Swego czasu na gwiazdkę dostałem pewną grę. Heavy Rain od studia Quantic Dream. Zamiast balować w sylwestra zdecydowałem, że lepiej mi będzie dać się pochłonąć przez mroczną, skropioną deszczem historię.
Nie żałowałem ani chwili, gdyż jestem osobą która ponad samą rozgrywkę ceni sobie dobrą opowieść. Ostatnio w moje ręce wpadło Beyond: Two Souls, i muszę przyznać że spodziewałem się podobnej, równie dobrej wycieczki którą zafundował mi Heavy Rain.
Tym razem nie sterujemy kilkoma bohaterami, ale zaledwie nietypowym duetem. Albowiem główna bohaterka, Jodie, od urodzenia jest powiązana z niewidzialną „istotą”, która wszędzie jej towarzyszy i nie może się od niej oddalić. Zostało to zauważone przez jej rodziców, którzy zgłosili się do ośrodka badawczego, gdzie jej możliwości postanowił wykorzystać rząd… blablabla itd.
W ciągu gry poznajemy kolejne urywki z życia bohaterki, poczynając od dziecka i kończąc na wieku „dojrzałym”. Przez całą historię gramy zarówno Jodie jak i Aidenem – duszkiem który jej towarzyszy.
No dobrze, a co dokładnie robi gracz? Dawno temu zetknąłem się z gatunkiem gry nazwanym „interaktywny film” – czyli hmm… taki film w którym mamy wpływ na akcję. Było to w przypadku gier Rebel Assult 1 i 2. Heavy Rain i Beyond są dokładnie tym samym, czyli przeżywamy z góry ustaloną historię, a nasze decyzje mogą nieco wpłynąć na jej tok czy zakończenie. Sama rozgrywka jest banalna, i głównie sprowadza się do szukania kropek na ekranie, przy których możemy wykonać jakąś akcję, przy czym gra Aidenem to tylko troszkę więcej możliwości które gracz może/musi wykorzystać by pchnąć fabułę do przodu. Reszta to QTE, i wciskanie właściwych klawiszy…
Ok, skoro gra jest taka prosta, to po co ją kupować? Właśnie tylko i wyłącznie dla opowiedzianej w niej historii. Tak samo jak w HR tak i tutaj tylko chęć poznania całości, ciągnie nas za rękę byśmy nie odkładali pada. Problem w tym, że mi przynajmniej przychodziło to całkiem łatwo.
Ludki z Quantic Dream postanowili pograć na emocjach gracza, pokazując mu historię biednej, skrzywdzonej przez wszystkich dziewczynki. Oszukiwanej na każdym kroku, traktowanej jak wyrzutka, osamotnionej. Nie mam pojęcia jak twórcy chcieli aby gracz się czuł w danym momencie gry, ale muszę przyznać że momentami potrafili sprawić aby w środku zrobiło się ciepło, a z oka poleciała kropelka łzy.
Beyond to smutna historia, o wykorzystanym dziecku, które próbuje znaleźć swoje miejsce na świecie. Mało jest wesołych momentów, ale mimo wszystko przeważają te mówiące nam wprost, że „życie jest bardzo niesprawiedliwe”. Jak wspomniałem wcześniej część gry dotyka człowieka bardzo głęboko, natomiast z drugiej strony pokazuje nam momentami infantylną historyjkę, którą spotyka się często w kinie klasy D. Tak, jest rozjazd, bo często jest „bardzo dobrze” a nagle niestety dno. Tych gorszych wstawek jest mniej, ale niezmiernie psuje to całokształt odbierania gry.
Natomiast do kwestii audio nie mam co się przyczepić – aktorzy (zwłaszcza Willem Dafoe – jest świetny, ale może dlatego że po prostu bardzo lubię go w ogóle jako aktora) odwalili kawał dobrej roboty. Muzyka jest taka jak powinna być – smutna, tak samo jak gra.
Generalnie rzecz ujmując Beyond: Two Souls nie jest kamieniem milowym. Jest dobrym filmem, który można obejrzeć, a potem odłożyć na półkę i zapomnieć o jego istnieniu. Gra wywołuje emocje, czasem mocniejsze, a czasem o wiele słabsze, co nie zmienia faktu, że w momencie poznania całej historii nie widzę w sumie powodu bym chciał wrzucić grę ponownie do napędu.
Ok, miło spędziłem czas, ale wybaczcie w tym roku już przerabiałem historię krzywdzonej, maltretowanej przez życie i świat dziewczynki, więc… jakoś nie ma zachwytu. Gra „ok”.
Artykuł pochodzi z zaprzyjaźnionego z GS serwisu Gamesdivision.info