web analytics

«

»

Pierwsza randka z Larą

tomb_raider_2013-wallpaper-2048x1152

A jednak nastał ten dzień. Dzień, którego nadejścia w zasadzie już się nie spodziewałem. Ba! Nawet go nie oczekiwałem! Dziś właśnie, po wielu latach, nieco onieśmielony, postanowiłem wybrać się na najprawdziwszą randkę. Nie będę tu specjalnie ukrywał, że okres tego typu rozrywek mam już dawno za sobą, więc co tu dużo mówić – byłem całą sytuacją dość mocno podekscytowany. Pikanterii całej sprawie dodawał fakt, iż lata temu spotykałem się dość często z powiedzmy „bliską znajomą” mojej dzisiejszej wybranki… ale o tym sza! Wszak podstawową, najważniejszą i priorytetową wręcz zasadą oczarowania dziewoi, jest utrzymanie w tajemnicy faktu, iż bzykało się jej starszą siostrę…

Tak więc stojąc w deszczu, cały przemarznięty, owiany tumanami kłębiącej się dookoła lepkiej mgły, czekałem cierpliwie na pojawienie się mojej wybranki, która to (miałem taką nadzieję) miała zapewnić mi rozrywkę na nadchodzące dni. W końcu się doczekałem. Niespodziewanie wyłoniła się zza rogu w całym swym majestacie młodości, gibkości i dziewczęcej urody. W jednej chwili kolana zrobiły się miękkie a po kręgosłupie spłynęła kropla lodowatego potu. Uśmiechnąłem się jednak szarmancko (no prawie, nigdy mi to specjalnie nie wychodziło) i otworzywszy przed nią drzwi, szerokim gestem zaprosiłem do najbardziej ekskluzywnego lokalu w okolicy.

Czy pierwsze spotkanie z młodszą wersją mojej byłej kochanki (którą darzę dozgonną miłością) okazało się więc warte zachodu? Czy pod niezwykle apetycznym, młodzieńczym wyglądem kryje się coś więcej? I przede wszystkim, czy wywalona na restaurację kasa jest wprost proporcjonalna do jakości towaru? Cóż, wszystkich odpowiedzi nie da się oczywiście uzyskać na pierwszej randce, postaram się jednak pokrótce przekazać najistotniejsze wrażenia.

młodzieńcza świeżość...

młodzieńcza świeżość…

Dobra, koniec żartów – przejdźmy do rzeczy. Zaraz po uruchomieniu nowego Tomb Raidera skierowałem się do menu opcji graficznych. Spotkała mnie tu dość miła niespodzianka, ponieważ pecetowcy dostali do wyboru całkiem sporą ilość ustawień. Nie ma sensu wdawać się w szczegóły, w każdym bądź razie każdy wielbiciel grzebania w opcjach powinien być usatysfakcjonowany.

Po uruchomieniu gry, naszym oczom ukazuje się demo początkowe, które niestety poza bardzo ładnym wykonaniem nie prezentuje niczego specjalnie ciekawego. Ot, zwykły krótki filmik wprowadzający, naszpikowany efekciarstwem i nie posiadający specjalnie głębokiej fabuły. (w zasadzie to nie posiadający jej wcale). Demo początkowe ma przecież za zadanie wprowadzić gracza w świat przygody, przygotować go na nieznane i sprawić aby z podniecenia drżały mu ręce. Niczego takiego tu niestety nie uświadczymy, więc jako całość wypada to jednak dość słabo.

Grę rozpoczynamy…no właśnie. W zasadzie to nie powinienem używać słowa „grę”, ponieważ cały pierwszy rozdział, czy jak go tam zwał, to istna orgia QTE. W zasadzie to nie jest zwykła orgia. To ORGIA. Czegoś takiego nie widziałem chyba jeszcze w żadnej innej grze. Nie jestem pewien czy mamy możliwość sterowania bohaterką choćby przez dziesięć procent tego rozdziału. Zgroza, powiem Wam. Po ukończeniu tej części/układu byłem tak zniesmaczony, że miałem najszczerszą ochotę pierdyknąć całą Larą Croft w kąt i to z bardzo szerokiego zamachu. Dramat.

Po chwili wyczołgałem się jednak z systemu jaskiń i moim oczom ukazała się wyspa, czyli świat w którym przyjdzie nam przeżywać większość przygód. Tutaj, muszę powiedzieć, rzecz ma się całkiem nieźle. Wyspa wygląda naprawdę pięknie. Zarówno jej części przybrzeżne, jak i gęsta dżungla, którą w większości jest porośnięta. Wylądowałem więc na strzelistym klifie, u którego podnóża rozbijały się olbrzymie fale, a nieco dalej w tle, widniały porozbijane na skałach przeróżne wraki rozmaitych jednostek pływających z dość odległych sobie płaszczyzn czasowych. Nic dziwnego więc, że od razu na myśl przyszedł mi Trójkąt Bermudzki z wszystkimi jego nierozwiązanymi tajemnicami. To było właśnie „to”. Budowanie mrocznego klimatu tajemnicy samym tylko obrazem. No – pomyślałem sobie, być może horror poprzedniego „etapu” już się nie powtórzy. Dokładnie w tej samej właśnie chwili, zaczął lać siarczysty deszcz i jak się okazało, od razu stał się on kubłem zimnej wody wylanej prosto na łeb. Dosłownie i w przenośni. Dlaczego również w przenośni? Ponieważ autorzy zastosowali trick którego wręcz nienawidzę, czyli padające na kamerę strugi wody, które spływając malowniczo w dół, skutecznie zasłaniają cokolwiek, co chcielibyśmy przez nie zobaczyć. Kogoś, kto wymyślił ten patent powinno się wykastrować, spalić, poćwiartować i powiesić – niekoniecznie w tej kolejności. Przepraszam, czy ja uruchomiłem Tomb Raidera, czy symulator myjni samochodowej? Dlaczego patrząc z perspektywy trzeciej osoby, pomiędzy mną a bohaterką której poczynaniami kieruję znajduje się szyba? Czy ja siedzę w jakimś terrarium? Patent głupi zarówno od strony technicznej (przeszkadza w rozgrywce) jak i merytorycznej (jest po prostu skrajnie idiotyczny).

dżungla to czy las za domem?

dżungla to czy las za domem?

Sama dżungla wygląda naprawdę ładnie. Wysoko sklepione korony drzew przepuszczające dość małą ilość światła, gęste poszycie, przepływające gdzieniegdzie strumyki, oraz coś, co zawsze powoduje u mnie drżenie rąk, czyli zapomniane przez Boga i ludzi powojenne konstrukcje militarne, aka opuszczone bunkry, obrośnięte lianami i mchem zardzewiałe ciężarówki i wiele innych powojennych pamiątek. Bo czy może być coś budzącego większy dreszczyk emocji niż tajemniczy, zarośnięty bunkier w dziczy, za dostanie się do którego można dać sobie obciąć rękę? Nie sądzę i to jest właśnie piękne. Tak więc całe otoczenie w którym przyjdzie nam przeżywać przygodę prezentuje się moim zdaniem nadzwyczaj ciekawie. Małym minusem może być jedynie dość duża „rynnowość” ścieżek którymi się przemieszczamy, mam jednak szczerą nadzieję, że dalej będzie z tym lepiej i napotkam na bardziej otwarte przestrzenie dżungli.

Teraz troszkę o sterowaniu i interfejsie kieszeni. Poruszanie naszą bohaterką samo w sobie nie nastręcza specjalnych trudności, postać jest wprawdzie może ciut za mało responsywna, ale po kilkunastu minutach idzie się przyzwyczaić. Drażni troszkę animacja hamowania postaci, która w przypadku biegu jest jak najbardziej ok, ale już podczas zwykłego chodu wydaje się dosyć śmieszna. Nie wiem, tutaj akurat może zbytnio się czepiam.

Kieszeń i cały system menu rozwoju postaci wraz z listą odkrytych „znajdziek” i upgrejdami zdolności oraz broni jest zaprojektowany troszkę nieczytelnie. Całość w jednolitym szarym kolorze niestety nie pomaga w orientacji na wielu zakładkach. Widać że interfejs był projektowany stricte pod gamepady i nic się tu nie poradzi. Trzeba się do niego po prostu przyzwyczaić.

Kolejną rzeczą, chyba najbardziej dla mnie irytującą jest traktowanie mnie-gracza jak debila i to na każdym kroku. Panna Croft posiada bowiem pewną zdolność (jakiś survival instinct, czy coś podobnego, nie pamiętam dokładnie nazwy ), która sprowadza się do…podświetlania wszystkich aktywnych elementów w okolicy, oraz do umieszczenia wskaźnika prowadzącego do celu kolejnego zadania. No c’mon… Dajcie spokój. Dżungla, survival, skrajnie wrogie środowisko, zabójczy przeciwnicy i do tego wszystkiego znacznik kierunku misji. BŁAGAM!!!

Ostatnia sprawa. Nie chcę się tu na razie specjalnie rozpisywać w temacie rozwoju postaci, ponieważ aby konkretnie go ocenić potrzeba spędzić z Larą nieco więcej czasu. Wspomnę tylko, że nasza bohaterka posiada specjalne umiejętności do odblokowania, które dodatkowo możemy później rozwijać. Podobnie sprawa ma się z broniami – można je do pewnego stopnia upgrejdować.

Pora na małe podsumowanie. Pierwsza randka z młodziutką panną Croft trwała ok dwóch godzin i muszę powiedzieć, że moje odczucia względem niej są dość ambiwalentne. Mam nieodparte wrażenie, że gra o której piszę byłaby dużo lepsza i dużo lepiej by się w nią grało, gdyby… nie niosła ze sobą balastu pod tytułem Tomb Raider. Jest całkowicie inna niż jej poprzedniczki i własnie przez pryzmat poprzednich części patrząc, wydaje się wręcz dziwna. Oczywiście nie trzeba tłumaczyć dlaczego gra jest kolejną częścią znanej każdemu serii, ale naprawdę nie służy jej to zbyt dobrze. Po tych dwóch godzinach zabawy, z całą pewnością mogę powiedzieć że nie jest grą słabą. Na pewno posiada pewien potencjał, który niestety co chwila rujnowany jest głupimi pomysłami. Mam nadzieję że te drugie nie przeważą, ale to okaże się już na kolejnej randce. Tak, spotkamy się jeszcze nie raz, droga Laro.