Są rzeczy, których nigdy nie zrozumiem. Jedną z nich jest zamiłowanie do dbania o wygląd samochodu. Mycie, pucowanie, przecieranie, spojrzenie pod kątem, chuchniecie i znów pucowanie. Spojrzenie z odległości trzech kroków. Dopucowanie. A potem czyszczenie rowków w oponach śrubokrętem i zagłębień blacharki rożkiem szmaty. Urywany szloch nad rysą na lakierze.
Kto wymyślił, że samochody muszą być pokryte łatwo rysującym się, błyszczącym materiałem? Dlaczego nie mogą ocierać się o siebie przeciskając w korku? Po co czujnik cofania, przecież poczujesz to puknięcie, prawda? Jaki jest sens mycia auta pomiędzy wrześniem a majem?
Szczęśliwie można inaczej. Można dyskretnie kasować słupki pod galeriami handlowymi, to akurat moje hobby – lubię czasem policzyć kreski na zderzakach. Można wyszaleć się rozbijając samochód swój lub czyjś, aż do jego definitywnego rozpadu na żywo, przed publicznością, na odpowiedniej imprezie. Oczywiście można też grzecznie i bezpiecznie rozwalać samochody wirtualne: używając pada lub klawiatury i stosownego zestawu elektroniki użytkowej typu PC. Dla pedeków.
* * *
Myśleliście, że to koniec wstępu? Nie! Najpierw wycieczka do USA, ojczyzny zmotoryzowanej rozpierduchy. Każdy teksański redneck, hillbilly w piątym pokoleniu czy normalny white trash z polskimi korzeniami wie, że rodeo to cepelia i smętek, prawdziwa zabawę na festynie zapewni tylko dobre smash’em up zwane także demolition derby. Zawsze na corocznym county fair.
Jeżeli ktoś nie wie o co chodzi, chętnie wyjaśnię; kupujesz za góra 499 $ sterany na śmierć samochód, wypruwasz z niego wszystko oprócz ramy, napędu i resorów, spawasz tu i tam, wchłaniasz Bud’a i wjeżdżasz na arenę. Publika wyje. Na arenie jest jeszcze dziesięciu albo trzydziestu takich samych oszołomów w podobnych clunkerach, nim się obejrzysz połowa z nich będzie chciała cię staranować i unieruchomić. Jeżeli zjedziesz z areny jako ostatni samodzielnie poruszający się pojazd jesteś zwycięzca! Zyskujesz parę stówek i szacunek w hrabstwie. Natomiast jeżeli powiedziałeś żonie „to takie wyścigi, kochanie”, to możesz wziąć udział w rajdzie dookoła areny, albo po ósemce. Prawdopodobieństwo dowiezienia auta na metę jest równie niewielkie, nagrody równie oszałamiające.
Co ciekawe takie imprezy są już zakazane w Niemczech, Francji czy Holandii ze względu na przepisy ochrony środowiska. Katalizator przed demo derby się demontuje, w trakcie imprezy w grunt leje się olej, płyn z chłodnic i kwas z akumulatorów. USA i Wielka Brytania trzymają się jeszcze, ale ekologiczne zombie skrada się od strony przemysłu motoryzacyjnego: to jest sport w 99% amatorski a silniki, układy napędowe i zawieszenia staja się coraz bardziej skomplikowane i maja coraz więcej elektosepulek. Coraz trudniej znaleźć pojazd z mocnym tylnym napędem, zwłaszcza kultowe modele z lat sześćdziesiątych i siedemdziesiątych. A dobre derby opiera się na tym, że na arenę wjeżdża się po kilka razy, łatając i uruchamiając coraz bardziej pogięte auto na bieżąco. Palnik, młotek, siekiera do blachy i baniak z olejem. Jankesi nie odpuszczają i coraz częściej tłuką się współczesnymi autami kompaktowymi. Auta lżejsze, szybsze ale z przednim napędem zmieniły zasady gry: teraz liczą się taktyczne ucieczki i atakowanie oponentów tyłem, na wstecznym. Ale co zrobić jak Sroen Xsiara nie będzie chciał uruchomić silnika bo czujnik pasów wykrył niezapiętego pasażera na tylnym siedzeniu? (kilka akapitów dalej dowiecie się co to za pasażer) Ginący sport, jakaś agenda ONZ powinna wpisać go na listę „Extinction danger stupid activities list”
Podobno zaczęło się od wyścigów organizowanych przez Dona Basila na torze Carrell Speedway tuż po II WW. Nie, „Don Basil” to nie przydomek. Jest też wersja, że to niejaki Larry Mendelsohn miał rozkręcić ten biznes w latach pięćdziesiątych, w nowym Jorku, w wolnych chwilach od organizowania wyścigów stock-car (większości graczy i tv-ogladaczy znanych pod hasłem NASCAR) Do późnych lat 70′ zabawa trwała na całego, na dobre demolition derby potrafiło przyjść 20 tys ludzi, nawet w Australii. To była cała subkultura, nikt nie był bardziej cool niż zawodowy demo derby driver Fonzie z sitcomu Happy Days (autor nie odpowiada za jakość żartów)
Przyznajmy, budowane wówczas gabloty powstały by zostać młotem na niedzielnych kierowców. Taki np. Chrystler Imperial z okolic roku 1965 był podobno prawdziwym terminatorem. Oprócz tego, że ważył ponad 2 tony, jego rama była zbudowana jako jeden „zamknięty” kawał stali (O-frame) w odróżnieniu od C-frame, która przy zderzeniu ma się w sposób kontrolowany odkształcić i od jakiś 40 lat dominuje w osobówkach. Imperial to ładna nazwa, ale ja bym go nazwał jakoś tak… BARDZIEJ. Imperial – jako urodzony zwycięzca – jest do dziś zakazany na większości imprez, podobnie jak Lincolny Continentale nazywane wdzięcznie „Suicide Lincolns”
Potem im się znudziło trochę, ale w przyrodzie amerykańskiej nic nie ginie. Kiedy w 1997 przez Polskę (tak, Wrocław też) przewalała się powódź tysiąclecia, w telewizji The Nashville Network pojawił się program Motor Madness, pokazujący najbardziej burackie wyścigi Ameryki, z których wyrosły dzisiejsze Monster Jam-y. Nashville… kwestia muzyki towarzyszącej takim imprezom to osobna, ciekawa kwestia, jednak nie na moje uszy. No i znowu się spodobało! Zatem zabawa trwa, w 2001 w USA odbyło się około 200 imprez w których nadwyrężało sobie kręgosłup szyjny ok. 70000 kierowców. Zdziwieni? Bo nie mieszkacie w La Porte County. Ani w Iriqois County. Ani w Kankakee County. W porównaniu z nimi Pasikurowice mogłyby zostać Europejska Stolica Kultury.
Oczywiście, od trzynastu lat mamy już nowy wiek i publika potrzebuje nowych podniet; są demolition derby dla quadów, kombajnów (tak, takich do zboża), szkolnych autobusów (bez zawartości) i bardzo popularne rozwałki traktorków ogrodowych. Oczywiście sa też imprezy dla kilkulatków, rozwalających swoje elektryczne mikro-quadziki. America! FU*K YEAH!
* * *
Sporo zabawy daje zapoznanie się z zasadami uczestnictwa w takim derby. Oto kilka zasad z tegorocznego Utah County Fair Demolition Derby:
– koła mogą być napełnione wyłącznie powietrzem (z jednego z regulaminów wynika, że próbowali je napełniać woda, pianka poliuretanowa czy chlorkiem wapnia, hmm…)
– hamulce muszą działać, co surowo sprawdzają sędziowie (oj tam, oj tam…)
– można montować zderzaki do góry nogami (nie, nie wiem dlaczego)
– zabronione są zapinki wyważające koło, (domyślam się, że przy zderzeniu lecą w publikę ze spora prędkością)
– można zatankować maksymalnie 7 galonów paliwa i zbiornik paliwa musi być przeniesiony do wnętrza auta na miejsce po tylnych siedzeniach (można sprawdzić ile zostało pukając :)
Albo z regulaminu RED NECK NATIONALS Demo Derby, reklamowanego hasłem „Get yah a small car and come join the fun and maybe win some big bucks!”:
– bójki i picie alkoholu w strefie startowej mogą spowodować zawieszenie zawodnika, w zależności od powagi incydentu (ale nie muszą, nie?)
– nie wolno wsiadać z auta na arenie, żeby dyskutować z sędziami (a na siku?)
– absolutnie żadnych bluzgów ani obraźliwych rysunków na pojazdach. To jest impreza rodzinna (no ba!)
– żadnych Volvo (ooookeeej….)
W Polsce też zdarzają się podobne imprezy, skromniejsze, ale również nasycone prowincjonalnym klimatem, ale w naszym polskim pierogowo-kiełbasianym wydaniu. O takich imprezach nie informuje Pudelek czy w TVN Turbo. Raczej forum miłośników Opla Omega albo Kadett Tuning Klub, te klimaty. Uprzedzam, to są miejsca, w których słowo „konsola” oznacza to miejsce na prawo od kierownicy gdzie są nawiewy. Kto chce pogooglać niech sprawdzi co się działo niedawno w Szczecinie , Częstochowie, Sosnowcu. W takich miejscach można zobaczyć żwawego trupa Poloneza Caro kasującego nieporadnie uciekające zwłoki Łady Kombi!
No dobrze, ale co z grami? O tym w następnym odcinku, w którym między innymi: Demolition Derby z 77′! Destruction Derby z 96′! Carmageddon, FlatOut, Grid i GTA V! A jeszcze dziś!…… Sylvester Stallone!
Ordynator dyżurujący: …………….. GTA V ?