web analytics

«

»

Blade Runner 2049 – nasze wrażenia

Dopadła go Elektryczna owca...

Dopadła go Elektryczna owca…

Byliśmy w kinie na nowym Blade Runnerze i teraz dzielimy się z wami naszymi impresjami z tego seansu. Czy androidy naprawdę śnią o elektrycznych owcach? To zależy… W Polsce „Owce” wolą niestety badziewny Botoks Patryka Vegi. O tempora, o mores!

O tempora, o mores! Słynne słowa Cycerona jak ulał pasują do tego co ujrzałem w kinie tuż przed seansem nowego Łowcy Androidów. Stojąc w kolejce po bilet sądziłem naiwnie, że sala kinowa na seansie BR 2049 będzie pełna. Nic bardziej mylnego. Sznur ludzi owszem wybierał się na film, ale nie na futurystyczną wizję świata z roku 2049, ale na Botoks Patryka Vegi. Na Blade Runnera bilet kupiłem ja i… jeszcze cztery osoby.

Wróćmy jednak do tematu. Na początek podzielimy się z Wami kilkoma luźnymi impresjami dotyczącymi filmu Blade Runner 2049. Tak, potupałem do kina. Tydzień temu usilnie namawiał do tego kolega, doktor polo_tuc. Także doktor Jolo był w kinie i polecał na Fejsiku. No, to i ja musiałem obejrzeć., a jeśli mam być zupełnie szczery, to miałem tego nie robić. Przede wszystkim odrzucała mnie rola Goslinga. Tak, tak, wiem, że ma kilka dobrych ró. Ot choćby w obrazie Drive, ale mnie zawsze będzie kojarzył się z badziewnym serialem Młody Herkules. Postanowiłem jednak zostawić uprzedzenia za sobą i podejść do dzieła Denisa Villeneuve bez uprzedzeń.

Jaki jest Blade Runner 2049? Przez 2 godziny i 44 minuty miałem prawdziwy rollercoaster emocji. Przez pierwsze trzy kwadranse z okładem akcja rozwijała się dość marnie (w ogóle nie oczekujcie wybuchów i siwego dymu w stylu filmów Michaela Baya) i ratowała mnie tylko powiększona kanapka z Subwaya, napój i duży popcorn.  Po tej fatalnej godzinie w której irytowała mnie postać głównego bohatera i jego hmm… męcząca widza „relacja intymna” z domową Sztuczną Inteligencją w postaci hologramu (w tej roli urocza Ana de Armas) stwierdziłem, że ŹLE podchodzę do dzieła Villeneuve’a. Jestem fanem twardej Science-Fiction, Cyberpunka itd. Sęk w tym, że Blade Runner 2049 w gruncie rzeczy NIE jest kinem fantastycznym.

To całe „Sajens” i „Fikszyn” jest dozowane w bardzo minimalistyczny sposób. W dodatku przefiltrowane przez estetykę rodem z kina europejskiego*. Zgadza się – BR 2049 jest tak dalekie od serwowanego przez Hollywood wysokobudżetowego SF jak to tylko możliwe. Kiedy dotarło do mnie, że jest to film na wskroś przesiąknięty europejską „szkołą filmową” – od prowadzenia akcji, poprzez pracę kamery i ogólnie wizualną estetykę stwierdziłem, że Blade Runner 2049 jest REWELACYJNY. Dopełnieniem mojego ukontentowania było pojawienie się na ekranie Harrisona Forda, który po prostu WIELKIM AKTOREM JEST i kropka. Nawet jeśli jego rola jest w sumie epizodyczna to bije na głowę „młodego Herkulesa”.

Mówiąc wprost. Dzieło Denisa Villeneuve to bardzo dobry film, ale kiepski obraz SF. Uniwersum Blade Runnera, tak obrazowo i rewelacyjnie nakreślone w pierwszym filmie przez Ridleya Scotta „gubi” się eklektyźmie wizji reżysera (wnętrze budynku korporacji przypominające egipskie katakumby, skontrastowane ze sterylnym, surowym wnętrzem policyjnego posterunki itp.). Co ciekawe, jednym ze scenarzystów nowej odsłony Blade Runnera jest Hampton Fancher, czyli osoba odpowiedzialna za scenariusz oryginalnego filmu. Tak więc zagorzali fani Łowcy Androidów powinni być zadowoleni? Nie do końca.

Niestety tak jak napisałem przed chwilą. Wizja Villeneuva przytłacza samo uniwersum. W jednej scenie (miasto w deszczu) z pierwszego filmu z Harrisonem Fordem jest więcej klimatu Science-fiction (i cyberpunku) niż w całym obrazie z Ryanem Goslingiem. To smutne, bo to właśnie świat wykreowany oryginalnie przez Philipa  K. Dicka w Czy androidy śnią o elektrycznych owcach? tak urzekł miliony fanów filmu na całym świecie (oczywiście dopiero po latach). Mam podać przykłady? Proszę bardzo. Blade Runner 2049 to wizja przyszłości, która jest kontynuacją tej snutej w pierwszym filmie. A zatem mamy świat przyszłości w którym NADAL istnieje Związek Radziecki. Technologia choć mocno wyprzedzająca nasze czasy jest nadal lekko muśnięta retrofuturyzmem… i to właśnie jest problemem! Lekko muśnięta! Nowy BR powinien „iść na całość” z wizją retro-futurystycznego Cyberpunka, ale niestety wizja świata w roku 2049 jest tylko tłem dla fabuły. Nie przeczę, bardzo dobrej, ale jak już wspomniałem wcześniej w tym obrazie jest  za mało fantastycznego „cukru w cukrze”. Nawet latające Spinnery (znaczy się samochody) nie poprawiają sytuacji. A tak swoją drogą… teraz będzie mały spojler – nasz bohater, dzielny Łowca Androidów porusza się po Los Angeles przyszłości w latającym samochodzie marki Peugeot. W sumie to już się nie dziwię, że przyszłość wygląda tak fatalnie ;)

Nowy Blade Runner stracił też powab barokowego przepychu oryginału, a także klimat i stylistykę filmów Noir, czego nie mogę mu wybaczyć. Ryan Gosling, absolutnie nie wpisuje się w kanon bohatera Chandlerowskiego kryminału. Wielka szkoda.

Jak widzicie targają mną sprzeczności, ale czy warto pójść do kina na Blade Runner 2049? Owszem, tak. To doskonałe, wysmakowane kino, ba! Powiem więcej, to najlepszy film tego roku. Niestety gdzieś w tyle głowy kołacze mi się myśl „co by było, gdyby za reżyserię odpowiadał sam Ridley Scott”. Niestety tego już się nie dowiemy**.

*Tak, Tak Villeneuve jest Kanadyjczykiem z Quebecu.

**Scott jest producentem wykonawczym