web analytics

«

»

Za gorąco na granie

Zabić upał!

Zabić upał!

Tak! To jest typowo wakacyjny wpis blogowy. Typowy, czyli taki w sumie o „niczym”. No dobrze… będzie coś o Destiny, przygodówce od Adriana Chmielarza i kultowym Falloucie. Przede wszystkim będzie jednak o tej cholernej pogodzie. Na koniec wideo z zupełnie innej beczki.

To był kolejny, paskudny dzień. Z nieba lał się żar, a ja człapałem z Biedronki w pełnym słońcu. W głowę waliły mnie promienie słońca. Upał taki, jakbym wylazł z kuźni Hefajstosa. Czy poszedłem do sklepu po gry (na PC i konsole) o których trąbią w Internecie od kilku dni? Absolutnie nie. Owszem! Leniwie przejrzałem półeczkę na której znalazłem Deus Exa i Xboksowego Devil May Cry, ale nie miałem ochoty wydać prawie 40 zeta na takie popłuczyny wymiecione z magazynów. Powodem mojej wizyty w „B” były ZIMNE NAPOJE i lód w kostkach. Napoje doniosłem do chałupy bez problemów, ale lód zamienił się w chlupoczącą w woreczku wodę. Trudno!

W dodatku leżąca plackiem w przedpokoju GRAstropsinka chciała wyjść na dwór. Tak więc kolejne minuty snuliśmy się po dworku i nie wiem, czy to ja prowadziłem na smyczy psa, czy to pies ciągnął na sznurku mnie. Ostatecznie wróciliśmy do domu w którym (mimo wszystko) jest odrobinę chłodniej niż na zewnątrz i mogliśmy się oddać graniu… STOP! To wcale nie było tak. Po powrocie po prostu walnąłem się na kanapie w pozycje na „rozkraczonego byśka” i raczyłem się zimnymi napojami.

Taka paskudna pogoda męczy mnie już od kilku dni i doprowadziła do tego, że nic nie mogę zrobić. Absolutnie NIC. Po prostu temperatura powietrza powyżej 25 stopni sprawia, że zapadam w letarg i atakuje mnie totalny „tumiwisizm”. Zmusiłem się do ogrania na konsoli bety Destiny, ale to wszystko na co było mnie stać. Miałem pograć w Divinity, które kupiłem 23 lipca i… nic z tego. W grze spędziłem do tej pory może z godzinkę i dosyć! Nie mogę w taką pogodę zmusić się do odpalenia komputera stacjonarnego. Jak upały to tylko konsola, albo laptop.

A przecież kiedyś było zupełnie inaczej. W czasach młodości lato/wakacje były najwspanialszym okresem na giercowanie do nieprzytomności. Kiedy ogrywałem Księcia i Tchórza od Adriana Chmielarza? Oczywiście latem. Kiedy bawiłem się w Might&Magic 6? Parnym latem oczywiście. Do dziś nie zapomnę wojaże po uniwersum Fallouta w zamkniętym pokoju (słońce przeszkadza) gdzie temperatura dochodziła do chyba 40 stopni. W sumie to był niemal ultra-realizm. Snułem się po postapokaliptycznej pustyni, a w tym samym czasie – za przeproszeniem – gacie przylepiały mi się do tyłka, a pot spływał strumieniami. Do dziś zachodzę w głowę jak mój komputer wytrzymał wtedy takie katowanie.

Dziś? Starość (nie)radość. Już tak nie potrafię. Dwudniowy maraton w wyżej wspomnianego Fallouta dziś byłby dla mnie nie do powtórzenia. Padłbym i chyba już bym nie wstał.

Zbliża się wieczór. Mam ochotę w coś zagrać, ale zamiast tego kończę ten tekst o niczym. Zlasowany upałem mózg i tak jest dumny, że jakoś poskładałem w całość te literki – miałem pisać pierwsze wrażenia z Destiny, ale nie mam na to siły. Zamiast tego uraczyłem was tym „felietonem” o dupie Maryni. W sumie to jest blog i od czasu do czasu coś takiego można napisać.

W telewizorze uśmiechnięta pogodynka mówi właśnie, że nadchodzą jeszcze większe upały. Oj chyba już nie będzie mi się chciało nic napi…

PS. Z archiwum GRAstro polecamy W co gra papież? Bo niby czemu nie?