Zbałamuciłem córkę Barona, zabiłem potwora w lesie tak, że się obsrał i zarzygałem karczmę. Tak, Quest for Infamy to wspaniała gra!
Wybaczcie ten nieco wulgarny tekst powyżej, że chciałem szybciutko przybliżyć klimat Quest for Infamy. Oto gra, która kpi z klasyka od Sierry, czyli serii Quest for Glory. Koszarowe żarciki, (anty)bohater mizogin i tak dalej. Oryginalnie QfI pojawił się na platformie PC w 2014, ale teraz chłopaki z Ratalaika Games postanowili uraczyć nas portem na konsole Xbox, Playstation 4/5 oraz Nintendo Wii. Gra pojawiła się w sprzedaży na początku marca. Cena? Niecałe 10 eurodolców!
Czym w ogóle jest Quest for Infamy? To podobnie jak Quest for Glory hybryda gry przygodowej (typowej dla produkcji od Sierry) i RPG. Naszym protagonistą jest szelma i paskudny bandzior o złotym sercu o imieniu Roehm. Mistera R. spotykamy w dość niecodziennej sytuacji. Właśnie zzuł z siebie buty i już, już miał zbałamucić nadobną(?) córkę Barona, kiedy do drzwi komnaty zaczął walić pięściami wściekły tatko! Cóż było robić? Roehm musiał salwować się ucieczką. Na szczęście udało mu się czmychnąć przez okno baronowego zamczyska.
Na szczęście pojawił się wieśniak na wozie z sianem, który podwiózł Roehma do miasteczka Volksville. Tam właśnie zaczyna się nasza wielka przygoda!
Jak się bawiłem w Quest for Infamy? Bardzo dobrze. Przypomniały mi się „stare, dobre czasy”. Jak wspomniałem na wstępie zabiłem kudłatego potwora, obejrzałem egzekucję bandyty. Popiłem sobie w karczmie i poflirtowałem z biuściastą karczmarką. Było fajnie! Polecam.
PS pamiętajcie żeby nie dotykać konia kowala, bo się kowal zezłości! Acha warto wspomnieć, że kilka lat temu kolega, doktor Jasinsky napisał na naszym blogu recenzję Quest for Infamy – Polecamy!