web analytics

«

»

Wybierz sobie koniec świata…

Wybieram bramkę numer...

Każda gra niezależnie ile by trwała prowadzi nieubłaganie do zakończenia. Zabijamy ostatniego bossa, ratujemy świat/księżniczkę i TADA!!! KONIEC! Norma… Ale zanim to nastąpi większość gier daje nam możliwość wyboru. Decydujemy kto ma przeżyć, co stanie się z głównymi bohaterami albo naszym protagonistą. Ba, czasem decydujemy o losach świata (jak na przykład w ostatnim Deus Ex).

I wszystko byłoby fajnie gdyby nie fakt, że zawsze kiedy nadchodzi ten moment czuję się źle. Choćby nie wiem jak dobra była fabuła, jak silnie identyfikowałbym się z opowiadaną historią, sztuczność tego momentu sprawia, że psuje mi to całą frajdę z ukończenia tytułu. No, może nie całą, ale sporą jej część. Bo jak tu uwierzyć w to, że tuż przed zakończeniem zostaje nam pełen wachlarz wyborów? Na co zdały się wszystkie nasze decyzje w ciągu wielogodzinnej gry, skoro na końcu i tak „wszystko się może zdarzyć”? Wybieramy frakcje, sojuszników, a jednak na samym końcu gra wciąż bardzo często pozostawia nam możliwość przejścia na drugą stronę, wystawienia dotychczasowych przyjaciół. Taka konstrukcja podważa niejako zasadność i wagę wszystkich naszych decyzji podjętych w grze!

 Irytujący jest również sposób w jaki twórcy dają nam możliwość wyboru zakończenia – najczęściej czuję się jak podczas teleturnieju – „wybieram bramkę numer trzy!”. Wywołany przeze mnie przykład Deus Ex jest tego doskonałym, jaskrawym wręcz przykładem – trzy, czy cztery ustawione obok siebie guziczki? Na Boga – litości!!! I choć zakończenia były ciekawe, fabuła gry bardzo mi się podobała, to możliwość wyboru zakończenia w ostatniej minucie zabawy poirytowała mnie solidnie.

 Jasne, rozumiem, twórcy nie chcą irytować graczy. Nie chcą, żeby gracz się obraził na dany tytuł bo zaprzepaścił możliwość takiego czy innego rozwiązania. Ale z drugiej strony – dlaczego? Dlaczego w grach zakończenie nie może być prostą konsekwencją podjętych przez nas w czasie gry wyborów? – naturalnym zwieńczeniem przygody. Dziś, choć wyborów w czasie gry mamy sporo szybko okazuje się, że mają one marginalne dla generalnej fabuły znaczenie. Nie decydują o losach uniwersum, a najwyżej o tym, kto będzie stał u naszego boku w jednym z pięciu zakończeń, które wybierzemy w ostatniej minucie gry.

 Nawet decyzje podejmowane w czasie gry sprowadzają się raczej do kosmetyki fabuły niż jej głównego nurtu. Miłym zaskoczeniem i wyjątkiem był tutaj nasz rodzimy Wiedźmin, który w drugiej części pozwalał na wybór dwóch różnych ścieżek – znacząco różnicujących dużą część fabuły. Choć nawet w tym przypadku wszystko prowadziło do jednego, wspólnego dla obu ścieżek zakończenia.

 Rozumiem, że budowanie różnych ścieżek gry multiplikuje koszty i jest po prostu mało opłacalne. Ale skoro od lat gry stają się coraz bliższe rzeczywistości (wizualnie, ale nie tylko), to czy nie możemy pomarzyć o dobrych, naturalnych zakończeniach naszych przygód, a nie sztucznych wyborach w ostatniej minucie zabawy?