Moda na retro wciąż trwa, choć w przypadku niektórych produkcji daje się odczuć fakt, że wybrzmiewają jej ostatnie echa. Rzadko zdarza się, aby twórcy odnoszący się do epoki gier ze sprzętów ośmio- i szesnastobitowych, komputerów, konsol i automatów tamtych generacji mieli do dodania coś nowego w tej kwestii. Nieczęsto bywa też, że w takim sentymentalnym projekcie znajdzie się coś, co przykuje nas do ekranu na dłużej niż pozwala na to krótki impuls, skłaniający nas do zasmakowania dynamicznej arcade’owej zabawy i nacieszenia oczu stylizowaną pikselozą. Najczęściej bywa, że satysfakcja mija, kiedy po krótkiej chwili po raz kolejny zdajemy sobie sprawę, że pewnych wspomnień nie warto ożywiać.
Szwedzi z Hi-Bit Studios wybrali nieco inną metodę na to by zabrać nas w przeszłość. Postanowili przybliżyć nam problemy, z którymi borykali się introwertyczni nastolatkowie w latach 80-tych ubiegłego wieku. Bohatera gry „198X” dręczą brak zrozumienia ze strony rodziców, niemożliwy (w jego przypadku) do zamanifestowania bunt przeciwko narzuconym zasadom, problemy w szkole oraz pierwsza szczenięca miłość – oczywiście do dziewczyny daleko spoza „jego półki” – a z drugiej lęk przed nadciągającą dorosłością i nową falą wyzwań, jakie ze sobą niesie.
Ów zamknięty w sobie młodzieniec, nerd według wszelkich standardów i wielki fan gier automatowych, znajduje w sobie siłę by zmierzyć się z typowymi dla wszystkim ludzi w jego wieku kłopotami. Jego sposobem na poradzenie sobie z tym, co go boli i przeraża jest ucieczka w świat gier komputerowych, zdawałoby się jedyna „rzeczywistość”, w której sobie dobrze radzi. Ba, nawet jest mistrzem!
Kolejne etapy gry, które wpisują się w jeden z popularnych w epoce gatunków, przeplatane są opowieścią o tym w jaki sposób ta forma ucieczki od rzeczywistości pozwala mu paradoksalnie znaleźć w sobie moc, by lepiej stawić czoła realnym problemom. Rozgrywkę – poza jej podstawowymi atutami – traktować można jako metaforyczną drogę ku konkluzjom – nie można się poddawać, trzeba usilnie i wytrwale stawiać czoła piętrzącym się problemom i wyciągać wnioski z popełnionych błędów. Tylko w ten sposób można „pobić” rekord, ukończyć poziom… i radzić sobie z tym, co niesie w sobie życie na kolejnych etapach. Szyte grubymi nićmi? Może tak, ale myślę, że po grze, będącej „listem miłosnym do złotej ery gier arcade”, której fabułę zaklasyfikować można w kategorii „teen drama” nikt się raczej szczególnej głębi nie spodziewa?

Sama rozgrywka stanowi jako takie wyzwanie, choć z pewnością nie będzie raczej sprawiała większych trudności tym, do których – pomijając w tym momencie warstwę fabularną – jest skierowana. Każdy z poszczególnych gatunków reprezentowany jest godnie. Mamy prolog, który jest dość prostym „beat’em-upem”, kosmiczne „leć w prawo i strzelaj”, wyścigówkę przywodzącą na myśl serię gier „Lotus”, niezwykle dynamiczną grę z antropomorficznym zwierzęciem wywijającym samurajskim mieczem, nawiązującą do bliżej nieznanego niżej podpisanemu gatunku, oraz prostą labiryntówkę.

Przez kilka chwil można poczuć się, jak za dawnych czasów, chociaż ma się wrażenie, że ciężko byłoby się poszczególnym z zawartych tu gier obronić w formie pełnowymiarowych produkcji. Każda z nich to jakby „wycinek” większej całości, dwa etapy, pojedynek z bossem… – a całość trwa dwie, maksymalnie trzy godziny – wliczając w to ilustrowaną i nieco upierdliwą – z racji tego, że nie dającą się przewinąć – wizualną opowieść spoza świata gier. Taka próbka „retro” w zupełności wystarczy, by sentymentalnym „powrotem do przeszłości” się nadto nie zmęczyć…

Grę – która mnie, człowieka z czterdziestką z hakiem na karku, cieszyła głównie dynamiczną i dającą satysfakcję rozgrywką, umilaną charakterystyczną dla epoki muzyką z syntezatorów i grafiką zachwycającą piksel-artem wysokiej próby – polecam. Warstwa fabularna to już kwestia dość ambiwalentna i pewnie bliższa będzie graczom młodszego pokolenia. W związku z tym – być może? – jest to idealna gra dla młodych ludzi, pragnących zasmakować tego, jak to „drzewiej” w grach bywało a przy tym znaleźć swego rodzaju pokrzepienie w problemach w okresie dojrzewania – tych istniejących i nadciągających?
