie skończywszy. Ja jednak najmilej wspominam wersję na 8-bitowe Atari.

Tak, tak… pamiętam to jak dziś. Szalone lata 80 – czas cudownego dzieciństwa – i te wszystkie gry w które bawiłem się na moim ZX Spectrum+. Czasem jednak wolałem zrobić sobie wycieczkę przez całe miasto i odwiedzić kuzynów. Po co? Przede wszystkim wujek z ciocią prowadzili przy jednorodzinnym domku bar. Wiecie CZYM był B-A-R w latach komuny? Oj paaanie! Obok lodziarni to chyba były najbardziej oblegane miejsca w miasteczku. Do dziś pamiętam smak zapiekanek z pieczarkami i czymś co od biedy można było nazwać żółtym serem, a wszystko to oblane kechtupem, albo czymś co ketchup przypominało. Całość zapijało się tak zwanym „napojem firmowym” sprzedawanym w szklankach żółtym „czymś”. Ech młodsi czytelnicy tego nie zrozumieją. Vintage pełna gębą!

Kiedy już nażarłem się zapiekanek, albo napchałem kałdun hot-dogami (z sosem pieczarkowym) i popiłem szklanką napoju kierowałem swe kroki do domu kuzynów gdzie podłączony do telewizora Rubin królował Atari 800 XL. W co się grało? Ot choćby w Zorro, albo w Gauntleta. Tak… TO była gra. Zresztą zobaczcie sami.

Robi wrażenie? Uwierzcie, że trzy dekady temu robiło. Gauntlet był niesamowicie grywalny i spędziłem nad nim niejeden wieczór. Skąd w ogóle pomysł, aby wspomnieć o tym tytule? Ponieważ całkiem niedawno pojawiła się odświeżona wersja tego programu (pisaliśmy o tym TU). Przyznam szczerze, że mimo nostalgii i miłych wspomnień nie kupiłem nowego Gauntleta w dniu premiery. Zrobiłem to dopiero kilka dni temu przy okazji bardzo mocnej promocji w jednym ze sklepów internetowych. Po prostu nie mogłem NIE wydać tych marnych 20 złociszy na przygody czwórki kanonicznych bohaterów – Questora, Thyry, Merlina i Thora.

Co ciekawe gra jest w pełnej, rodzimej wersji językowej, skrzy się od humoru (czasem dość niskich lotów, ale i tak można parsknąć śmiechem) i wygląda… całkiem ok. Nie oczekujcie fajerwerków, ale nie jest źle.

Gra nabiera rumieńców w trybie sieciowym. Czterech bohaterów dających łupnia paskudnym potworom w labiryncie? To jest to co tygryski lubią najbardziej. A do tego podbieranie sobie złota i heheszki kiedy powolny mag nadziewa się na pułapkę. Tak… to się nazywa „teamwork” ;)

Jeżeli chcecie miło spędzić czas z przyjaciółmi w jakiejś prostej gierce, a dodatkowo macie – tak jak ja – słabość do staroci to nowe wydanie Gauntleta będzie dla was bardzo miłym zaskoczeniem. Gorąco polecam. Na koniec jeszcze jedno wideo z gry.

 

 

*Ciekawostka – oryginalnie gra miała się pojawić na rynku pod tytułem Dungeons.