web analytics

«

»

X-Men Apokalipsa – recenzja


X-men_podklad_glownaWWW2Po znakomitej „Pierwszej klasie”, nienajgorszym „Przeszłość, która nadejdzie” przyszedł czas na Apokalipsę. Paradoksalnie podtytuł „kolejnej”, trzeciej części X-Men idealnie opisuje to czym jest ten film.

Twórcom X-Men Apokalipsa udało się zniszczyć prawie wszystko co poprzednie dwa filmy naprawiły. Pierwsza klasa jest najlepszą ekranizacją przygód mutantów, jest także bardzo dobrym filmem. Wszystko trzyma się kupy, przedstawienie postaci jest wyważone, tempo nie nuży. Przeszłość, która nadejdzie był słabszym filmem, jednak nadal dawał sporo frajdy zarówno fanom uniwersum jak i ludziom pragnącym po prostu dobrej rozrywki. Szczególnie wersja „Rogue cut”, która była dłuższa i miała więcej sensu. Ponadto wymazał wydarzenia z X-Men: Ostatni bastion, będącego do niedawna największym zawodem w bibliotece komiksowych adaptacji z wytwórni FOX.

Przez pierwsze minuty filmu, myślałem że oglądam zwiastun nowych Gwiezdnych wrót, jednak to było przedstawienie genezy „głównego złego”. Fanom komiksów może się nie spodobać jak zmieniono mu „zestaw mocy”, jednak chyba już wszyscy przyzwyczaili się do lekkich zmian względem materiału źródłowego. Przez resztę pierwszego aktu mamy po raz kolejny wprowadzenie postaci, której już znamy, przemieszane z „nowym pokoleniem”. Kilka z nich pojawia się tylko na chwilę, by po zaliczeniu obecności zniknąć z ekranu. Najwyraźniej nie jest pisane fanom Jubilee by zobaczyć ją w akcji.

„…widoku Magneto w dużym fiacie nigdy nie zapomnę…”

Jednaknajwiększym zawodem i podejrzewam że przy okazji niezamierzonym wątkiem komediowym, tylko dla naszej publiki jest segment Magneto ukrywającego się w Polskim Pruszkowie. Oglądając jak Michael Fassbender męczy się z wypowiadaniem swych kwestii w naszym języku przynosi na myśl maksymę „Polska język, trudna język”. Podobnie ma się sprawa z resztą obsady grającej polaków. Jednak widoku Magneto w dużym fiacie nigdy nie zapomnę, podobnie jak wizji „typowo polskiego domu, pracownika fabryki”. Niestety po za kilkoma scenami, większa część pierwszego aktu dłuży się niemiłosiernie, po czym dostajemy powtórkę z „Przeszłość, która nadejdzie” – czyli Quicksilver wybudzający nas pokazem swych mocy. Następnie bardzo udany segment, który mimo iż trwa zaledwie kilka minut jest poprawną ekranizacją programu broń X, o niebo lepszą niż cały Wolverine Geneza. W międzyczasie rozwija się fabuła a konkretnie misterny plan En Sabah Nura , który z każdą kolejną upływająca minutą pokazuje jak większość elementów, czy postaci jest zbędnych gdyby nie standardowa ostateczna potyczka. Ta z kolei jest „biznesowa” do bólu, zniszczenie, masa CGI które widzieliśmy już zbyt wiele razy. Pojedynki są dość dobrze zrealizowane, choć nie można powiedzieć by wywoływały jakiekolwiek emocje. Widok Psylocke na ekranie, w obcisłym, choć nie tak skąpym kostiumie z pewnością ucieszy fanów tej postaci. Olivia Munn sprawdza się w tej roli, niczym dowolna dziewczyna z konwentu. O wiele lepiej wypada nowa Storm, o dziwo „Sansa” jako młoda Jean Gray nie wywołuje zgrzytu zębów. Czego niestety nie można powiedzie o Apocalypse, pomijając jego wygląd jest nie charyzmatyczny a tym bardziej straszny, głównie za sprawą dwóch min jakimi dysponuje przez cały swój czas antenowy.Ogólnie rzecz biorąc, nowe pokolenie daje radę, choć po raz kolejny Magneto jest najlepiej zagraną postacią. 

Praktycznie cały film sprawia wrażenie jak by pierwotnie był robiony dla fanów, ale ktoś na pewnym etapie uznał że trzeba wrzucić do niego wszystko co już było w poprzednich filmach oraz podwaliny na kolejne części i próbę zbudowania swojej wersji kinowego uniwersum. W efekcie dostajemy zlepek kilku świetnych segmentów, wplecionych w nużącą powtórkę z rozrywki. Na każdy dobry element przypada co najmniej dwa razy tyle nudy. Gdyby nie „doświadczenie 4D” sądzę że połowa kina by usnęła w trakcie pierwszego aktu. Nie jest to tragedia jak F4ntastyczna czwórka, ale w porównaniu z resztą filmów wypada blado.

„spoiler bonus”

Scena po napisach końcowych zdradza kim będzie następny „BadGuy”, a konkretnie jego nazwisko – Essex czyli Mister Sinister.