Dziś na naszą kozetkę zapraszamy Dishonored. Sprawdzimy, czy nasz blaszak zostanie zaszlachtowany niczym prosię przez cesarskiego ochroniarza. A może to nasz pecet złoi skórę biednemu Corvo? Zapraszamy do naszego mini-testu.
Witajcie w kolejnym artykule z cyklu „Piecyk kontra…”. Tym razem na tapecie mamy najnowszą produkcję od Arkane Studios, czyli Dishonored. Na początek krótka refleksja dotycząca samej gry. W Dishonored grałem w wersji na konsole (konkretnie Xbox 360), a następnie od dnia premiery, czyli w miniony piątek odpaliłem przygody Corvo na moim pececie. Pierwsze wrażenie z blaszakowej wersji? Gra wygląda nieźle, ale jakiejś miażdżącej różnicy w stosunku do swojego konsolowego odpowiednika nie zauważyłem. Niestety Dishonored nie zabija pod względem wizualnym, ale za to JAK się w TO gra! Dość powiedzieć, że dla mnie jest to murowany kandydat na grę roku.
Dishonored w wersji na PC potrzebuje 6,9 gigabajta wolnej przestrzeni na dysku twardym. Warto także zaznaczyć, że gra wykorzystuje platformę Steam. Instalacja przebiegła u mnie bez problemów i już po chwili Dishonored RHCP znalazł się na moim dysku twardym i został przypisany do „parowego” konta. Zaraz, zaraz? RHCP? Cóż… Cenega uraczyła nas blokadą regionalną. Skrót RHCP oznacza po prostu Russian, Hungarian, Czech, Polish. Gdybym był w złym humorze to napisałbym, że nie po to walczyli nasi dziadowie, aby ruska Cenega wpychała nas do getta! No dobra… kiepski żarcik. Dajmy temu spokój.
Czas na modernizację kompa?
Ilekroć dostaję nową grę w wersji na PC w mojej głowie rodzi się sakramentalne pytanie: czy to już czas na wymianę sprzętu. W przypadku Dishonored pytanie takie jest o tyle zasadne, że na tyle pudełka widnieje napis jakoby do zabawy rekomendowana była karta pokroju GTX’a 460. W przypadku tytułu działającego na Unreal Engine 3 jest to całkiem sporo. Uprzedzając fakty – mój leciwy już komputer wciągnął „Zniesławionego” niczym narkoman kreskę cukru pudru ;). Mam coraz większe przeświadczenie, że poważna modernizacja peceta czeka mnie dopiero wraz z nadejściem… nowej generacji konsol. Dlaczego? Ponieważ większość gier jest „skrojona” na potrzeby maszynek obecnej generacji. Niestety po Dishonored bardzo widać te ograniczenia (wizualnie gra nie zachwyca – choć ma swój styl).
No dobra dość już tych dywagacji odnośnie sytuacji na rynku elektronicznej rozrywki. Odpalamy pecetowego Dishonored i tradycyjnie na sam początek zerkamy do opcji ustawień.
Jak możecie zauważyć na powyższym materiale wideo szału nie ma. Możemy zmienić jakość tekstur, szczegółowość modeli i tak dalej. Dostępne są też dwa rodzaje antyaliasingu – AMD’kowy MLAA oraz Nvidiowa FXAA. No i jest najważniejsza opcja, czyli szczurze cienie… chyba wiadomo o co chodzi? Gryzoni w Dishonored jest pod dostatkiem i tylko od naszego wyboru zależy, czy każdy z nich będzie rzucał cień!
Czas na testy…
Dishonored odpaliłem na moim nieuchronnie starzejącym się (lecz nadal jarym!) pececie wyposażonym w 8 gigabajtów pamięci RAM. Procesor to czterordzeniowy AMD Phenom II 945 taktowany zegarem 3 GHz. Na pokładzie znalazła się karta graficzna GeForce GTX 460 Cyclone od MSi.
Dishonored został przetestowany programem FRAPS (1 minuta). Pierwszy test został wykonany na samym początku gry, czyli w ogrodach cesarzowej. Jak to wyglądało możecie obejrzeć poniżej na przykładowym wideo.
Jak widać wychlaliśmy flaszeczkę cydru Nadrewidenta Campbella. Nic to! Zanim wyjawimy wyniki testu dwa słowa o ustawieniach graficznych. Test wykonałem w natywnej rozdzielczości mojego monitora, czyli w 1920×1080, ale z ciekawości przetestowałem także rozdzielczość 1440×900 – te wyniki znajdziecie w nawiasie. Co do innych ustawień – wszystko włączyłem na absolutne maksimum. Tryb antyaliasingu to FXAA (Fast Approximate Anti-Aliasing). Jak wypadły testy? Oto wyniki.
- Avg: 90,3 (98,6) FPS
- Max: 123 (131) FPS
- Min: 68 (70) FPS
Średnio 90 klatek na sekundę w rozdzielczości Full HD? Proszę bardzo. Nasz blaszak poradził sobie z Dishonored śpiewająco. Tu drobna uwaga – „Szczegółowość modeli” postaci została ustawiona na opcję „Duża”. Sęk w tym, że nie zauważyłem żadnej różnicy między trybem „Normalna”. Uwierzcie na słowo. Zrobiłem sobie nawet dwa screenshoty porównawcze i przez dobry kwadrans szukałem różnic. Nie znalazłem. Zmiana tej opcji nie wpłynęła również na końcowe wyniki benchmarka. Tak więc włączcie sobie wszystko na maksa i już.
No to może jeszcze jeden test? Czemu nie. Tym razem wybraną lokacją będzie podwórko przed barem spiskowców, który jest też naszą bazą wypadową. Test trwał oczywiście pełną minutę ,a nie jak na filmiku 30 sekund.
Oczywiście zachowaliśmy ustawienia takie same jak poprzednio. Jedyna różnica to odpuszczamy sobie niższą rozdzielczość i zostajemy przy jedynej słusznej, czyli 1920×1080. Jakie wyniki?
- Avg: 97,2 FPS
- Max: 131 FPS
- Min: 59 FPS
Nasz poczciwy pecet znowu zawstydził Dishonored’a bardzo wysoką liczbą wyświetlanych klatek na sekundę. Jest dobrze.
Podsumowanie i kilka dobrych rad
„Zniesławiony” w wersji na PC nie jst zbyt wymagający. Jeśli posiadacie komputer wyposażony w dwurdzeniowy procesor i kartę graficzną pokroju GeForce 8800GT to możecie śmiało zanurzyć się w uniwersum wykreowane przez Arkane. Na koniec kilka dobrych rad dotyczących samej rozgrywki w Dishonored.
1. Graj powoli. Dishonored to nie Modern Warfare 3. Ja pierwszą, główną misję przechodziłem kilka godzin. Dlaczego tak długo? Zwiedzałem zakamarki, zbierałem runy i kościane amulety.
2. Czytaj książki! Ta dobra rada dotyczy nie tylko świata realnego. Dishonored lwią część swojego klimatu buduje poprzez tekst – opowieść o wielorybniku warta jest kilku chwil czytania.
3. Pamiętaj, że niemal z każdej sytuacji można wyjść „bezkrwawo”. Możesz oszczędzić nawet głównych adwersarzy (ale nie spojlujmy)
4. Wykonuj misje poboczne – dają wiele satysfakcji.
5. Kusza twoim najlepszym przyjacielem
6. Umiejętności rozwijaj zgodnie ze swoją filozofią grania.
7. Siódmej porady nie będzie! No dobrze… Wieloryby rządzą!